Recenzja gry

Dead Space 2 (2011)
Gunner Wright

Przestrzeń nieumarłych

Gdy ukończyłem część pierwszą, byłem mocno zdziwiony, iż powstała kontynuacja. Jak to, myślałem, przecież zakończenie było idealne i nie ma możliwości, by Visceral Games pociągnęło to dalej z
Gdy ukończyłem część pierwszą, byłem mocno zdziwiony, iż powstała kontynuacja. Jak to, myślałem, przecież zakończenie było idealne i nie ma możliwości, by Visceral Games pociągnęło to dalej z tym samym bohaterem. Dawno się tak nie myliłem.
Historia zaczyna się kilka lat po wydarzeniach z jedynki. Po tym, jak inżynier Isaac Clarke (Gunner Wright) z powodzeniem niszczy plugawy Znak (tajemniczy kosmiczny artefakt zamieniający ludzkie zwłoki w przerażające potwory), jego kapsułę ratunkową przechwyca armia. Przez dłuższy czas prowadzi na nim bolesne eksperymenty, próbując odblokować sekrety tkwiące w jego głowie. Paradoksalnie, to właśnie monstra, z którymi przyszło mu walczyć wcześniej, i z którymi przyjdzie mu toczyć batalię przez resztę gry wybawiają go z opresji - zabijają strażników, dając mu szansę na ucieczkę. I tu zaczyna się nasza kolejna próba przetrwania w martwej przestrzeni...

Klimat jest niesamowicie gęsty, i niemal można ciąć go nożem. Na jego drodze, by zniszczyć kolejny, nowo odkryty i jeszcze bardziej potężny Znak, nie stoją same Nekromorfy. Eksperymenty na głowie Isaaca pozostawiły wyraźny uraz psychiczny, do tego dochodzi szaleństwo po styczności ze Znakiem. Wszędzie widzi swoją zmarłą dziewczynę, która z miłości... próbuje go zamordować, by wreszcie byli razem. Co może świadczy o moim braku empatii, czerpałem dużą radość z oglądania wizji Clarke'a. A było tak, ponieważ grafika jest piękna i widać niezwykłą poprawę względem poprzedniczki. Wybuchy, projekty maszkar i bohaterów drugoplanowych, niezwykle realistycznie animowane twarze postaci, wybuchy, fantastyczne lokacje i niezwykle zaprojektowane bronie, którymi możemy robić... no, wybuchy! Właśnie, jak to jest z tymi eksplozjami? Wiele osób zarzuca Dead Space'owi 2, że jest ich za dużo, a cały horror zanika. Nic bardziej mylnego! Po prostu teraz sekwencje pełne akcji przeplatane są z tymi strasznymi, a za pomocą fantastycznej ścieżki audio przechodzenie z roli łowcy w ofiarę staje się momentalne.
Skoro o tym mowa, dźwięk jest niesamowity. Skomponowana po raz ponownie przez Jasona Gravesa muzyka idealnie pasuje do akcji na ekranie. Potrafi szybko zbudować napięcie, a gdy za kątem czyha niebezpieczeństwo, dowiadujemy się tego najczęściej dzięki zmysłowi słuchu. Każda maszkara ma własny motyw muzyczny, do tego charczy, jęczy, czy kwiczy w charakterystyczny dla siebie sposób. Strasznie podobały mi się też niewyraźne szepty wymawiające imię głównego bohatera w momentach przerwy od akcji. Nie pozwalało się to zrelaksować nawet na moment. Sam protagonista zaczął wreszcie gadać, co sprawiło że przestał być tak bezosobowy jak w jedynce. Ciekawostką jest, że dopiero po odsłuchaniu samej płyty ze ścieżką dźwiękową zauważyłem spore podobieństwo ze ścieżką z Gwiezdnych Wojen. I przeczucia mnie nie zmyliły - sam Graves komponował już dla uniwersum Star Wars, do tego całość została zagrana w wykonaniu Skywalker Symphony Orchestra!

A jak kopiować, to tylko od najlepszych. Miałem nieustające wrażenie, że Visceral Games robiąc kontynuację, wzięło przykład z Jamesa Camerona i drugiej części Aliens. Podobnie do wspomnianego filmu, jak w części pierwszej poruszaliśmy się tylko po klaustrofobicznie ciasnym statku USG Ishimura, tak w drugiej mamy od samego początku całą kolonię osadzoną na obcej planecie, gdzie mieszkańcy mordowani są przez kreatury obcego pochodzenia. Przychodzi nam zwiedzić m.in. szpital (chyba jedno z najbardziej oklepanych miejsc w gatunku), lotnisko, gigantyczny kościół wyznawców Znaku czy... żłobek. Muszę powiedzieć, że choć była to pierwsza gra, gdzie walczyłem z wybuchającymi niemowlętami, nie jestem pewien czy chciałem sobie to odhaczać na liście do zrobienia przed śmiercią.
Co do samego zakańczania egzystencji potworów, w nasze łapki oddane zostaje dziesięć pukawek. Ulepszać można ich siłę rażenia, pojemność, szybkość przeładowania i strzelania znajdywanymi tu i ówdzie węzłami mocy. Ja korzystałem praktycznie tylko z podstawowej piły plazmowej, chociaż przyznam, że równie satysfakcjonująco zabijało się wyrzutnią oszczepów, działkiem grawitacyjnym czy "ścinaczem". Reszta arsenału bawiła mnie nieco mniej - należy do niej m.in. karabin pulsacyjny czy miotacz płomieni - każdy znajdzie coś dla siebie. Dosyć sporym minusem dla mnie był kompletnie martwy multiplayer na X360. Może na PC sprawa wygląda inaczej, ale jestem zawiedziony - zapowiadał się naprawdę obiecująco. Jak widać wystarczająco ludzi nie wciągnął.

Po jednokrotnym przejściu gry zajmującym około 15 godzin, odblokowuje się opcja New Game+ (zabawki, ulepszenia i gadżety z którymi ukończyliśmy przygodę zostają), a także prawdziwie masakrujący gracza poziom Hardcore. Pozwala na tylko 3 zapisy w ciągu całej gry, co przez jedną śmierć może doprowadzić do utraty wielu godzin rozgrywki. Jedyne co trochę zmniejszyło mój entuzjazm to końcówka gry - pozostawia spory niedosyt, albowiem niewiele tajemnic zostaje wyjaśnionych. Mimo wszystko, czerpałem dużą radość z gry i dawno żadna mnie tak nie wciągnęła. Polecam ją wszelkim miłośnikom horroru w kosmosie, sam wyciągając powoli łapy w kierunku pudełka z częścią trzecią. Warto!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones