Recenzja filmu

Cząstki elementarne (2006)
Oskar Roehler
Moritz Bleibtreu
Christian Ulmen

Powierzchowna lektura

Co z całej tej Houellebecqowskiej filozofii zostało ukazane w filmie? Niewiele. Elementów pominiętych, uproszczonych lub po prostu zmienionych na jego niekorzyść jest naprawdę sporo.
Powiedzieć, że Michel Houellebecq należy do pisarzy, którzy raczej nie idą w swych książkach na kompromis, to tak, jakby stwierdzić, że "Pamiętniki z wakacji" raczej odstają poziomem od "Gry o tron". Francuski pisarz to ucieleśnienie bezkompromisowości, człowiek, który ośmiesza niemal każdą świętość, nie pozostawiając suchej nitki na tych, którzy wierzą w programy polityczne, światopoglądy, ludzkie dobro i wszelakie cnoty. W jego powieściach próżno szukać odpowiedzi na dręczące ludzkość pytania. Często wypełnia je przygniatający pesymizm, samotność i wewnętrzne wypalenie. Cytując motto z "Platformy": "wszystko może nas spotkać w życiu, przede wszystkim zaś nic".
 
O swoistej, wszechogarniającej pustce opowiada również jego najgłośniejsza powieść pt. "Cząstki elementarne", którą na ekran przeniósł (albo raczej starał się przenieść) niemiecki reżyser Oskar Röhler. Jego oś fabularną stanowią losy Michela, młodego, pochłoniętego pracą, nie radzącego sobie z kobietami biologa oraz jego uzależnionego od pornografii, przyrodniego brata Brunona. Oboje w dzieciństwie zostali porzuceni przez matkę, dla której chłopcy z czasem stali się przeszkodą na drodze do beztroskiego, hippisowskiego życia.



Fani twórczości Houellebecqa z pewnością wiedzą, że historia przedstawiona w powieści jest tak naprawdę tylko pretekstem do ukazania zachodniego społeczeństwa w skali makro. Cały skandal wynikający z wydania książki oparty został nie tylko na fizjologicznym ukazywaniu seksu, rasistowskich i antysemickich wypowiedziach czy ośmieszaniu religii katolickiej, ale również na cynicznych rozważaniach o człowieku jako upadłej, słabej jednostce, która nie jest w stanie odnaleźć szczęścia ani w uciechach cielesnych, ani przynależności do struktur społecznych. Jednostki dławiącej się konsumpcjonizmem, egoistycznie zaspokajającej własne potrzeby. Siła rażenia powieści Francuza, nie pozostawiającego żadnych złudzeń, jest tak wielka, że każe poważnie zastanowić się nad przyszłością ludzkości.



Co z całej tej Houellebecqowskiej filozofii zostało ukazane w filmie? Niewiele. Elementów pominiętych, uproszczonych lub po prostu zmienionych na jego niekorzyść, jest naprawdę sporo. Reżysera interesuje wyłącznie los braci. Przyczyn ich pokaleczenia emocjonalnego upatruje jedynie w porzuceniu przez matkę, współczuje ich losowi, odnajduje dla nich ratunek w miłości - w przypadku Michela do koleżanki ze szkoły, zaś w przypadku Brunona do kobiety poznanej na erotycznym obozie. Od tego momentu nacisk położony jest wyłącznie na ich relacje oraz przeszkody na drodze do osiągnięcia szczęścia. Film zostaje w znacznym stopniu ugrzeczniony i bynajmniej nie chodzi tu o brak wulgaryzmów czy scen erotycznych, których jest tu sporo. Cały cynizm i ogólną beznadzieję płynącą z powieści, zastępują filmowe klisze, a im bliżej końca tym pretensjonalny sentymentalizm staje się coraz bardziej nieznośny. Unikając spoilerów: losy Brunona i jego partnerki Christine, wraz z ostatnią sceną na plaży, ocierają się o kicz i tandetę.

Żeby było jasne, "Cząstki elementarne"Röhlera nie są złym filmem. Do pewnego momentu to naprawdę przyzwoicie zagrana i dobrze napisana historia. Część widzów na pewno doskonale "wejdzie" w tę opowieść i być może nawet wzruszy się losami głównych bohaterów. Pewnie znajdą się też tacy, którzy po depresyjnej lekturze Houellebecqa odnajdą w filmie swoiste oczyszczenie. Pozostali jednak z pewnością będą narzekać na fakt, że za przeniesienie powieści na ekran nie wziął się któryś z surowszych obserwatorów współczesnego świata. Ktoś pokroju Michaela Haneke albo Ulricha Seidla.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film Oskara Röhlera w dużym stopniu zdaje się być odarty z houellebecqowskiej filozofii. Reżyser... czytaj więcej
Dominika Wernikowska