Recenzja filmu

Gwiezdne wojny: Część I - Mroczne widmo (1999)
Jacek Rozenek
George Lucas
Liam Neeson
Ewan McGregor

Poznajmy początek fenomenu

"Gwiezdne wojny: Część I - Mroczne widmo" - dla jednych początek nowej przygody a dla innych kontynuacja. Zasiadając przed ekran byłam osobą, która obejrzała Starą Trylogię wielokrotnie. Nie
"Gwiezdne wojny: Część I - Mroczne widmo" - dla jednych początek nowej przygody a dla innych kontynuacja. Zasiadając przed ekran byłam osobą, która obejrzała Starą Trylogię wielokrotnie. Nie mogłam się doczekać początku historii, która tak bardzo mnie pochłonęła. Dowiem się kim był Vader, jak wielkim Jedi był Kenobi (zagrany przez Guinesa w Starej Trylogii) i Yoda (Frank Oz). Poznam tajemnicę wybicia tak potężnych rycerzy oraz rozdzielenia rodzeństwa. Byłam niesamowicie podekscytowana, szczególnie, że efekty specjalne są coraz lepsze. Zabawa rozpoczyna się całkiem dobrze i zgrabnie. Dowiadujemy się, że Jedi są naprawdę potężni, a ich przeciwnicy naprawdę się ich boją. Ucieszyło mnie jako widza filmu sci-fi, że w filmie jest cała masa droidów. Z tarczami, bez tarcz, turlające, chodzące, latające każdy gatunek miał inną broń, a do tego, niektóre gatunki tych robotów miały wiele typów. Żaden niepodobny do droidów z innego filmu sci-fi. Oko zadowala również różnorodność ras, nowi bohaterowie, nowe lokacje i nowe statki. Cudowne miejsca, przepiękne wnętrza budynków. "Nowa nadzieja" przedstawiła nam wiele gatunków istot, które zasiadały w jednej kantynie, a w tym filmie dostaliśmy jeszcze więcej ras, które wspólnie walczą o losy całej galaktyki. Do tego wszystkiego dochodzą nowe postacie pierwszo- i drugoplanowe. Krótko mówiąc, można uzupełnić listę bohaterów o nowych ulubieńców i wpisywać kolejne postacie na "czarną listę". Jedno zabiło mnie w tym filmie: gra aktorska, która pozostawia wiele do życzenia. Qui-Gon Jinn (Liam Neeson) jak na Mistrza to bardzo sztywna osoba zarówno podczas walki jak i nauczania. Królowa Amidala (Natalie Portman) to królowa anemiczna… taka mimoza i tak szczerze nie wiem, czy tak miało być, czy pani Portman tak bardzo źle czuła się w tej roli. Mistrz Windu, którego zagrał niesamowity aktor Samuel L. Jackson… to był chyba największy szok, zagrał tę postać niezwykle sztywno, bez wyrazu i sprawiał wrażenie piątego koła u wozu. Shmi Skywalker (Pernilla August) nie oddała matczynej troski. Niby zabrania wziąć udziału w wyścigach… ale ani głos, ani mimika twarzy tego nie oddają, Można by pomyśleć, że to niezwykle uduchowiona postać, która nie widzi świata poza Bogiem. Pozostają postacie, które odnalazły się w swojej roli. Obi-Wan Kenobi, (Ewan McGregor) oddał charakter ucznia Qui-Gona. Postać, która zadaje pytania, oddany swemu Mistrzowi, stara się przestrzegać reguł, ponieważ nie przychodzi mu tu z taką łatwością. Jar-Jar (Ahmed Best) dla jednych irytująca dla mnie pozytywnie zakręcona postać. Dodała filmowi ekspresji. Duża część obsady zagrała statycznie, bez emocji, bez wyrazu… bez niczego! Tu miła odmiana: gadatliwy, ruchliwy, wpadający w tarapaty na każdym kroku, z nieczystą mową Jar Jar. Przy nim film nabiera ruchu. Pozostaje jeszcze jedna osoba, która rzuca się w oczy naturalnością - Palpatine. Ian McDiarmid miły, uśmiechnięty pan, który robi wszystko, żeby zapanowała sprawiedliwość. Teraz nadeszła kolej na postać pierwszoplanową, czyli na głównego bohatera. Anakin Skywalker w tej roli Jake Lloyd. Miły, młody chłopiec, bardzo szczery a na dodatek niesamowicie uczynny. Był mały problem. Rola świetnie odegrana… gorzej z twarzą aktora. Mały Anakin z twarzy nie wyglądał na osobę dobrą, z oczu źle mu patrzyło, zgaszony uśmiech… może to tak miało być? W końcu był niewolnikiem, więc nie miał powodów do śmiechu czy pełnych miłości oczu, mimo to coś jest nie tak. Do tego dowiadujemy, się po kim Luke Skywalker (Mark Hamill) tak świetnie lata i ma smykałkę do napraw droidów czy też pojazdów. John Williams spisał się na medal. Muzyka świetnie wkomponowała się w film, nie przeszkadzała, nie wybijała się, ale była widoczna. Coś wspaniałego. Co do historii nie mam większych zarzutów. Cała opowieść ma sens i nie razi ani naiwnością ani niedopowiedzeniami. Jest naprawdę rewelacyjna! Jest spisek, nadzieja, walka o lepsze jutro. Całą opowieść dostaliśmy opakowaną w cudowne barwy, odcienie i efekty specjalne. Pokazana jest walka, która rozgrywa się w różnych częściach planety  i kosmosie. Mamy walkę w pałacu na polach, gdzie dzielni Gunganie walczyli z Armią Separatystów, a kosmos opanowany przez statki. Naprawdę świetna robota. Warto zwrócić uwagę na scenę walki w pałacu. Mamy walkę królowej i dwóch rycerzy Jedi. Odpuszczę pierwsze starcie, ot, zwykła szarpanina. Mamy dwóch rycerzy Jedi i jednego Sitha. Darth Maul (Ray Park), postać diaboliczna, tajemnicza i groźna. Fenomenalna charakteryzacja sprawiła, że zapadła mi głęboko w pamięć. Moim zdaniem ta postać powinna pojawić się dużo więcej razy. A walka sama w sobie - cudowna, pełna dynamiki. Przyprawiała mnie o ciarki, do tego muzyka sprawiła, że mogłabym oglądać tę scenę w nieskończoność! Widać w niej potęgę Jedi i Sithów. Moim zdaniem "Mroczne Widmo" to bardzo udana produkcja. Efekty specjalne uzupełniały historię, historia ciekawa, wielowątkowa i momentami przyziemna, a muzyka cudownie otula film. Gdyby wymienić aktorów, to epizod I byłby fenomenalnym rozpoczęciem opowieści, która zachęcałaby do dalszego oglądania przygód w odległej galaktyce, natomiast zawiedzeni fani cieszyliby się klimatem Starej Trylogii, magią i przede wszystkim Mocą. Gra aktorów sprawiła, że zabrakło rzeczy najbardziej istotnej w filmach sci-fi... autentyczności w fikcji. Przepiękne kolory uświadomiły mi, że w tej galaktyce nie ma wojny, ludzie żyją swoim życiem, zmagają się z przeciwnościami losu, ale świat na około ma cudowne barwy. Świat Gwiezdnych Wojen nie splamiony wojną na tak ogromną skalę byłby niesamowicie bajkowy, naprawdę piękny. Wyścigi przedstawione w "Gwiezdnych Wojnach: Mroczne widmo" zapierały dech w piersiach, walki przyprawiały o szybsze bicie serca. To naprawdę świetny początek, tylko ta gra aktorska...
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy George Lucas zapowiedział kontynuacje gwiezdnej sagi, której koniec rzekomo nastąpił w 1983 roku,... czytaj więcej
Trylogia "Gwiezdnych Wojen" to według mnie najlepsze filmy sci-fi w historii. Chyba nie ma osoby, która... czytaj więcej
Wielkim przebojem kinowym od wielu lat jest saga science-fiction "Gwiezdne Wojny", której reżyserem i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones