Recenzja filmu

Ostatni gasi światło (2013)
Petra Biondina Volpe
Luna Zimić Mijović
André Jung

Prezent pod choinkę

"Ostatni gasi światło" to nie kolejna banalna historia o trudach codzienności, ale zbiorowy portret zepsutych ludzi, którzy taplają się we własnym sosie i nie znajdują przeciwwagi w tym, co
"To Szwajcaria. Tu panują zasady" – mówi Maria. Kłamie. Albo bardzo stara się zachować pozory. Wiadomo, że za każdą piękną fasadą kryją się patologie rozmaitej natury. Petra Volpe nie odkrywa przed nami Ameryki, ale rysuje ciekawy portret Szwajcarii – bogatego kraju, w którym bieda – duchowa i materialna – gra pierwsze skrzypce. Debiutująca reżyserka lubi żonglować kontrastami. Wprawia więc w ruch bohaterów z różnych i skrajnych względem siebie środowisk – młodą bułgarską prostytutkę, podstarzałą hiszpańską snobkę, dobrze sytuowaną trzydziestolatkę w zaawansowanej ciąży, pracownicę społeczną z dzielnicy czerwonych latarni i należącego do klasy średniej nudnego pięćdziesięciolatka. Wszyscy są samotni, a ich rozpacz sięga zenitu w Wigilię Bożego Narodzenia.



Naturalnie drogi Mii, Marii, Leny, Judith i Rolfa właśnie wtedy się przecinają. Łączniczką w grupie będzie prostytutka, bo – podobnie jak diler narkotyków w "Ślepnąc od świateł" Jakuba Żulczyka – ma najłatwiejszy dostęp do wszystkich środowisk. Film Volpe jest uporządkowany zgodnie z ordnungiem panującym w niemieckojęzycznych krajach. Nie sposób zarzucić mu nic prócz tego, że na pierwszy rzut oka wydaje się rozczarowująco przewidywalny. Reżyserka wszystkimi siłami stara się opowiadać o instynktach drzemiących w konserwatywnym społeczeństwie, ale na pozór odwagi brakuje jej samej. Akcja toczy się nieśpiesznie, a bohaterowie w powolnym rytmie dryfują po ulicach. Robią pranie, przeżywają swoje dramaty i planują rodzinne wyjazdy. Zachowują się, jakby czekali na to jedno spotkanie, które odmieni ich życie. Zmiany przyjdą, ale nikomu nie wyjdą na dobre. Będą się wiązały z mniejszą lub większą krzywdą; zawsze wyrządzaną z premedytacją.

Starszy syn ciężarnej Leny (Ursina Lardi) znajdzie w samochodzie opakowanie po lubrykancie analnym. Volpe nie ma przed nami tajemnic, więc dowiemy się niemal od razu, że mąż Leny, Martin (Devid Striesow), lubi korzystać z usług prostytutek, bo te robią rzeczy, na które typowe żony nie mają odwagi. Za drobną opłatą osiemnastoletnia prostytutka Mia (Luna Mijović) wytknie Lenie jej wady. Przyzna się też do tego, że sama jest matką. Ma córkę, którą wychowuje babcia. Chciałaby do niej wrócić, ale jest uzależniona od dobrej i złej woli swojego chłopaka, alfonsa. Sąsiadką obojga jest samotna wdowa Maria (Marisa Paredes). Typowa z niej sfrustrowana starsza pani – zazdrosna, mściwa i nie radząca sobie ze zmianami, które mają miejsce w jej życiu i na świecie. Z problemami nie może się też uporać Rolf (Andre Jung) – nie dogaduje się ani z ojcem, ani z własną córką.


    
Średnio nas obchodzą losy tych ludzi, nie lubimy ich – ale to dobrze. W tym tkwi bowiem oryginalność niemieckojęzycznego debiutu. Wraz z rozwojem akcji odczuwamy coraz większą niechęć: zarówno do przedstawionego świata, jak i do zamieszkujących go postaci. Z żadną nie chcielibyśmy trzymać sztamy. Wszystkie mają na koncie decyzje, którymi pogardzamy, bo są głupie, okrutne lub egoistyczne. To ciekawy zabieg, odradzany scenarzystom, którym zależy na przyciągnięciu do kin widzów chcących oglądać na ekranie przygody swoich alter ego. To też dowód autorskiej odwagi. Jeśli przyjrzeć się intensywniej smutnej filmowej rzeczywistości, widać, że "Ostatni gasi światło" to nie kolejna banalna historia o trudach codzienności, ale zbiorowy portret zepsutych ludzi, którzy taplają się we własnym sosie i nie znajdują przeciwwagi w tym, co chcielibyśmy nazwać dobrym i czystym. Nic takiego nie ma w zasięgu wzroku. Kiedy zauważamy ten brak, kończy się nuda i zaczyna bezkompromisowa opowieść o złym i brzydkim, którzy wygnali dobrego. Szwajcaria, jaką chcielibyśmy zobaczyć, to – jak sugeruje oryginalny tytuł filmu – tylko traumland, świat istniejący i spełniający się wyłącznie w snach. Raj utracony. W filmie Volpe Zurych to miejsce smutku i rozpaczy. Jedynym prezentem, jaki można tu dostać pod choinkę, jest rabat na kolejną krzywdę, tabletki na depresję i obietnica, że nic się nie ułoży.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones