Recenzja filmu

As w rękawie (2006)
Joe Carnahan
Ryan Reynolds
Ray Liotta

Recepta na kultowe kino

To mógł być cholernie dobry film. Mocna, brutalna, męska historia posługująca się sprawdzonym tematem polowania na świadka koronnego. Szkoda tylko, że reżyser chciał obwieścić się następcą
To mógł być cholernie dobry film. Mocna, brutalna, męska historia posługująca się sprawdzonym tematem polowania na świadka koronnego. Szkoda tylko, że reżyser chciał obwieścić się następcą Tarantino i Ritchiego, ubierając całą historię w efektowną ramę i pozorowaną nieprzewidywalność. Buddy "Aces" Israel jest lewym magikiem i pseudo mafiosem. Gdy wpada w tarapaty, decyduje się zeznawać przeciwko jednemu z bossów mafii, Primo Sparazzie, czym wydaje na siebie wyrok. FBI zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, wysyła swoich agentów, by dopilnowali, aby ich świadek dotarł do sądu w jednym kawałku. W tym samym czasie do najlepszych płatnych morderców dociera intratne zlecenie mające na celu natychmiastową likwidację owego świadka. Kto pierwszy ten lepszy. Joe'ego Carnahana można było uznać za obiecującego reżysera po uznanym na festiwalu w Sundance "Narc", mrocznej historii śledztwa w sprawie zabójstwa agenta FBI. Potencjał, który był dostrzegalny w wyżej wymienionej produkcji, widać poniekąd w niektórych klimatycznych scenach. Reszta tego potencjału wyprana została przez hollywoodzkie schematy i pozerską manierę twórców. Reżyser i scenarzysta chcieli bowiem zrobić dzieło kultowe, reaktywować popularny gatunek komedii sensacyjnej i jednocześnie wpleść w niego wątek dramatyczny. Co za dużo to nie zdrowo. Mimo ekranowej makabreski, zakręconej historii i wtłoczenia wszelkiej maści gangsterów vel płatnych morderców, próba wykorzystania gotowego przepisu na "zajebisty" film tym razem się nie powiodła. Brak w tej całej zabawie jakiegoś błysku, czegoś, co odróżniłoby ją od wielości podobnych klonów Tarantino i Ritchie'ego. Obaj panowie potrafili konsekwentnie realizować swoje pomysły w taki sposób, że mimo ich częściowego wykorzystania w innych produkcjach, w ich ujęciu brzmiały one świeżo, a niekiedy nawet innowacyjne. Humor był niewymuszony, dosadny i pomysłowy. Tymczasem w "Asie w rękawie" niby są nietypowi gangsterzy, niby jest sporo umowności w scenach przemocy i niby jest zabawnie, ale to wszystko skonstruowane jest bez żadnego porządku, a jak wiadomo nawet szaleństwo musi mieć w kinie jakiś porządek. Dlatego tak iskrzy brak konsekwencji w budowaniu atmosfery opowieści. Siedemdziesiąt procent filmu sugeruje, że mamy do czynienia z przewrotną komedią sensacyjną, po czym ni stąd ni zowąd pojawia się, w funkcji nadrzędnej, wątek dramatyczny. Zresztą wątek bardzo ciekawy, zgrabnie poprowadzony i zaskakujący, wsparty świetną muzyką (ciągle niedocenianego) Clinta Mansela. Wielka szkoda, że Carnahan od początku nie ustalił konwencji, w jakiej będzie realizował swoją opowieść, szkoda, że źle ocenił, a właściwie nie docenił drzemiącego w niej potencjału. Powstał więc film, który chce się przypodobać, serwując nam raz coś, co nas zabawi, raz coś, co doprowadzi do wzrostu napięcia. W gruncie rzeczy jednak pozostawia nas niepocieszonymi i nieusatysfakcjonowanymi. Zamiast obiecywanych atrakcji powstał niesprecyzowany produkt przekonany o własnej wielkości. Kolejny interesujący debiutant został wciągnięty w wielką hollywoodzką maszynerię, która przerobiła go na swoje podobieństwo, zaszczepiając w nim bakcyla komercjalizacji. Coraz częstszy to proceder, który można już oficjalnie uznać na największą bolączkę współczesnego kina. Sebastian Pytel
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones