Recenzja filmu

Jaśniejsza od gwiazd (2009)
Jane Campion
Abbie Cornish
Ben Whishaw

Poetycka wydmuszka

Vincent Vega, wchodząc wraz z Mią Wallace do restauracji Jack Rabbit Slim's, powiedział: "to miejsce wygląda jak muzeum figur woskowych, tylko z akcją serca". Podobne wrażenie towarzyszyło mi
Vincent Vega, wchodząc wraz z Mią Wallace do restauracji Jack Rabbit Slim's, powiedział: "to miejsce wygląda jak muzeum figur woskowych, tylko z akcją serca". Podobne wrażenie towarzyszyło mi przy oglądaniu najnowszego filmu nowozelandzkiej reżyserki Jane Campion "Jaśniejsza od gwiazd". Poetycki melodramat zamienia się tutaj w pseudoartystyczny teatrzyk niemiłosiernie rozwleczony na kształt poematów zapomnianego angielskiego poety Johna Keatsa.  

Twórczyni "Fortepianu" i "Portretu damy" powraca do swojej ulubionej epoki – XIX wieku i kreśli historię miłości osiemnastoletniej Fanny i poety Johna Keatsa. Keats wraz z przyjacielem, panem Brownem dzieli dom wraz z rodziną Fanny. Kochanków łączy nie tylko wspólne mieszkanie, ale przede wszystkim zamiłowanie do poezji i dekadenckiej melancholii. Problem w tym, że Keats jest nieśmiały i z lekka zdziecinniały, w dodatku lubuje się w rubasznych "zabawach" ze swoim przyjacielem Brownem, a Fanny jest neurotyczna i płochliwa. Czy z tego połączenia można wykrzesać jakikolwiek romans?

Zabrakło wspólnoty serc, niepisanej więzi pomiędzy kobietą a mężczyzną. Nie ma tego pomiędzy sztucznym duetem Whishaw-Cornish. Oczekiwanie na jakikolwiek zwrot akcji w tym filmie można śmiało porównać do stanu po degustacji absyntu czy paleniu opium. To, co dla niektórych uchodzi za liryczną egzaltację, dla mnie stanowiło niemiłosierną, niespełna dwugodzinną katorgę. Fabuła filmu Campion sprowadza się do spojrzeń i westchnień (zarówno Fanny jak i Keatsa), recytacji kolejnych kiepskich wersów poety i nic niewnoszących dialogów dotyczących problemów egzystencjalnych. Próba analizowania bohaterów, ich transformacji pod wpływem poezji jest o tyle nietrafiona, o ile poezja ta nie przedkłada się na ich własne życie.

Keats, zamknięty w swoim świecie był prawdopodobnie homoseksualistą, Fanny natomiast skorą do flirtów panną lekkich obyczajów. Campion zrezygnowała natomiast z genderowego kontekstu i postawiła na płaską, dwuwymiarową historię tragicznego romansu. W rezultacie Keats smęci od rzeczy, a Fanny na przemian haftuje, spaceruje, pogrąża się w refleksji, co ma naprowadzać na jej stopniową fascynację poezją młodzieńca.   "Jaśniejszą od gwiazd" ratować może jedynie warstwa wizualna filmu. Przepiękne zdjęcia Greiga Frasera zachwycają soczystością barw, znakomicie oddając klimat epoki. Głębia powierzchni obrazu rekompensuje w pewnym stopniu ubogą fabułę i emocjonalno-zmysłową stronę filmu.

Biorąc pod uwagę nawiązania do lirycznej twórczości angielskiego poety, ciężko tutaj brać pod uwagę jakikolwiek dynamizm akcji. Montaż polega w tym obrazie na poetyckim przechodzeniu pomiędzy kadrami, pozwala na refleksyjne rozkoszowanie się bogactwem plenerów. Widoczna w filmie stylizacja na staromodny angielski styl początku XIX wieku stała się dominantą tak znaczną, że sama reżyserka ulegając tak powszechnie negowanej przez siebie stereotypizacji zrezygnowała ze zdjęć w Keats House w Londynie na rzecz Hyde House i Estate w Hyde.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W dzisiejszych czasach sięgający po melodramat twórca musi być albo bardzo pewny, że materiał, którym... czytaj więcej
Takich filmów już się nie robi. Nie jest to bynajmniej zarzut pod adresem najnowszego działa Jane Campion... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones