Recenzja filmu

Strzały o zmierzchu (1962)
Sam Peckinpah
Randolph Scott
Joel McCrea

Pierwszy antywestern!

Początek lat sześćdziesiątych w historii westernu jest dość specyficzny. W tym okresie bowiem powstawały liczne opowieści o Dzikim Zachodzie, ale nie można jednoznacznie określić jaki miały
Początek lat sześćdziesiątych w historii westernu jest dość specyficzny. W tym okresie bowiem powstawały liczne opowieści o Dzikim Zachodzie, ale nie można jednoznacznie określić jaki miały charakter. Nie istniał jeszcze termin: antywestern, lecz od klasycznych dzieł lat pięćdziesiątych owe filmy znacznie się różniły. To właśnie wówczas powstały "Strzały o zmierzchu", pierwszy z wielkich westernów zrealizowanych przez Sama Peckinpaha. Jest to pozycja bardzo ważna, gdyż dzięki prezentowanemu obrazowi, dziś już legendarny reżyser zyskał uznanie krytyki i widowni. Już na początku recenzji muszę zaznaczyć, iż nie jest to typowy film krwawego Sama. Tym dziełem Peckinpah nie zyskał sobie owego przydomka, dopiero późniejsze klasyki np. "Dzika banda" czy "Pat Garrett i Billy Kid" uczyniły go twórcą tzw. krwawych moralistów. W "Strzałach o zmierzchu" nie ma aktów przemocy jak również licznych scen strzelanin. Uważny widz zauważy jednak przesłanie moralne, co jest wręcz "znakiem firmowym" Peckinpaha. Oglądając późniejsze dzieła "mistrza westernu" odnajdziemy odniesienia do myśli z prezentowanego obrazu. Żadna inna opowieść o Dzikim Zachodzie autorstwa krwawego Sama nie była tak przepełniona przesłaniami, ani też tak oczywista w odbiorze. Bohaterowie dzieła - Steve Judd (Joel McCrea) i jego stary przyjaciel Gil Westrum (Randolph Scott) to postacie, jakie dobrze znamy z późniejszych westernów Peckinpaha - podstarzali rewolwerowcy, którzy lata swojej świetności mają już dawno za sobą. Towarzysze całkowicie odmiennie spędzali czas z dala od siebie (dawniej obaj byli szeryfami). Steve w dalszym ciągu pozostał stróżem prawa oraz wykonywał zajęcia urzędnicze, legalne. Natomiast Gil spędzał czas w barach, strzelając lub pijąc. Relacje między przyjaciółmi są specyficzne. Wynikają znaczne różnice w postrzeganiu świata przez jednego i drugiego. Judd podejmuje się różnych legalnych prac, chcąc, jak sam stwierdził, "wejść do Domu usprawiedliwionym". Stary Westrum nie ma w sobie tyle pokory, co kolega. Ukrycie pragnie przywłaszczyć dla siebie złoto, które transportują przez niebezpieczne okolice do miasteczka Coarse Gold. W wyprawie tej podstarzałym rewolwerowcom towarzyszy młodzieniec, Heck Longtree, uosobienie młodzieńczej głupoty i lekkomyślności. Punktem zwrotnym w akcji filmu jest wizyta kowbojów na noclegu u Josuy Knudsena. Jak się okazuje gospodarz to fanatyk religijny (motyw z fanatyzmem wiary pojawia się u Peckinpaha także w późniejszym westernie pt. "Ballada o Cable'u Hogue'u"). Reżyser ukazuje jak surowe postępowanie ojca ma negatywny wpływ na córkę, Else (Mariette Hartley). Jest przez rygor opiekuna lekkomyślna i ciekawa świata. Jej główną cechą jest naiwność, która w okrutny sposób pokazuje dziewczynie realia otoczenia. Niech za myśl przewodnią obrazu posłużą słowa, wypowiedziane przez pannę Knudsen: "Nikt nie jest tylko dobry albo tylko zły". Można znaleźć uzasadnienie tezy w dalszej części "Strzałów o zmierzchu". Oto Gil, którego Judd uważał za przyjaciela, usiłuje ukraść transportowane złoto, aby następnie pomóc kompanom w decydującym pojedynku. Natomiast młodzieniec Heck, który miał uczestniczyć w spisku, nagle zmienia zdanie i okazuje szacunek do starego Steve'a. Nawet przeciwnicy bohaterów, bracia Hamonds, podczas pojedynku zachowują się z honorem. Ta zmienność postępowania postaci w dziełach krwawego Sama jest ogromnym plusem. Jak już wspomniałem, film ten nie jest antywesternem, ani też klasycznym westernem (przykład "Rio Bravo"). W następnych obrazach Peckinpah "staje po drugiej stronie barykady", jego późniejsi bohaterowie to przestępcy, wyjęci spod prawa rewolwerowcy. Juddowi i kompanom dużo do nich brakuje. Jednakże "Strzały o zmierzchu" nie mają happy endu, czym odstają od klasycznych dzieł tego gatunku. Bohaterowie walczą z własnymi słabościami, dążą do pojednania ze światem. Judd i Gil wiedzieli, że ich czas, podobnie jak czas wówczas "cukierkowych" westernów, dobiega końca i muszą się liczyć ze śmiercią. Muszę przyznać, że aktorom udało się stworzyć ciekawe, barwne postacie. Wielkim atutem dzieła jest przepiękna sceneria. Zdjęcia i ukazane krajobrazy naprawdę robią ogromne wrażenie (film kręcono na terenie jednego z Parków Narodowych USA). Jednakże nie można się łudzić. Nie jest to jeszcze ten cudowny montaż i styl kręcenia strzelanin (których zresztą w dziele jest mało), znany z późniejszych arcydzieł Peckinpaha. Zdaje się, że do mistrzostwa reżyser doszedł przy późniejszych westernach. "Strzały o zmierzchu", choć w moim odczuciu są najsłabszym westernem krwawego Sama, należy je uważać za jednocześnie ciekawą filmową pozycje i jeden z najciekawszych oraz najbardziej oryginalnych obrazów swego gatunku lat sześćdziesiątych.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones