Recenzja filmu

Boyhood (2014)
Richard Linklater
Ellar Coltrane
Patricia Arquette

Podróż sentymentalna

Film Linklatera nie gubi nawet na chwilę człowieczeństwa.  Mimo że nosi pewne znamiona egzystencjalizmu, nie próbuje być filozoficzną tyradą. Nie kieruje się stereotypami. Skutecznie obala mit
Na początek ostrzeżenie. O ile sam film jest wiernym sprawozdawcą, nie idealizuje konkretnych faz dorastania, a Richard Linklater na pewno nie zamierza was (używając języka Gombrowiczowskiego) upupić, to z pewnością wywoła efekt szklanych oczu. Powinniście być szczególnie ostrożni, jeżeli wasze pierwsze kolki i wrzaski w przytulnej kołysce przypadają na wczesne lata 90. Znajdziecie tu wszystko, co przypomni o utraconym bezpowrotnie dzieciństwie. "Dragon Ball". Kineskopowy telewizor. Pierwsze wersety historii o młodym czarodzieju z charakterystyczną blizną na czole. Dyskusje na temat rycerzy Jedi. Osobliwe hobby. Wojaże z najlepszym przyjacielem po okolicznych opustoszałych lokacjach, oraz nieśmiertelne: "wracaj na obiad!".

Na etapie wnikliwego zgłębiania otaczającego świata poznajemy Masona (Ellar Coltrane) - sympatycznego blondasa w zielonej koszulce w pasy. Sześciolatek jest niezapisaną tablicą. Ruszamy z nim w podróż będącą relacją z budowania i hartowania osobowości, oraz tworzenia historii jednostki przeciętnej - ginącej w tłumie. Linklater wykorzystuje wszystko, co się nawinie. Obficie czerpie z popkultury. Wplątuje w oś fabuły fakty znane nam z dzienników informacyjnych. Posługuje się typowymi zachowaniami. Udaje mu się połączyć uniwersalizm - tworząc autentycznych emocjonalnie bohaterów, którzy borykają się z codzienną rutyną, troszczą o lepsze jutro i próbują zrozumieć siebie - z realizmem narracyjnym. "Boyhood" składa się z kafelków ułożonych symetrycznie; w kolejności chronologicznej. Nie znajdziecie tutaj wyodrębnionych rozdziałów z nagłówkiem "kilka lat później", ale uchwycone okiem kamery sceny z życia Masona. Chwile wzniosłe i całkiem błahe. Pierwsze rozczarowania. Kształtowanie świadomości egzystencjalnej.
 
 


Bez eksperymentów nie ma odkryć. Ryzyko opłaciło się teksańskiemu reżyserowi. Opowieść o niebieskookim chłopcu imponuje rozmachem. Obserwowanie ewolucji aktorów i ich postaci jest ekscytującym doświadczeniem. Od ciekawskiego długowłosego dzieciaka do wysokiego kreatywnego mężczyzny z bujnym zarostem. Od kolekcjonowania kamyków do zainteresowania fotografią. Od Britney Spears do Beatlesów i Pink Floyd. Od "Harry'ego Pottera" do "Zabić drozda". Między aktorami wyraźnie iskrzy, rockowe nuty przyjemnie bujają, a zdjęcia autorstwa Lee Daniela i Shane'a F. Kelly'ego dopieszczą widzów spragnionych wizualnych doświadczeń.

Film Linklatera nie gubi nawet na chwilę człowieczeństwa.  Mimo że nosi pewne znamiona egzystencjalizmu, nie próbuje być filozoficzną tyradą. Nie kieruje się stereotypami. Skutecznie obala mit "tych lepszych" pokoleń. Co prawda, głosi treści banalne, ale nie wychodzi poza formę i nie krzyczy, że jest czymś więcej niż w rzeczywistości. Dobrze rozumie, że jest ckliwy, melancholijny i ciepły, ale potrafi być jednocześnie zabawny, ironiczny i nieznośnie prawdziwy. "Boyhood" to obraz niezwykły w swojej prostocie. Każdy znajdzie w nim cząstkę swojej skołatanej duszy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Richard Linklater udowodnił już w swojej wyjątkowej trylogii ("Przed wschodem słońca"; "Przed zachodem... czytaj więcej
Wspomnienia z młodych lat kojarzą się zwykle z chwilami przepełnionymi emocjonalnymi uniesieniami lub... czytaj więcej
"Boyhood" to filmowy projekt, który zachwyca prostotą i banalnością, ukazując codzienne, przyziemne... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones