Najnowszy film Rafała Kapelińskiego, mimo zdobycia Kryształowego Niedźwiedzia w Berlinie (który jest przyznawany najlepszemu filmowi dotykającemu problemów młodzieży), pozostaje niepozorny. To
Najnowszy film Rafała Kapelińskiego, mimo zdobycia Kryształowego Niedźwiedzia w Berlinie (który jest przyznawany najlepszemu filmowi dotykającemu problemów młodzieży), pozostaje niepozorny. To film, który rzeczywiście jest o młodzieży, ale przy tym dotykający spraw dla wieku już niecharakterystycznych, odważnie wchodzący w temat niepopularny i na dodatek stawiający w jego ramach kontrowersyjne tezy. Konstrukcja ciekawa, ale czy stabilna? Główny bohater "Butterfly Kisses" ma na imię Jake, 18 lat i dwóch kumpli: Kyle’a i Jarreda. Dominującym zajęciem chłopców są bezcelowe wędrówki po mieście, przeplatane wizytami w klubie bilardowym. Głównym tematem ich rozmów natomiast jest seks – Jarred chwali się osiągnięciami, Kyle się nimi nie chwali, a Jake ich nie ma – próżno w jego przeszłości szukać jakichkolwiek doświadczeń seksualnych, co w jego otoczeniu jest naturalnie powodem do drwin. Jake w ogóle sprawia wrażenie fajtłapy… jest niezdarny, mówi cicho, jest niezdecydowany – bije od niego brak pewności siebie. Szybko się okazuje, że jego seksualność jest bardziej skomplikowana niż Jarreda czy Kyle’a, do tego stopnia, że realizacja jego popędu jest po pierwsze nielegalna, a po drugie bardzo źle widziana.
Celowo nie zdradzam o jakiej dewiacji film opowiada, bo… właściwie nie o niej opowiada – wydźwięk jest na szczęście szerszy, bardziej uniwersalny. Obraz Kapelińskiego dotyczy w głównej mierze mechanizmów presji społecznej, szczególnie nasilonego w społeczności nastolatków. Jake bardzo mocno stara się zasymilować, neguje właściwą sobie orientację seksualną i zaczyna uganiać się za dziewczyną. Potrzeba akceptacji, przynależności do grupy jest jedną z kluczowych do funkcjonowania człowieka i bardzo udanie pokazuje to "Butterfly Kisses". Przy tym ta gra o uznanie w grupie ma na tyle nietypowe i interesujące zasady, że film, przy zachowaniu odpowiedniego poziomu realizmu, śledzi się z zaciekawieniem. Mimo że większość filmów o nastolatkach traktuje poniekąd o akceptacji (łącznie, a może przede wszystkim, z amerykańskim kinem "highschoolowym"), to tu te schematy i mechanizmy nie są ewidentnie jawne, ukryte właśnie przez naturę samej sytuacji, ale też nietypowo… umiejscowione w społeczeństwie. Rodzice głównych bohaterów, nie należą do ludzi majętnych – ojciec Kyle’a utrzymuje się z zasiłków, przeważnie jednak udaje mu się kupić tylko alkohol, Jake dodatkowo pracuje jako opiekun dzieci. Wszyscy trzej bohaterowie mieszkają w wysokich apartamentowcach, wokół których trudno byłoby znaleźć choćby kawałek zieleni. Dosłownie to zresztą w stu procentach niemożliwe, bo film jest czarno-biały, co jeszcze potęguje mrok – wynikający zarówno z fizycznego otoczenia bohaterów, ale także z charakterystyki samej osi fabularnej. Ciekawe wrażenie sprawia zresztą film zrealizowany w technice monochromatycznej z akcją osadzoną we współczesności.
Paradoksalnie, trochę w podtekście film wydaje się mówić o potrzebie tolerancji, w szczególności orientacji seksualnej drugiego człowieka. Dziwne, przecież Jake jest zmuszany do asymilacji, a gdy prawda wychodzi na jaw to jest szykanowany – tak, ale dobitnie widzimy, że bohater nie ma wpływu na to z jaką orientacją się urodził. Zdaje się więc, że tym samym przekaz filmu podkreśla, że jakiekolwiek kontakty seksualne za obopólną zgodą powinny być w pełni akceptowane społecznie, przeważnie zresztą są podbudowane relacją emocjonalną. "Butterfly Kisses" to film niewielki – z ciekawą, ale skromną historią, rozgrywający się na niewielkiej przestrzeni, z małą liczbą bohaterów. Jednocześnie jednak bardzo gęsty – w relacje międzyludzkie, mechanizmy społeczne i te rządzące seksualnością człowieka. Nie jest to obraz zostawiający pod wrażeniem na długi czas, ale potrafi skłonić do pewnych wniosków i przemyśleń. Warto zobaczyć.