Recenzja filmu

Frost/Nixon (2008)
Ron Howard
Michael Sheen
Frank Langella

Richard Milhous Langella

"Frost/Nixon" może mieć dwa różne życia. Jedno - amerykańskie, drugie - ogólnoświatowe. W Stanach już dziś, kilka miesięcy po premierze, jest uważany za film ważny, o czym świadczy nie tylko
"Frost/Nixon" może mieć dwa różne życia. Jedno - amerykańskie, drugie - ogólnoświatowe. W Stanach już dziś, kilka miesięcy po premierze, jest uważany za film ważny, o czym świadczy nie tylko liczba wyróżnień i nominacji. W Europie, o bardziej antyamerykańsko nastawionych regionach świata nie wspominając, może nie zebrać tak wielu pochwał. Ten dysonans jest łatwy do wytłumaczenia - afera Watergate dla kilku pokoleń Amerykanów stała się symbolem wszystkiego, co najgorsze w ich demokracji, a Nixon nieledwie uosobieniem zła. W innych krajach, i to nawet cywilizowanych, nie wzbudza aż takich emocji, a czasem pełne swoistego podziwu zdziwienie - jak można obalać rządzących za takie błahostki?  Jednak w USA każdy film o jedynym prezydencie, który ustąpił ze stanowiska, może liczyć na zainteresowanie tak krytyki, jak i publiczności. Hollywood zrozumiało to bardzo wcześnie - w roku 1976 powstają "Wszyscy ludzie prezydenta", obraz który stał się wzorcem dla całego podgatunku filmowego, demaskatorskiego dramatu politycznego. Także "Frost/Nixon" czerpie z dzieła Alana Pakuli. Jest to jednak pokrewieństwo dość dalekie. Podstawowa różnica to główny bohater. Nie jest nim rasowy dziennikarz, outsider dążący do celu. David Frost (gra go Michael Sheen) to gospodarz popularnych talk show, człowiek od wszystkiego, ale nie od polityki. Postać w sumie żałosna, fircykowaty playboy, ulubieniec salonów i gospodyń domowych. Aż dziw, że prawdziwy Frost zgodził się na taką konwencję. Można o nim powiedzieć tylko jedną dobrą rzecz, i te słowa w filmie padają: Jak nikt inny rozumie istotę telewizji. W starciu z byłym prezydentem okaże się to kluczową umiejętnością, choć ciężko określić, kto wygrał telewizyjny pojedynek, kto osiągnął to, co zamierzał, a kto nie. Bo też Frank Langella to największy atut filmu. Gra fenomenalnie, jest bardziej prawdziwy od rzeczywistego prezydenta. Wznosi film na wyższy poziom, a Nixon w jego ujęciu staje się kimś więcej niż diabłem wcielonym. Jest i bardziej przerażający, i bardziej ludzki. Druga część filmu, poświęcona stricte wywiadowi, jest jego samodzielnym popisem. Widz całą uwagę skupia na jego twarzy, śledzi każdy grymas, inni aktorzy zostają sprowadzeni do roli mówiących rekwizytów. Nawet to co mówi ma drugorzędne znaczenie, starcza sama obecność na ekranie. Wielka rola niezbyt znanego aktora. "Frost/Nixon" nie jest obrazem wybitnym. Jest filmem solidnym, przyzwoitym, rzetelnym. Można znaleźć w nim kilka smaczków -  lata 70. były naprawdę kiczowate!, ale i nie ustrzegł się poważnych potknięć. Nieporozumieniem są komentarze wplecione w fabułę - dlaczego nie materiały archiwalne? Pomysł z postarzonymi aktorami (a nie uczestnikami wydarzeń) fatalny. Fałszywymi tonami pobrzmiewa kluczowa w zamyśle twórców telefoniczna rozmowa Nixona z Frostem. Jest prawdziwa, musi być prawdziwa, ale... pasuje zbyt dobrze. Jak i kilka innych scen. W efekcie dziełu brakuje drapieżności, pozostawia niedosyt. Ale ten Langella... prawie rekompensuje wszystkie niedociągnięcia... prawie.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wielkim fanem kina politycznego na pewno nie jestem. Nie dlatego, że w ogóle nie interesuje się... czytaj więcej
"Frost/Nixon" to jeden z najlepszych filmów zeszłego roku i być może najlepszy w całej karierze Rona... czytaj więcej
Z pewnością "Frost/Nixon" nie będzie w Polsce uznany za film wyjątkowo ważny czy też przełomowy, w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones