Recenzja filmu

Dyktator (1940)
Charlie Chaplin
Charlie Chaplin
Jack Oakie

Podwójne życie Charliego

Na początku II wieku n.e. Plutarch z Cheronei napisał swoje najsłynniejsze dzieło - "Żywoty równoległe". I mimo oczywistego braku profesjonalizmu, po dziś dzień jest to jedna z
Na początku II wieku n.e. Plutarch z Cheronei napisał swoje najsłynniejsze dzieło - "Żywoty równoległe". I mimo oczywistego braku profesjonalizmu, po dziś dzień jest to jedna z najpopularniejszych książek historycznych. Oprócz znakomitego stylu (tego autorowi nikt nie odmawia) przyczyną sławy tego tomiku jest przede wszystkim pomysł - napisanie komparatywnych życiorysów sławnych postaci. Kogoż bowiem nie zainteresuje porównanie Cezara z Aleksandrem Wielkim, Demostenesa z Cyceronem, Lizandra z Sullą czy nawet Tezeusza z Romulusem. Oczywiście każdego i każdy mógł się przekonać, jak nieraz czysty przypadek sprawiał, że życie porównywanych osób toczyło się albo nadzwyczaj podobnie, albo niewiarygodnie wprost inaczej. Wstęp to może przydługi, ale raczej konieczny dla zrozumienia, o czym będę dalej pisał, a zwłaszcza o czym jest słynny "Dyktator" Chaplina. Oto na początku filmu pokazano fragment wojny, którą niemal od razu można rozpoznać jako I Wojnę Światową, a na niej typowego bohatera - Charliego, skromnego żołnierza, wykorzystywanego do najprostszych (choć i najbardziej niebezpiecznych) zadań. Ale czy na pewno? Otóż nie całkiem. Mamy tu niejako dwie postaci w jednej, z jednej strony sympatyczny Fryzjer, a z drugiej - Dyktator. Do zrozumienia potrzebny jest klucz: trzeba oto wiedzieć, że podczas "Wielkiej Wojny" pierwowzór postaci głównego bohatera - Hynkela (jego nazwiska nie wspomnę) był właśnie gońcem - często przewoził rozkazy na linii ognia, ale był również chłopcem od wszelkiego typu wynieś, przynieś, pociągnij za sznurek robót. I tak jak Adolf, nasz bohater przegapił koniec wojny i wrócił do kraju, w którym wcale nie działo się najlepiej. I choć może się to wydawać nie do uwierzenia historia tego człowieka i historia Hynkela od tego momentu są niemal paralelne. Widzimy obu w pracy, poznajemy w relacjach z kobietami, towarzyszymy w spotkaniach z przyjaciółmi, a nawet obaj mają scenę "muzyczno-taneczną" (dla zainteresowanych scena golenia została fantastycznie przerobiona w "Króliku Sewilskim", 1950). I chyba właśnie w tej scenie najlepiej widać między nimi różnicę. Fryzjera cieszy jego praca i zadowolenie klientów, Hynkela natomiast cieszy tylko on, a pozostali ludzie tylko mu przeszkadzają. Jak się więc okazuje, każdy rzemieślnik jest bardziej pożyteczny od Dyktatora, który - mimo pięknych frazesów - nic nie robi. Chaplin znakomicie pokazuje w "Dyktatorze" właśnie dwoistość ludzkich zachowań. Główni bohaterowie to, używając kolejnego literackiego porównania, dr Jekyll i mister Hyde. A to, że gra ich jeden aktor, który - mimo charakteryzacji - jest do siebie nadzwyczaj podobny, jeszcze pogłębia to odniesienie. A przy tym jest to również film jak najbardziej antytotalitarny i bardzo odważny. W czasach, kiedy Stany jeszcze udawały, że zupełnie nie wiedzą, co się dzieje na świecie, Chaplin postanowił otwarcie pokazać trochę prawdziwego cierpienia. Dziś już może co prawda razić, że cała dyktatura w porównaniu z rzeczywistością wydaje się trochę niepoważna, ale mnie ona rozrzewniła. Może to zabrzmieć dziwnie, ale "Dyktator" jest jednym z ostatnich przykładów sztuki "wieku niewinności". Charlie, może nawet nieco naiwnie, nie jest jeszcze w stanie przewidzieć, jak straszna będzie nadchodząca wojna, co widać w filmie. Nie ma jeszcze tego tragizmu, który widać we wszystkich późniejszych utworach wojennych, a jest prosta wiara, że tyranię można stosunkowo łatwo zakończyć. Mimo to film, przynajmniej w Ameryce, wyprzedzał swój czas i pięć nominacji do Oscara aż trochę dziwi. Wkrótce jednak Akademia miała pożałować, że nie przyznała obrazowi żadnej statuetki, bowiem po przystąpieniu Stanów do wojny na "Dyktatora" zaczęły ciągnąć miliony (w tym bohaterowie Pearl Harbour). I w tym akurat nie ma nic dziwnego, bowiem - poza po dziś dzień aktualnymi problemami - film jest też świetną superprodukcją. Ma wspaniałe dekoracje, kostiumy, a także jedną wielką scenę zbiorową, którą można było w kinie zobaczyć chyba po raz pierwszy (choć wygląda jak z autentycznej kroniki). I to właśnie podczas tej sceny padło zdanie, które najlepiej zapamiętałem z "Dyktatora" i które chyba najlepiej oddaje treść filmu - "nie walczcie o niewolę, a o wolność".
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rok 1939 już na zawsze pozostanie datą jednoznacznie kojarzącą się z wybuchem II wojny światowej.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones