Recenzja filmu

Prometeusz (2012)
Ridley Scott
Noomi Rapace
Michael Fassbender

Prometeusz wylądował

"Prometeusz" reżyserii Ridleya Scotta był zdecydowanie jedną z najbardziej oczekiwanych premier roku 2012. Kiedy parę lat temu świat obiegła wiadomość o planowanym prequelu sagi filmów o Obcym,
"Prometeusz" reżyserii Ridleya Scotta był zdecydowanie jedną z najbardziej oczekiwanych premier roku 2012. Kiedy parę lat temu świat obiegła wiadomość o planowanym prequelu sagi filmów o Obcym, serca kinomanów zadrżały. Dodatkowo zainteresowanie wzrosło po wypowiedzi samego reżysera, który w jednym z wywiadów wyznał, iż ostatecznie scenariusz wyłamał się z klasycznej formy prequela i będzie zupełnie inną, nową historią, lecz osadzoną w tym samym uniwersum, co opowieść o ósmym pasażerze Nostromo. Plan był ambitny, oczekiwania fanów ogromne, a im bliżej premiery - tym napięcie było większe. Czy Scottowi udało się zwycięsko zmierzyć z własną legendą?

Film opowiada o ekspedycji naukowej, której przewodzi para archeologów - Elizabeth Shaw (bardzo dobra Noomi Rapace) i Charlie Halloway (zaginiony brat bliźniak Toma Hardy'ego - Logan Marshall-Green). Wybierają się na nieznaną planetę statkiem o nazwie Prometeusz, na zlecenie Petera Weylanda (Guy Pearce), założyciela znanej z całej sagi firmy. Celem ich wyprawy jest nawiązanie kontaktu z tzw. Inżynierami, których główni bohaterowie uważają za naszych praojców, twórców rodzaju ludzkiego. Do załogi statku należą też m.in. niezwykle spięta i oficjalna Meredith Vickers (Charlize Theron), luźny niczym spodnie ciążowe kapitan o swojsko brzmiącym imieniu (Idris Elba), android David (Michael Fassbender) oraz jeszcze parę, niestety mniej zapadających w pamięć postaci.

Od razu wydać, że twórca "Łowcy androidów" mimo 30 lat przerwy w obcowaniu z science fiction, nadal wie, jak odnaleźć się w tym gatunku i nic nie stracił ze swojego kunsztu. Zdjęcia w obrazie Scotta są znakomite (doskonała robota Dariusza Wolskiego), a efekty wizualne naprawdę robią wrażenie. Można jedynie pokręcić nosem na podniosłą, lecz zarazem pozbawioną charakteru muzykę autorstwa Marca Streitenfelda, który najwyraźniej nieudolnie inspirował się klasycznymi melodiami Johna Williamsa. Najważniejsza jednak jest niepokojąca i nieprzyjazna atmosfera panująca w filmie. Zagrożenie bijące z miejsca, w jakim swoje badania prowadzą nasi bohaterowie, jest niemal namacalne dla widza. Co prawda, klaustrofobicznego klimatu rodem z pierwszej części "Obcego" brak, ale jest szaro, zimno, jednym słowem - nieprzyjemnie. Aktorstwo w filmie stoi na dobrym poziomie i nikt specjalnie nie zawiódł - w końcu słabo napisana postać to już nie jest wina aktora. Obok następczyni Ellen Ripley, na którą wyraźnie była wykreowana bohaterka grana przez Noomi Rapace, na uwagę  zasługuje Michael Fassbender, który zdecydowanie królował na ekranie przez całą projekcję. David w jego interpretacji jest postacią niezwykle złożoną i niedocenianą przez człowieka. Mimo licznych podobieństw czuje się on obco w towarzystwie ludzi. Nie przez przypadek, w jednej ze scen oglądamy naszego bohatera podczas seansu "Lawrence'a z Arabii". David niczym małe dziecko fascynuje się nowo poznanym światem, próbując dotknąć wszystkiego, co go zainteresuje, ale jego intencje nie zawsze są do końca jasne i czyste.

Piętą achillesową całego przedsięwzięcia okazała się sama historia. Scenariusz napisany przez Jona Spaihtsa i Damona Lindelofa roi się od błędów logicznych, dziur fabularnych i niedokończonych, bądź niepotrzebnych wątków. Bohaterowie "Prometeusza" to w większości postacie jednowymiarowe, płytkie, które giną, zanim zdążymy je lepiej poznać... Zresztą nie giną bezpodstawnie - momentami ich zachowanie  jest, delikatnie mówiąc, nieracjonalne ("zaloty" Millburna do nieznanej formy życia to tylko jeden z wielu możliwych przykładów). Spaihts i Lindelof poruszają się po uniwersum pierwotnej sagi z dużą swobodą, co nie zawsze wpływa korzystnie dla treści filmu i często zaprezentowane przez nich rozwiązania fabularne są niestety mało satysfakcjonujące. Pełna dramatyzmu i świetnie zagrana scena cesarskiego cięcia mogłaby przejść do historii kina, ale zabieg został zdecydowanie zbyt uproszczony, przez co stracił na wiarygodności.

Sam pomysł był ambitny i szalenie ryzykowny. Próba odnalezienia naszych korzeni oraz tożsamości we wszechświecie jest tematem intrygującym, ale nie posiada wspólnego mianownika z mroczną opowieścią o kosmicznym monstrum, posiadającym kwas zamiast krwi. "Prometeusz" mimo doskonałej realizacji okazał się dziełem niespójnym w warstwie fabularnej. Sam Ridley Scott zdaje się gubić w narracji, niezgrabnie prowadząc równoległe, lecz niepokrewne wątki fundamentalnych pytań stawianych przez naszych bohaterów oraz genezy i celu tajemniczych waz z czarną cieczą. Otwarte zakończenie sugeruje, iż możemy spodziewać się kontynuacji. Poza tym reżyser otwarcie przyznaje, że wszystkie niedopowiedzenia (czyt. dziury) w treści jego najnowszego filmu, będą wyjaśnione w sequelu. Czy jest to sposób na uzupełnienie artystycznej wizji "Prometeusza" czy na przyssanie się do portfeli fanów oryginalnej sagi? Niestety na odpowiedź na to pytanie przyjdzie nam trochę poczekać.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Prometeusz" to kolejny po prawie trzydziestoletniej przerwie film science fiction Ridleya Scotta i jeden... czytaj więcej
Historia stara jak kino – dobry pomysł, zły scenarzysta i reżyser, który nie dostrzega (lub nie chce... czytaj więcej
Kiedy kilka lat temu pojawiły się pogłoski, że Ridley Scott planuje nakręcić piątą część "Obcego"... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones