Recenzja filmu

Batman: Atak na Arkham (2014)
Jay Oliva
Ethan Spaulding

Prawdziwe czarne charaktery

Na ekranie zebrano naprawdę konkretną grupę zabijaków i stworzono dokładnie to, czym powinien być "Legion samobójców" – szybki, dynamiczny film sensacyjny, trzymający w napięciu i niepozbawiony
Komiksowe uniwersum DC to nie tylko znienawidzone przez wielkich i wspaniałych krytyków kinowe wtopy. Z godną pochwały regularnością fanom podawane są też pełnometrażowe animacje. Ostatnimi czasy w tej formie Warner Bros. adaptuje najpopularniejsze komiksy o Batmanie, a także współczesną serię przygód Ligi Sprawiedliwych. Trochę niespodziewanie do tego grona wskoczyła historia inspirowana grami wideo z serii "Arkham". Czy bez silnych korzeni komiksowych można stworzyć dobry film? Co to w ogóle za pytanie? Wystarczy pierwsze kilka minut seansu, dynamiczne i spójne przedstawienie postaci i wszystko staje się jasne - to będzie kawał dobrego kina.

"Atak na Arkham" opowiada podobnie jak świetnie rozreklamowany "Legion samobójców" o grupie czarnych charakterów, którzy dostają od swojego ciemiężyciela, Amandy Waller, propozycję nie do odrzucenia. Muszą wykraść z tytułowego szpitala psychiatrycznego tajne pliki należące do Riddlera. Do boju ruszają podobnie jak w blockbusterze Davida Ayera Deadshot, Kapitan Boomerang i Harley Quinn. Wspierają ich znani chociażby z "The Flash" King Shark oraz Killer Frost. Na ekranie zebrano naprawdę konkretną grupę zabijaków i stworzono dokładnie to, czym powinien być "Legion samobójców" - szybki, dynamiczny film sensacyjny, trzymający w napięciu i niepozbawiony kilku zaskakujących zwrotów akcji. 



Częstym problemem superbohaterskich animacji jest wysoki poziom pozerstwa, kolokwialnie mówiąc. Postacie non stop grożą sobie śmiercią, mówią o tym, jak brutalnie by nie postąpili, ale zazwyczaj na groźbach tylko się kończy. "Atak na Arkham" stara się wyłamywać ze swoistego impasu bycia filmem odpowiednim również dla małych dzieci i niejednokrotnie wprowadza bardzo logiczne i naturalne rozwiązania sytuacji, które przez swoją zaskakująco dosadną brutalność stanowią jednak niespodziankę dla wszystkich oglądających i udowadniają odwagę scenarzysty do permanentnego pozbywania się zbędnych wątków kosztem ubarwienia historii. Ta notabene również wypada bardziej dojrzale niż scenariusz "Legionu samobójców". Animacja nie pozostawia wątpliwości, że główna ekipa składa się z czarnych charakterów. Głównie dlatego, że Deadshot i spółka od sceny do sceny chodzą i mordują prawdziwych ludzi z krwi i kości, a nie walczą ze zmutowanymi kitowcami. Mimo że film opowiada o tajnej misji, to z każdą minutą rzeż na ekranie nabiera na sile, a trup ściele się gęsto. Finał to już jedna wielka, nieco przesadzona symfonia mordu. Podobnie Joker dostaje okazje do sadystycznego wykonywania egzekucji i bynajmniej nie zastanawia się przed pociągnięciem za spust. Jest krwawo, jest brutalnie, jest moc. Nawet jeśli nie brzmi to najpoprawniej. Przecież przemoc to niby nie wszystko i bezzasadne epatowanie nią chluby nie przynosi. Aczkolwiek w takim filmie i z taką tematyką po prostu nie mogło być inaczej. Zabójstwa budują powagę sytuacji oraz nadają odpowiednich rysów ekipie samobójców. Psychopatyczna otoczka uwiarygadnia przedstawione wydarzenia i słusznie sprawia, że jednak widz trzyma kciuki za Batmana, a nie Jokera i spółkę.



Wspomniałem w ogóle, że ten klaun tu występuje? Jak każdy inny bohater, idealnie wpasowuje się w całość, władając ekranem przez odpowiednią ilość czasu i podbijając stawkę epickiego finałowego pojedynku. Najbardziej jednak zaskakuje w jego przypadku aktor podkładający głos. Tym razem to nie Mark "Skywalker"Hamill wykonał dubbing, lecz znany z gry "Batman: Arkham OriginsTroy Baker. Efekt zamiany wyszedł piorunująco. To nie miałki DiMaggio z "W cieniu Czerwonego Kaptura", lecz stary, dobry Książę Zbrodni z "Batman TAS", tylko nieco podrasowany, przyspieszony - idealny na obecne czasy. Jakby nie patrzeć, cały zespół aktorski wykonał kawał dobrej roboty i należy tylko chylić głowę przed ich pracą. 



Tak naprawdę wszyscy twórcy tej animacji spisali się na medal. Świetny, lekki skrypt oprawiono kapitalnie wykonaną animacją i projektem postaci będącym połączeniem komiksu oraz przede wszystkim ich designu z gier. Mocny, zaskakujący thriller połączono z klasyczną opowieścią o kolejnym już starciu Jokera z Batmanem, ale odpowiednio zbalansowano wszystkie elementy i właściwie ukazano najważniejsze postaci. Nie przejmowano się też za bardzo ograniczeniami wiekowymi i tylko szkoda, że nie dane było widzom ujrzeć nagiego biustu Harley Quinn. Suma sumarum, przy uwzględnieniu wszystkich plusów i minusów można wyciągnąć tylko jeden wniosek - "Batman: Atak na Arkham" jest bardzo podobny, ale jednocześnie bezapelacyjnie lepszy od "Legionu samobójców". 
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones