Recenzja filmu

Prosta historia (1999)
David Lynch
Richard Farnsworth
Sissy Spacek

Prosta historia

Chcąc napisać cokolwiek o jednym z filmów Davida Lyncha, trudno nie wspomnieć o charakterystycznych cechach jego twórczości. Specyficzna stylistyka, powtarzające się motywy i tematyka, stale
Chcąc napisać cokolwiek o jednym z filmów Davida Lyncha, trudno nie wspomnieć o charakterystycznych cechach jego twórczości. Specyficzna stylistyka, powtarzające się motywy i tematyka, stale współpracujący z reżyserem aktorzy. Wszystko to skłania do, niekiedy mylących, porównań. Z pozoru "Prosta historia", spokojna i pełna wdzięku opowieść o podróży Alvina Straighta, w żaden sposób nie nawiązuje do wcześniejszych filmów reżysera. Brak w niej niepokojących obrazów i przeżyć, rzucającej się w oczy metafizycznej symboliki. Fabuła rozpoczyna się w najzwyklejszym amerykańskim miasteczku. Jeden z jego mieszkańców, Alvin (ostatnia rola Richarda Farnswortha) dowiedział się równocześnie o chorobie swojej i swojego brata, Lyle’a. Bracia pokłócili się ze sobą 10 lat temu i od tamtego czasu duma nie pozwalała im zamienić ze sobą słowa. Jednak Alvin doszedł do wniosku, iż najwyższy czas nadrobić stracony czas i zapomnieć o dawnych sporach. Wyruszył więc w 300-kilometrową podróż. Jako że nie posiadał prawa jazdy i nie lubił być przez nikogo wożonym, postanowił przebyć całą drogę jadąc na kosiarce. Podczas swej nietypowej przygody nawiązał wiele równie nietypowych (a może jednak najzwyklejszych?) znajomości i przeżył kilka niebezpiecznych sytuacji. Wreszcie dzięki uporowi i, jakkolwiek patetycznie miałoby to zabrzmieć, wielkiej chęci pojednania z bratem, dotarł do celu. "Prosta historia" jest więc tzw. filmem drogi. Motyw ów istnieje w sztuce i literaturze od samych jej początków (weźmy choćby "Odyseję"). Nieodłącznie kojarzy się on z rozważaniami nad ludzkim losem, jest alegorią nierozwiązanego przez największych filozofów problemu - życia. Podróż, a ściślej mówiąc droga, nieustannie przewija się także w filmach Lyncha, stanowiąc bardzo często jeden z głównych tematów jego filmów (przede wszystkim "Zagubiona autostrada" oraz "Mulholland Drive", ale także "Miasteczko Twin Peaks", gdzie bohaterowie odwiedzają bar Roadhouse). O alegoryczności motywu podróży w omawianym filmie, świadczy jednak nie tylko tradycja. Przede wszystkim powyższy wniosek sugerują rozmowy toczone z napotkanymi ludźmi. Alvin zdobywa wiele okazji do rozmów na zdawałoby się błahe, lecz, jak się okazuje, kluczowe tematy: roli rodziny w życiu człowieka, starości, przyjaźni, dobroci, wojny. Główny bohater występuje w roli nauczyciela oraz doradcy dla uciekającej z domu dziewczyny, czy jednego z młodych rowerzystów i jednocześnie dokonuje niemal rewizji wszelkich swoich dotychczasowych poczynań. Jednakże sporym uproszczeniem byłaby interpretacja podróży Alvina, jedynie jako rozrachunku z samym sobą. Wszakże mowa tu o nie pozwalającym odwrócić od siebie wzroku Davidzie Lynchu. Pozostając nadal "w drodze" zauważamy, iż film nabiera znaczenia także w sferze pozaziemskiej. W "Prostej historii" nie występują żadne "obce" zjawiska, w postaci zmutowanych dzieci czy tajemniczych przybyszów z innej czasoprzestrzeni, a jednak... Dowiadujemy się, iż bracia Straightowie w młodości chętnie spoglądali w rozgwieżdżone niebo i zastanawiali się "czy gdzieś tam jest ktoś taki jak my", kilku bohaterów przyznaje, że uwielbia spoglądać w gwiazdy, a i my sami możemy zauważyć na ekranie drogę mleczną. W ten sposób po raz kolejny Lynch daje nam do zrozumienia, że nasz ziemski los wpleciony jest w o wiele bardziej skomplikowaną sytuację, której najchętniej nie dostrzegamy i której się, poniekąd, boimy. Było już więc o drodze jako rozrachunku z życiem, o drodze jako losie ludzkim na tle nieogarniętego rozumem wszechświata. I to jednak nie koniec. O kolejnej warstwie znaczeniowej podróży Alvina świadczą tym razem już nie słowa, a obrazy (przepiękne liryczne zdjęcia Freddiego Francisa). Toczące się powoli koło, trwające na polach prace, wschody i zachody słońca, świadczą dobitnie o naprzemienności życia, o jego kolistej formule. Przybrana forma filmu drogi pozwoliła Davidowi Lynchowi zaprezentować widzom wyznawane przez niego prawdy filozoficzne w szerokiej gamie kolorów. Dzięki odbytej przez Alvina podróży uzyskaliśmy zadziwiająco pełny obraz losu ludzkiego. Omówione zagadnienie było chyba najbardziej zwracającym na siebie uwagę motywem "Prostej historii", ale bynajmniej nie jedynym istotnym. Podróż bohatera nie jest wynikiem tymczasowej zachcianki, wręcz przeciwnie - Alvin wyrusza w drogę, pomimo wielu przeciwności: rozlicznych chorób, braku odpowiedniego środka transportu oraz sporej ilości kilometrów do przebycia. Powoduje nim miłość do brata, z którym pokłócił się 10 lat temu i od tamtego czasu żaden z nich nie próbował nawiązać kontaktu. Miłość to kolejny temat poruszany chyba we wszystkich filmach Lyncha. Zazwyczaj uczucie to ma zgubny wpływ, przede wszystkim, z powodu rozlicznych wad przedstawicielek płci pięknej. Tym razem reżyser postanowił jednak zwrócić się w stronę więzi braterskich i rodzicielskich. Rodzina jawi się w filmie jako czynnik pomagający przetrwać najtrudniejsze chwile, jako warunek równowagi psychicznej. Zapadająca w pamięć jest, niemal przypowieść, o wiązce patyków symbolizujących familię właśnie. Jedną gałązkę złamać jest bardzo łatwo, lecz sprawa ma się trudniej z całym pękiem. Przy czym w "Prostej historii" poruszone zostały różnorodne problemy. Młoda dziewczyna uciekła z domu, gdyż obawiała się reakcji rodziców na jej "mały problem" - ciążę, Rose (Sissy Spacek), córka Alvina, straciła prawo do opieki nad dziećmi z powodu niewielkiej choroby umysłowej, przede wszystkim zaś mowa tu o kłótni pomiędzy braćmi. Przemierzając więc swą prostą i zarazem trudną drogę Alvin daje widzom do zrozumienia, iż w życiu wcale nie najważniejsze są sukcesy i własne zachcianki, które przemijają wraz z nieustannie płynącym czasem, lecz nierozerwalne więzi, łączące ludzi na długie lata. Twórcy podjęli się więc dwóch obszernych i trudnych do rozwikłania zagadnień. Trzecim, równie istotnym, jest starość. Temat dość niewdzięczny, który na ekranie często przeobraża się w ckliwą opowieść o znających wartość życia spokojnych i równocześnie pełnych wigoru panach i paniach w podeszłym wieku. Niestety, i tutaj nie uniknęliśmy tego, bądź co bądź, uproszczenia. Alvin (73 lata), jak sam przyznaje - widział już wszystko i choć w żaden sposób nie dał nam do zrozumienia, iż dzięki swemu doświadczeniu wie równie dużo, to jednak podświadomie czujemy, że w filmie pełni on rolę przewodnika po życiowych drogach (vide: dziewczyna w ciązy) dla zbłąkanych dusz, a w najlepszym wypadku jest godnym rozmówcą dla tych "świadomych" (vide: ksiądz). "Prosta historia" nadal przedstawia interesujący punkt widzenia. Bohater, pomimo swego wieku, odpowiedniejszego dla spokojnych spacerów i rozmów z przyjaciółmi, nie chce zasiąść na fotelu przed domem. Przypomina Rose, chcącej wybić mu z głowy pomysł na podróż, że "on jeszcze żyje". Równocześnie zdaje sobie sprawę, iż jego wiek nie posiada zbyt wielu zalet. Zapytany przez jednego ze spotkanych po drodze rowerzystów o wady starości, najpierw wymienia kłopoty ze wzrokiem i chodzeniem, a następnie, nieco dwuznacznie mówi: "Najgorsze jest to, że się pamięta młodość". Z jednej strony mogły być to sentymentalne słowa, człowieka marzącego o dawnej sprawności fizycznej, o dawnej nadziei na wspaniałą i, jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, długą, przyszłość. Lecz z drugiej strony myśl tę można odczytać zupełnie inaczej. Wszak młodość Alvina nie była pozbawiona cierni - brał udział w II wojnie światowej, po powrocie do kraju popadł w nałóg alkoholowy. Na dodatek bohater zwraca się do, sprawiającego wrażenie zadufanego w sobie, nastolatka. Czyżby była to krytyka wieku "górnego i bzdurnego"? Z pewnością, lecz nie pozbawiona marzycielskiego tonu. W głosie Alvina słychać tęsknotę za tym, co bezpowrotnie minęło i równocześnie wartościującą opinię. Jak wspomniałam na początku, David Lynch, jest na tyle charakterystycznym artystą, iż oglądając film nie byłam w stanie nie zwracać uwagi na powtarzające się symbole i motywy. Ich istnienie w każdym z filmów tego reżysera nadaje im niejako dodatkowe znaczenie i wagę, chociaż w wypadku "Prostej historii", są to jedynie dodatkowe smaczki, serwowane ku uciesze fanów. I tak pojawia się ogień, zapowiadający zazwyczaj istnienie zła w świecie przedstawionym. Także tutaj był on motorem wielkiego nieszczęścia Rose. Czwórka jej dzieci została pod opieką kogoś innego, w tym czasie w domu wybuchł pożar. Wypadek ten stał się pretekstem do pozbawienia kobiety praw rodzicielskich. Lecz ogień posiada w "Prostej historii" również znaczenia pozytywne. Ognisko płonie na niemal każdym postoju Alvina, ludzie widząc je dołączają się i rozpoczynają rozmowę. Można by więc sądzić, iż nabiera ono, nowego dla Lyncha, znaczenia - ciepła, powraca do prastarej symboliki bliskości międzyludzkiej. Wielkim fragmentem filmu jest także scena wypadku drogowego. Kobieta zabiła jelenia, który niespodziewanie wyskoczył a drogę. Nie dając dojść Alvinowi do słowa, wyznaje, czy raczej wykrzykuje, że to siódme zwierzę w ciągu trzynastu tygodni, a "ona kocha jelenie!". Po czym odjeżdża. Staruszek korzystając z okazji zjada zdobyte przez przypadek mięso, czemu "przyglądają" się wypchane zwierzaki ustawione za nim. Jelenie, ryby, ptaki to gatunki często występujące w filmach Lyncha. Mówi się o nich niejako na uboczu, często nie mają nic wspólnego z wątkiem głównym, lecz zawsze zwraca się na nie uwagę poprzez ich ciekawe wprowadzenie do obrazów. Przy okazji owego wypadku warto zwrócić uwagę na cudownie pogrywający z widzem trick. Najpierw obserwujemy Alvina jadącego na swej kosiarce, później mija go nadjeżdżający samochód. Wreszcie, nadal mając przed oczami jedynie twarz bohatera słyszymy pisk opon oraz odgłos kraksy. Nie wiemy jeszcze dokładnie co się wydarzyło, ale przerażenie Straighta rodzi wiele podejrzeń i już jesteśmy w stanie uwierzyć, że oto kończy się spokojna podróż. Dopiero po chwili widzimy zabitego jelenia i rozpaczającą wielbicielkę tych zwierząt. Podobna zresztą sytuacja ma miejsce, gdy Alvin zjeżdża z górki bez hamulców. Pojazd, rozpędzany dodatkowo przez spora przyczepę, nabiera dużej prędkości i nikt nie może być pewny, co się za chwilę wydarzy. A jednak znów wracamy do stonowanej... opowieści Straighta. Owych typowych dla Lyncha motywów jest jeszcze w "Prostej historii" sporo: chata, w której mieszka Lyle (Harry Dean Stanton), lasy, pełne kołyszących się w rytm wiatru, drzew, poniekąd gloryfikujące przemysł zdjęcia, trudności z mówieniem, cisza początkowych scen czy wreszcie konstrukcja bohaterów: Rose - tęskniącej za dziećmi, Alvina - szlachetnego dziwaka. Można by długo wyliczać. Wszystko to nie pozbawione jest znaczenia, lecz w większości stanowi swego rodzaju ciekawostkę, dodającą urody wartościowej treści. Jeśli zaś o stylistyce i formie mowa, Freddie Francis i David Lynch otrzymali wyróżnienie na najlepszy duet reżyser-operator na Camerimage - i to jak najbardziej zasłużenie. Zdjęcia doskonale wpisują się w treść "Prostej historii", tworząc poetycką atmosferę. Jestem pełna podziwu dla ich pracy, której dodatkowym utrudnieniem było nie tylko znalezienie odpowiednich plenerów, ale również zmieszczenie się w czasie. Akcja filmu toczy się jesienią, liście znajdują się jeszcze na drzewach, lecz ich kolory świadczą, że zbliża się pora na opuszczenie rodzimych korzeni. Rezultat świadczy o doskonałej wręcz organizacji pracy, przy zachowaniu artystycznego ducha. Barwy jesieni wprost wypływają za ekran i napełniają czy to salę kinową, czy zacisze domowe złotem. Niepowtarzalny nastrój filmu pomógł również stworzyć Angelo Badalamenti, stale współpracujący z Lynchem kompozytor. Muzyka ożywia sceny, w których Alvin po prostu jedzie swą prostą drogą, lecz przede wszystkim wzrusza. Znamienny jest fakt, iż w najwymowniejszych momentach jakakolwiek melodia jest zazwyczaj zbędna. Jednak Badalamenti wpisuje się w rytm historii i nie tylko nie szkodzi filmowi, lecz pomaga ożywić odpowiednie emocje. Wszystkie te cechy składają się na wyśmienitą opowieść, przy czym jest to film nie tyle prosty, co prostolinijny, obdarzony delikatnym poczuciem humoru, skromną mądrością, imponującą stylistyką i - co wydaje mi się niezwykle istotne - duszą.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Twórczość Davida Lyncha jest specyficzna i charakteryzują ją złożone wątki, w których sen przeplata się z... czytaj więcej
Niedawno miałem okazję obejrzeć (już po raz drugi) film "Prosta Historia". Polskie tłumaczenie... czytaj więcej
David Lynch, niekwestionowanie największy ekscentryk Hollywoodu, zwykł nas raczyć surrealistycznymi,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones