Recenzja filmu

Pi (1998)
Darren Aronofsky
Sean Gullette
Mark Margolis

Pogoń za nieskończonym

Film Aronofsky'ego jest raczej efektowny niż głęboki. Ale czy to zarzut w stosunku do thrillera Na tle innych filmów młodego amerykańskiego kina debiut Darrena Aronofsky'ego zwraca już uwagę
Film Aronofsky'ego jest raczej efektowny niż głęboki. Ale czy to zarzut w stosunku do thrillera Na tle innych filmów młodego amerykańskiego kina debiut Darrena Aronofsky'ego zwraca już uwagę swoją szorstkością. Nie ma tu elementów parodystycznych ani luzackiej atmosfery, bohaterowie nie są cool, nie robią sobie głupich i krwawych żartów - słowem, trudno w "Pi" odnaleźć to wszystko, co wypełnia po brzegi dzieła Quentina Tarantino, Kevina Smitha czy Douga Limana. Surowe, czarno-białe zdjęcia i drążąca mózg muzyka bez pardonu wrzucają widza w świat obsesji Maksa Cohena - matematycznego geniusza, który usilnie próbuje, posługując się notowaniami giełdy, dotrzeć do ostatecznego wzoru wszechświata. Powaga, z jaką Aronofsky traktuje temat i swojego bohatera chwilami aż drażni, czyni film cokolwiek nadętym, pozbawionym zbawiennego dystansu. Ale jednocześnie pomaga wzniecić niepokój i poczucie nieokreśloności, które nosimy w sobie jeszcze długo po wyjściu z kina W "Pi" użyty został motyw, często stosowany w thrillerach, zwłaszcza politycznych - "spiskowej teorii dziejów". Działalnością Maksa zainteresowana jest tajemnicza organizacja z Wall Street, dążąca do przejęcia całkowitej kontroli nad giełdą, do czego potrzebny jest jej właśnie uniwersalny wzór, który pozwoliłby przewidywać, jakim wahaniom ulegać będą akcje. Ten wątek można by potraktować metaforycznie - Max, na przemian kuszony i zastraszany przez przedstawicieli Systemu, wyrażałby wtedy dylematy samego reżysera w zdominowanym przez Hollywood świecie filmu. Takie aluzyjne odczytanie treści "Pi" wydaje się jednak zbyt powierzchowne. Ambicje Aronofsky'ego sięgają dalej. Po drugiej stronie barykady stawia on bowiem grupę ortodoksyjnych Żydów, którzy odkrycia Maksa chcą wykorzystać do poznania "prawdziwego imienia Boga". Ale bohater odrzuca także religijną presję. Pragnie samotnie stanąć naprzeciwko tajemnicy Krytyka zachodnia porównuje film Aronofsky'ego do debiutanckiej pracy Davida Lyncha - "Głowy do wycierania". W obu tych dziełach rzeczywistość zostaje zacieśniona do idees fixes i halucynacji głównej postaci, która właściwie nie schodzi z ekranu. Mnie jednak powracające kilkakrotnie ujęcie szumiących na wietrze liści przypomniało o "Powiększeniu", gdzie liście szumiały bardzo podobnie. Różnica między "Pi" a arcydziełem Antonioniego polega jednak nie tylko na tym, że film Aronofsky'ego jest raczej efektowny niż głęboki. Twórca "Przygody" kwestionował możliwość poznania (a może i samo istnienie) prawdy tej nawet najprostszej, prawdy ludzkiej, prawdy zdarzenia. Cóż dopiero mówić o tajemnicach kosmosu! Amerykański, dwudziestoparoletni reżyser wydaje się być dużo mniej sceptyczny. Max osiąga swój cel, rozpracowuje wzór "na całość". Rezygnuje jednak z otwierania nim universum, gdyż okazuje się to zbyt niebezpieczne, o czym świadczy chociażby przykład jego zmarłego mistrza, który również igrał z boskim ogniem. Fotograf z "Powiększenia" w ostatniej scenie filmu wiedział mniej niż kiedykolwiek. Wiedział, że nic nie wie i się nie dowie. Spojrzenie Maksa mówi coś zupełnie przeciwnego - wiem, ale wam nie powiem. "Pi" dość niebezpiecznie dryfuje więc w stronę mielizn New Age. Na szczęście Aronofsky nie pogrąża się w psedonaukowym bełkocie o zagadkowych siłach rządzących kosmosem, dba raczej o to, by "Pi" pozostał sugestywnym, wciągającym thrillerem, który stara się być jakąś odpowiedzią na nasz niepokój w obliczu coraz większego chaosu poznawczego. Ten lęk wyraził już kilkadziesiąt lat temu Hermann Broch, gdy pisał w "Lunatykach", że nieokiełznane stały się pieniądz i technika, wahają się waluty i mimo wszystkich wytłumaczeń irracjonalnego, jakie człowiek ma pod ręką, skończone nie potrafi nadążyć za nieskończonym. Max jest tym, który podjął pogoń za nieskończonym Cóż jednak mają czynić inni, pozbawieni jego matematycznego geniuszu, otoczeni za to PESEL-ami, NIP-ami, PIN-ami, numerami kont i telefonów komórkowych - tymi wszystkimi liczbami, bez których istnienie okazuje się być nielegalne, wręcz niemożliwe? Czy zdołają one wypełnić pustkę oniemiałego świata i oniemiałej duszy? Czy, jak trochę pokombinujemy, to ułożoną się w prawdziwe imię naszego boga?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Pi" sklasyfikowane zostało jako thriller i teoretycznie posiada pewne cechy tego gatunku. Jednak nie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones