Czy można, wykorzystując banał, zrobić kawał dobrego kina? Moim zdaniem "Wojownik" udowadnia, że tak. Film kopiuje wszystkie wątki fabularne znane z tego typu kina i łączy je w zgrabną i
Czy można, wykorzystując banał, zrobić kawał dobrego kina? Moim zdaniem "Wojownik" udowadnia, że tak. Film kopiuje wszystkie wątki fabularne znane z tego typu kina i łączy je w zgrabną i przyjemną dla oka całość.
Patos i wzruszenie, dramatyczne, życiowe decyzje i trudne relacje rodzinne, a do tego świetna i przesadzona (bohaterowie okładają się non stop ciosami, z których jeden zakończyłby się dla antagonisty szpitalem) naparzanka w klatce, to wszystko przez ponad dwie nienudzące godziny. Reżyser, Gavin O’Connor, bardzo dobrze przedstawia nam ten wyciskający łzy i zaciskający kciuki miszmasz.
Dodać należy o dość wyrazistych postaciach wykreowanych przez Nicka Nolte’ego, Joela Edgertona i Toma Hardy’ego. Widz szybko się z nimi utożsamia bądź zaczyna ich nie lubić, co powoduje szybkie wczucie się w klimat filmu. Niestety bohaterka grana przez Jennifer Morrison ("House MD") jest dość denerwująca i stwarza infantylne problemy jednemu z głównych bohaterów, ale nie przeszkadza to zbytnio w ogólnym odbiorze tego dzieła.
Walki są, jak już wspomniałem, przesadzone, ale fajnie się je ogląda. Mnie osobiście podobają się tego typu rozwiązania (ostatnio mogliśmy je również obejrzeć w "Lights Out"). Z przymrużeniem oka można się emocjonować takimi starciami, zwłaszcza gdy zgrabnie opowiedziana jest historia wokół danego pojedynku. Jeżeli dodamy do tego komentatorów, to można wczuć się w widowisko.
Oprócz wyżej wymienionych plusów film ten nie wyróżnia się niczym więcej, ale to i tak dość dużo. Muzyka nie zapada jakoś szczególnie w pamięć. Jest raczej oklepana i ma tylko lekko podkreślać nastrój danej sceny. O problemach i rozterkach głównych bohaterów nie będziemy raczej rozpamiętywać jeszcze przez parę dni po seansie. Jak zasugerowałem na wstępie, banał wypływa z ekranu hektolitrami, więc widzowi jego własne problemy będą wydawać się bardziej atrakcyjne i wyraziste.
Mimo wszystko polecam tę produkcję przede wszystkim tym, którym podoba się saga "Rocky", gdyż to dzieło Gavina O’Connora na ich pewno nie zawiedzie. Znajdą tu wszystko, co było w tamtych filmach. Obejrzenie kina w tym wydaniu moim zdaniem nie jest stratą czasu, lecz dobrą rozrywką i odprężeniem. Jeżeli więc nie macie, co robić w domu w mroźne zimowe wieczory, a w lodówce czeka na Was zmrożone piwko, to nie lepszego dodatku do spożycia kilku butelek niż opisana wyżej opowieść o mordobiciu.