Recenzja filmu

Ozzy (2016)
Alberto Rodriguez
Agnieszka Matysiak
Guillermo Romero
Dani Rovira

Pieskie życie

Mimo starań wielu zdolnych zespołów z różnych części świata studio Disneya – z  dywizją Pixara na czele – wciąż pozostaje  bezkonkurencyjne na polu animacji komputerowej. I o ile argument 
Ozzy to beagle mieszkający ze swoją ludzką rodziną na przedmieściach. Czasem coś strąci, czasem zepsuje, ale ostatecznie wszystko mu się wybacza, jest w końcu oczkiem w głowie swoich panów. Scenarzysta okazuje się jednak mniej wyrozumiały i błyskawicznie wysyła opiekunów na wycieczkę do Japonii, dokąd państwo Robbins zabrać psiaka nie mogą. Zrozpaczeni brakiem chętnych do opieki nad swoim pupilem, zostawiają go w renomowanym hotelu dla czworonogów. Miejsce wyglądające jak luksusowe spa okazuje się jednak więzieniem o zaostrzonym rygorze, w którym zwierzaki zmuszane są do przymusowej pracy. Jedynym ratunkiem dla Ozzy'ego i jego towarzyszy spod celi okaże się – jak to w tradycji kina więziennego bywa – spektakularna ucieczka.



Pomysł na fabułę to spełnienie najczarniejszego koszmaru troskliwych psiarzy, którzy nieraz zastanawiali się, czy psi hotel, w którym zostawiają swojego ulubieńca, faktycznie jest tym, czym się wydaje. Twórcy "Ozzy’ego" już na wstępie punktują więc sobie u dorosłych widzów, trapionych podobnymi obawami. Fabuła animacji jest zresztą skrojona na potrzeby rodziców także pod innymi względami. To w dużej mierze bezpretensjonalna parodia monumentalnych filmowych opowieści o więzieniu jako kuźni charakteru w rodzaju "Skazanych na Shawshank" (a parodia, jak wiadomo, jest wyrazem największego szacunku). Psi zakład karny ma więc swoje prawa i zasady, pojawiają się w nim klasyczne typy bohaterów, od starego mentora, przez safandułowatego kumpla, po skorumpowanego naczelnika, zaś całe show kradnie bezwzględny gangster uwięziony w mikroskopijnym ciele chichuahy.



Problem w tym, że to młodocianym widzom zostanie prawdopodobnie po seansie niewiele w głowie. Chcąc ominąć ograniczenia, które narzuca strona formalna (mówiąc delikatnie, film nie jest popisem kunsztu grafików oraz animatorów), reżyser zdecydował, że o niektórych istotnych wydarzeniach będziemy się dowiadywali z wypowiedzi bohaterów, przez co film sprawia wrażenie anemicznego i przegadanego. Na ekranie dzieje się raczej niewiele, a gdy już się dzieje, koślawa animacja pozbawia sekwencje akcji dynamiki i dramatyzmu. Wyobrażam sobie więc sytuację, w której "Ozzy" zrazi do siebie niecierpliwych widzów. Nie pomaga również fakt, że poziom dialogów nie jest przystosowany do słownika małych widzów, a najlepsze żarty zarezerwowano dla dorosłych. No chyba, że ktoś zechce wytłumaczyć malcowi dwuznaczność wyrażenia: "od teraz będziesz biegał tylko dla mnie", odsyłającego nas do slangu przestępczego.



Najgłębsza myśl, jaka pozostaje po seansie filmu, sprowadza się do nieśmiertelnej refleksji: mimo starań  wielu zdolnych zespołów z różnych części świata studio Disneya – z  dywizją Pixara na czele – wciąż pozostaje  bezkonkurencyjne na polu animacji komputerowej. I o ile argument  dysproporcji budżetowych jest zasadny, zaś w filmie znajdziemy sporo ciekawych pomysłów, z efektownym gatunkowym sztafażem na czele, o tyle trudno przymknąć oko na realizacyjną mizerię oraz niewystarczającą troskę o najmłodszego odbiorcę. Miejmy więc nadzieję, że potencjalny sequel złagodzi sympatycznemu Ozzy'emu wyrok.
1 10
Moja ocena:
4
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones