Podróż w przeszłość

"Blossom Tales: The Sleeping King" najłatwiej określić jako klona Zeldy. I nie chodzi wcale o najnowsze produkcje spod znaku "The Legend of Zelda", ale o kompletne starocie, jeszcze z czasów NES
"Blossom Tales: The Sleeping King" - recenzja
"Blossom Tales: The Sleeping King" najłatwiej określić jako klona Zeldy. I nie chodzi wcale o najnowsze produkcje spod znaku "The Legend of Zelda", ale o kompletne starocie, jeszcze z czasów NES czy SNES. Bliżej zresztą "Blossom Tales" do produkcji z ery 16-bitowej niż 8-bitowej, choćby ze względu na to, że oprawa graficzna nie jest jedynie obrzydliwym pixel artem, ale już całkiem ładną estetycznie grą ze sporą paletą barw. Porównanie z erą 16-bitową pojawia się nie bez powodu – wtedy bowiem powstała choćby gra "The Legend of Zelda: A Link to the Past".



O co chodzi w "Blossom Tales"? To historyjka, którą pewien dziadek opowiada wnuczkom na dobranoc. Przenosimy się w historii do magicznego królestwa, którego władca niestety zasnął wiecznym snem, zaś stery w państwie przejął złowrogi czarnoksiężnik. Nasza bohaterka Lily dopiero co została pasowana na rycerza (rycerkę?) i już musi zająć się tak wielką sprawą jak przywrócenie króla do życia. W tym celu uda się w różnorakie zakątki świata, zawalczy z wieloma potworami i rozwiąże masę zagadek. Motyw opowieści jest tu o tyle istotny, że po pierwsze niejednokrotnie to źródło humoru w grze, a po drugie – cały czas narratorem pozostaje dziadek i wnuczki. Bywają więc momenty, gdy musimy w grze coś wybrać tylko dlatego, że dzieciaki kłócą się, czy Lily ma walczyć z królową piratów czy z np. szkieletami, albo czy dany teren będzie toczony przez liczne zastępy łuczników lub golemów. 



"Blossom Tales" jest bazowo grą dość klarowną i prostą. Sytuację, właśnie jak w starej "Zeldzie", oglądamy z lotu ptaka. Nasza postać ma pewien zasób punktów życia (serduszek) oraz energii zużywanej na zdolności lub inne niż zwykły ataki. Oprócz tego mamy miecz, tarczę, a dość szybko dostajemy też do rąk bomby, łuk, bumerang czy inne dodatki w ekwipunku. W grze znajdziemy oczywiście nie tylko normalne tereny, po których się przemieszczamy, lecz także i rozległe podziemia. Tych dużych lochów jest cztery i to w zupełności wystarczy jak na rozmiar całej gry. Zwłaszcza że podziemia wypełnione są zagadkami, wyzwaniami, zaś na końcu każdego czeka trudny boss. Puzzle są przeróżne, z reguły sprowadzają się jednak do chodzenia po odpowiednich polach, przesuwania przedmiotów albo zapalania pochodni. Dzięki temu będziemy mogli przejść z jednego pokoju do następnego. Oprócz zwiedzania lochów mamy oczywiście całkiem spory kawałek świata do przebycia. Na każdym terenie możemy zresztą wykonywać swego rodzaju misje poboczne – chodzi o zebranie odpowiedniej liczby danych przedmiotów wypadających z konkretnych wrogów. Dzięki temu podniesiemy naszą efektywność w walce.



Nie ma co ukrywać – "Blossom Tales" jest kolejnym klonem Zeldy. Gra wybija się jednak nad inne tym, że po pierwsze wydano ją także na Switcha i jest wręcz idealnym produktem na konsolę tego typu, zwłaszcza w trybie handheld. Po drugie, to naprawdę duży kaliber przywiązania do klasyki – wiele rzeczy jest tu niemal żywcem przeniesionych ze starej "Zeldy" i służy wywołaniu uczucia nostalgii. To w zasadzie najważniejsza funkcja gry – gra ze wspomnieniami, swoista podróż w przeszłość. Bo choć zmienia się bohaterka, wymyślona jest jakaś tam inna, przyczynkowa historia, to rdzeń gry jest identyczny jak w dawnych produkcjach z Linkiem w roli głównej. Chodzimy po świecie, zdobywamy kolejne serduszka, rozwiązujemy zagadki, przemierzamy podziemia. W zasadzie jedynym felerem w zakresie mechaniki jest inwentarz, a raczej dość kłopotliwe przełączanie się pomiędzy kolejnymi ekranami menu. Do tego dochodzi też dość irytujące przekładanie przedmiotów z miejsca na miejsce. Jednocześnie możemy bowiem korzystać tylko z trzech rzeczy, więc jeśli mamy ich więcej, trzeba raz po raz włazić do menu, zmieniać ustawienia i znów wracać na ekran gry.



Wizualnie gra odwołuje się oczywiście do estetyki i limitów ery 16-bitowej. Jest przy tym bardzo ładna, wybrzmiewa przyjemnymi, pastelowymi kolorkami i nawet jeśli poszczególne podziemia po jakimś czasie zlewają się w jedno albo różne tereny zyskują na podobieństwie, to wszystko jest miłe i kolorowe. Co więcej, nawet tak prozaiczna czynność jak ścinanie mieczem trawy, potrafi cieszyć, zwłaszcza że poprzez machanie mieczem od czasu do czasu znajdujemy kolejne pieniążki.

"Blossom Tales" kupimy w Nindendo eShopie za stosunkowo niewielkie pieniądze, więc nie zaszkodzi spróbować. Gra dostarczy nam przynajmniej kilkanaście godzin (jeśli chcemy zrobić wszystko) całkiem niezłej rozrywki. A jeśli przy okazji pamiętamy stare "Zeldy", będzie to niebagatelna nostalgiczna podróż w przeszłość.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones