Recenzja filmu

Zdobyć Woodstock (2009)
Ang Lee
Demetri Martin
Imelda Staunton

Pokoleniowa transformacja od kuchni

"Zdobyć Woodstock" stało się prostą, bezpretensjonalną rozrywką przywracającą nam choćby na chwilę najwspanialsze momenty z hipisowskiej rewolucji. Tak, zdecydowanie warto ten film zobaczyć.
Są takie filmy, których opisywanie wydaje się zbędne, wystarczy powiedzieć "naprawdę warty obejrzenia", i wszystko jasne. Do tej grupy spokojnie można zaliczyć najnowsze dzieło Anga Lee "Zdobyć Woodstock". W sierpniu 1969 roku w okolicach Bethel odbył się festiwal Woodstock. Był to szczytowy moment hipisowskiej rewolucji. Przez trzy dni młodzi ludzie ze wszystkich zakątków Stanów znaleźli się tak blisko realizacji ideałów wolnej miłości, pokoju i tolerancji, jak to jest tylko możliwe na masową skalę. Mogli tego dokonać między innymi dzięki młodemu amerykańskiemu Żydowi Elliotowi Tiberowi. Kiedy ten dowiedział się, że sąsiednie miasto odrzuciło plany organizacji hipisowskiej imprezy, zaproponował rodzinną posiadłość jako miejsce koncertów. W ten sposób miał nadzieję wydobyć rodziców z potężnych długów, które groziły przejęciem ziemi przez bank. Uzyskując wsparcie sąsiada, który udostępnił swoje pastwiska, organizacja festiwalu mogła ruszyć z kopyta. Kiedy nie do końca trzeźwo myślący Elliot palnie mediom mowę o wolności i darmowej muzyce, do Bethel zaczną ściągać setki tysięcy młodych ludzi, którzy mieli dość sztywnych reguł poprzedniego pokolenia. Reszta to już legenda. Woodstock to dziś rzeczywiście bardziej mit niż rzeczywistość, symbol transformacji całego pokolenia. Jest tak głęboko osadzony w świadomości, że próba opowiedzenia o jego fenomenie wydaje się z góry skazana na porażkę, pełną sloganów, pustych frazesów i patetycznych peanów. Ang Lee nie przestraszył się jednak, chwycił byka za rogi i wygrał. Jego przepis na sukces: opowiedzieć o Woodstock bez odwoływania się do samego festiwalu. Na ekranie w zasadzie nie zobaczymy żadnego z artystów, którzy pojawili się na imprezie. Samą scenę widać z bardzo daleka i do tego przez pryzmat zaćmionego kwasem umysłu. Muzyka z koncertów dociera do nas jako pogłos, odległe echo trudne do odszyfrowania. Lee pokazuje festiwal od kuchni, z perspektywy przeciętnego uczestnika imprezy, który mógł nawet nie dotrzeć pod scenę. Elliot staje się naszym przewodnikiem po świecie pełnym chaosu, anarchii i wolności. Wraz z nim doświadczamy prostych radości bycia wśród ludzi, cieszenia się z przypadkowych spotkań, obdarowywania siebie uwagą, możliwością zdjęcia masek i bycia sobą. Dzięki postaciom drugoplanowym Lee delikatnie acz precyzyjnie kreśli portret poranionej rasowymi i ekonomicznymi podziałami Ameryki. Wytycza też szlak upadku, którym podąży pokolenie hipisów, przekształcających się w krwawych kapitalistów twórców ideologii wszechobecnego konsumpcjonizmu. I choć nad wszystkim unosi się pozytywny duch miłości i nadziei, Ang Lee nie cofa się przed pokazaniem osobistych dramatów. "Zdobyć Woodstock" robi spore wrażenie również od strony warsztatowej. To mały i skromny film pełen ciepłego humoru i barwnych postaci. Angowi Lee udało się zgromadzić imponującą obsadę, w której pierwsze skrzypce gra Imelda Staunton. Choć występuje w roli drugoplanowej, jest bez wątpienia największą gwiazdą filmu. Każda scena z jej udziałem to prawdziwy aktorski majstersztyk pozostawiający wszystkie inne kreacje daleko w tyle. Warto jednak wspomnieć o Demetrim Martinie. Jako komik jest on w pewnych kręgach dość znany, a jednak decyzja Anga Lee o powierzeniu mu głównej roli musiała u producentów wywołać nerwowe tiki. Na szczęście reżyser okazał się mieć nosa i Martin doskonale sobie z aktorskim wyzwaniem poradził. Osobną sprawą są znakomite zdjęcia Erica Gautiera i montaż Tima Squyresa. Zastosowanie kilku sposobów filmowania, dynamiczny montaż i podział ekranu na kilka części sprawiają, że widz ma możliwość niemal namacalnego doświadczenia tego, czym musiał być udział w festiwalu Woodstock. Całości dopełnia świetnie dobrana ścieżka muzyczna łącząca w sobie klasyczne standardy z epoki z utworami skomponowanymi przez Danny'ego Elfmana. Dzięki tym wszystkim elementom "Zdobyć Woodstock" stało się prostą, bezpretensjonalną rozrywką przywracającą nam choćby na chwilę najwspanialsze momenty z hipisowskiej rewolucji. Tak, zdecydowanie warto ten film zobaczyć.
1 10
Moja ocena:
9
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po tym filmie mój kumpel powiedział: "W pewnym momencie miałem wrażenie, że to film dla dzieci". I coś w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones