Recenzja wyd. DVD filmu

Ochroniarz (2017)
Alain Desrochers

Po prostu dobry gość

Wszyscy mniej więcej wiemy, jak to się potoczy. Grupa ochroniarzy przy pomocy sztuczek rodem z "Kevina samego w domu" stawi czoła uzbrojonym w karabiny maszynowe przestępcom. Łatwo tu o
Pojęcia nie mam, dlaczego obecnie w świetle reflektorów nie bryluje Antonio Banderas. Wszyscy go szanują za dawny dorobek w "Desperado" i "Masce Zorro", a mało się wspomina, że obecnie ten aktor wciąż kręci świetne filmy. Już nawet pomińmy fakt, że stanowił najjaśniejszy punkt najgorszej odsłony "Niezniszczalnych", lecz sprawdził się również w przyzwoitym dramacie obyczajowym "Altamira" oraz był świetny w utrzymanym w stylu "Łowcy androidów" thrillerze egzystencjalnym science-fiction o tytule "Automata". Sporo dobrego kina z jego udziałem mogliśmy w ostatnich latach zobaczyć, a i sam Banderas doskonale stwarza kreacje zabawne, jak i poważne, przerysowane, jak i stonowane – sprawdza się w każdym gatunku oraz konwencji. Dlatego oczywiście nie ma co dodawać, że wypadł kapitalnie również w recenzowanym tu "Security".


Klasyczne kino akcji jak widać jeszcze nie zginęło. Utrzymując tradycję "Szklanej pułapki" i łącząc nowoczesne realia, oto nadszedł czas chronić galerię handlową przed atakiem gangsterów. Główny bohater (El Camino de Antonio Banderas (2006)Antonio Banderas) to weteran wojenny niczym John Rambo, niechciany i nie mogący się odnaleźć w post-wojskowej rzeczywistości, a śmieciowe zatrudnienie przyjmuje z pocałowaniem ręki. Już pierwszego dnia marnej tyry ochroniarza do drzwi strzeżonego przez niego sklepu puka cudem ocalały, nieletni świadek koronny. Jego śladem podąża cały zastęp kryminalistów, którzy za nic nie pozwolą, by ta nastoletnia dziewczynka zeznawała przeciwko nim w sądzie.
Wszyscy mniej więcej wiemy, jak to się potoczy. Grupa ochroniarzy przy pomocy sztuczek rodem z "Kevina samego w domu" stawi czoła uzbrojonym w karabiny maszynowe przestępcom. Łatwo tu o śmieszność i żenujące dowcipy, lecz trzeba przyznać, że twórcy z gracją poczynają sobie z oklepanym konceptem, a ich film posiada zdecydowanie więcej zalet niż wad. Przede wszystkim, prócz wspomnianego przeze mnie Banderasa, na ekranie dużo dobrej roboty jako jego pomocnik wykonuje też Liam McIntyre ("Spartacus: Wojna potępionych"). Po barwnym wstępie można było się spodziewać, że zostanie irytującym, komediowym pomagierem, lecz scenariusz dobrze zmienia rolę granej prze niego postaci, tak że wyrasta ona na kolejnego, ostatniego sprawiedliwego bohatera, któremu trudno nie kibicować i chętnie bym zobaczył jego dalsze losy w ewentualnej kontynuacji.

         

Przeciwnikom zresztą również nie można wiele zarzucić, gdyż Ben Kingsley wyjątkowo nie błaznuje, a stawia na bardziej wyrachowany, zimny wizerunek, który finalnie robi lepsze wrażenie, a i odwołania do zdrowego rozsądku nabierają większego sensu niż przekombinowane groźby. Szkoda tylko, że Cung Le nie dostaje odpowiedniej sceny, w której mógłby zaprezentować swoje ponadprzeciętne zdolności w walce wręcz. Aczkolwiek wszystko to wynika z obranej przez twórców konwencji, gdzie liczy się również pewien poziom realizmu. Owszem, nie ma to żadnego logicznego uzasadnienia, że nasi ochroniarze to sami młodzi modele, pasujący prędzej na okładki lifestyle'owych czasopism, a nie nocną zmianę w galerii, ale z drugiej strony, wielokrotnie pokazano również, jak strach paraliżuje ich działania, a zaistniała, ekstremalna sytuacja zwyczajnie przerasta. Do tego trup ściele się gęsto i szanse bohaterów na przeżycie do końca filmu są faktycznie nikłe.

Zaangażowanie widza zwiększa również ładnie zaimplementowany wątek ojcostwa, nadający pomiędzy strzelaninami nieco ludzkich cech zabójczo skutecznemu Banderasowi.
Prócz pewnego ciężaru dramatycznego dostajemy też wiele podnoszących adrenalinę sensacyjnych "truskawek na torcie", takich jak wspinaczka po ścianie budynku, jeżdżenie na quadzie, bomba domowej roboty i oczywiście klasyczne strzelanie z dwóch pistoletów jednocześnie. Na jakość sekwencji akcji nie można narzekać. Nie jest to poziom kina klasy B, a pięknie zrealizowana rozwałka, jaką nie wstyd oglądać na ekranie kina. Antonio Banderas bezbłędnie odnajduje się w tego typu produkcjach, więc i tym razem dzielnie dźwiga na swych barkach ciężar stworzenia efektownego widowiska. Misja ta wychodzi mu w stu procentach. Zwłaszcza że, jak wspomniałem, pomocą skutecznie służy reszta obsady, oraz posiadający dobre wyczucie konwencji reżyser. Jako ciekawostkę, warto napomknąć, że budżet "Security" wyniósł aż 15 milionów dolarów, czyli zaledwie 25% mniej niż chociażby takiego "Johna Wicka", więc jest to kwota, z której można wycisnąć coś konkretnego i tak też się stało.


Choć oczywiście "Security" to żaden przełom nie jest, to i tak każdy, kto lubi sensowne kino sensacyjne, się nie zawiedzie. Zwyczajnie rzetelnie wykonano swoją robotę i dostarczono widzowi szybki strzał, bezbłędnie zapewniający dobrą rozrywkę na wieczór. To dokładnie taka produkcją, jakiej można się spodziewać po opisie i zwiastunach, lecz nawet bez kreatywnych zwrotów akcji wszystkie te oklepane elementy składowe zgrabnie zgrały się ze sobą, sumując w staroszkolną rzeź w imię prawilności. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones