Recenzja filmu

Nędzne psy (1971)
Sam Peckinpah
Dustin Hoffman
Susan George

Prawdziwy klasyk

W ramach przypominania sobie i nadrabiania zaległości związanych z filmami z lat 70-tych przerabiam powoli (i nie po kolei) filmografię Sama Peckinpaha. Ostatnio obejrzałem między innymi
W ramach przypominania sobie i nadrabiania zaległości związanych z filmami z lat 70-tych przerabiam powoli (i nie po kolei) filmografię Sama Peckinpaha. Ostatnio obejrzałem między innymi "Konwój", jeden z ulubionych filmów mojego wczesnego dzieciństwa. Niestety, zestarzał się on niemiłosiernie. Z tym większą obawą zabierałem się do "Nędznych psów", filmu 7 lat od "Konwoju" starszego (1971), którego nigdy wcześniej mi dane oglądać nie było. Swego czasu narobił on sporo szumu, głównie ze względu na niecodzienny wówczas poziom brutalności. Dziś nie robi ona już takiego wrażenia, co pozwala się skupić na innych aspektach i podziwiać, jak wiele scen jest współcześnie wręcz żywcem powielanych przez mniej utalentowanych od Peckinpaha twórców. Mała angielska wieś gdzieś w Kornwalii. Wiecznie zachmurzone niebo, kilka domów, obowiązkowo pub i stado facetów, którzy przegapili już swoją szansę na znalezienie żony. Ich terytorium zostaje naruszone, gdy do wsi wprowadza się mizernie wyglądający młody amerykański matematyk David Sumner (Dustin Hoffman), szukający zacisznego miejsca do swoich badań. Czemu akurat tutaj? Wieś jest znana jego żonie Amy (Susan George), która ma za sobą nawet krótki związek z miejscowym chłopakiem. Amy, choć pięknością z pewnością nie jest, wzbudza spore zainteresowanie. To odbija się na skrytym i zakompleksionym matematyku, który staje się obiektem niewyrażanych wprost drwin i coraz bardziej zuchwałych żartów. David ucieka w wir pracy, ignorując żonę. Ta odreagowuje prowokując i stale pobudzając wyobraźnię remontujących ich posiadłość facetów. Atmosfera gęstnieje z każdą minutą i wystarczy iskra w postaci niezbyt mądrej nastolatki, pragnącej przetestować swoją seksualność z mieszkającym we wsi lekko upośledzonym mężczyzną, by wybuchł prawdziwy pożar agresji, ten z rodzaju nie do ugaszenia. Ależ znakomitą atmosferę udało się stworzyć Peckinpahowi. Prostymi i subtelnymi środkami uzyskał efekt tak nieprzyjaznego miejsca, że będąc bohaterami myślelibyśmy o powrocie do Stanów po 2-3 dniach. Ponoć był do tego stopnia skrupulatny, że niezadowolony z efektów gry aktorów starających się oddać reakcję miejscowych na Davida podczas jego pierwszej wizyty w pubie, kazał w końcu Hoffmanowi wejść do lokalu bez spodni. Dzięki takiej drobiazgowości stworzył film, który ogląda się dziś równie dobrze, jak przed niemal czterdziestoma laty. Świetne przedstawienie mechanizmów rodzenia się agresji nadało z kolei "Nędznym psom" status dzieła ponadczasowego i zawsze aktualnego. To nie jest prosta historia o ludziach uwięzionych w domu przez grupę próbujących ich dorwać złoczyńców. Tutaj każda akcja ma swoje ugruntowanie w portrecie psychologicznym danej postaci. Brutalna reakcja Davida na oblężenie nie ma nic wspólnego z (jak nam próbują wmawiać opisy na portalach filmowych) odłożeniem na bok pacyfistycznych poglądów. To wyzwolenie się z lat strachu spowodowanego kompleksami, uwolnienie agresji, która biernie trawiła go od środka, a jej jedyną jawną ofiarą był kot. Wyrżnięcie napastników daje mu radość i satysfakcję, wie, że właśnie wydostał się z pułapki, jaką sam sobie przez te wszystkie lata budował. Podobnie niemożliwa do prostej interpretacji jest słynna scena gwałtu na Amy, chyba najlepsza tego typu ze wszystkich oglądanych przez mnie filmów. Moralne opory, próby obrony narzucane przez zdrowy rozsądek i ta ledwie wyczuwalna wewnętrzna ochota świetnie zagrana przez Susan George. Granica zostaje przekroczona dopiero w momencie włączenia się do aktu osoby trzeciej - tak naprawdę dopiero wtedy Amy została zgwałcona. Takie właśnie niejednoznaczności i niedopowiedzenia, o których wspominałem już przy okazji recenzji "Deliverance", w dużej mierze budują także siłę "Nędznych psów". Kto zabił kota (jestem przekonany, że w domyśle Peckinpaha zrobił to David)? Czy warto było prowokować grupę pijanych osiłków oraz ryzykować życie własne i żony, dla upośledzonego mężczyzny (i przypadkowego mordercy - o czym David nie wiedział)? Podobnych pytań pada wiele, odpowiedzi na nie ma - to jest właśnie to, czego tak brakuje dzisiejszemu kinu, w którym wszystko jest łopatologicznie dopowiedziane. W przypadku recenzji "Nędznych psów" nie sposób nie wspomnieć o znakomitych zdjęciach i naprawdę rewelacyjnym montażu. Scena gwałtu, czy późniejsza scena w kościele są tak świetnie zmontowane i udźwiękowione, że zostają na długo w pamięci. Aktorsko także super. Młody Hoffman to był kawał utalentowanego aktora. Nie wiem co się z nim stało na starość, na pewno nie jest jak wino. Dziś filmy z nim przezornie omijam. Może to kwestia groteskowego już wyglądu, może pewnej maniery w graniu, której nie wykazywał za młodu. W każdym razie na pewno nie został drugim Jackiem Nicholsonem. Reszta obsady dotrzymuje mu w filmie kroku, nikt aktorsko bardzo nie odstaje, a to najważniejsze. Wszystkim kinomaniakom "Nędzne psy" szczerze polecam. Na jego tle idiotyczne "Motele" i inne tego typu produkcje, wyglądają jeszcze bardziej beznadziejnie niż wcześniej. Staruszek, ale prawdziwy klasyk, do tego z gatunku tych ciągle żywotnych i potrafiących nieźle dokopać.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Sam Peckinpah uznawany jest za czołowego twórcę podgatunku określanego mianem anty-westernu,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones