Recenzja filmu

Szybcy i wściekli 6 (2013)
Justin Lin
Vin Diesel
Paul Walker

Rodzina stawia na swoim

Wraz z rozpoczęciem polowania w ruch idą ulubione afrodyzjaki współczesnej popkultury. Giwery bohaterów prawie nigdy nie stygną, stuningowane czterokołowe demony królują na szosach całej
Gdyby Isaac Newton mógł zobaczyć "Szybkich i wściekłych 6", wszystkie notatki o teorii grawitacji wylądowałyby po seansie w piecu. To, co wyprawia Vin Diesel ze zmotoryzowaną ferajną, przechodzi wszelkie pojęcie! Ludzie zaczynają latać, drogie fury zaliczają potrójny kickflip, a Dwayne "Skała" Johnson miota wrogami jak piłeczką palantową. Choć film zabija szare komórki widza skuteczniej niż zabieg lobotomii, dawno już nie było w kinach czegoś tak skutecznego w podnoszeniu poziomu testosteronu. Nie dziwcie się, jeśli po seansie najdzie Was ochota na cyrkowe wyczyny za kierownicą poloneza ojca.

Akcja szóstki rozpoczyna się niedługo po wielkim napadzie w Rio De Janeiro. Rozrzuceni po całym świecie członkowie Rodziny wiodą dostatni żywot emerytowanych kryminalistów. Przeszłość daje jednak o sobie znać, gdy na horyzoncie pojawia się  ponownie Luke Hobbs. Policjant o posturze King Konga i manierach kibola proponuje paczce wyczyszczenie kartotek w zamian za pomoc w ujęciu diabolicznego złodzieja Owena Shawa (najlepszy z całej obsady Luke Evans). Dla Doma to także sprawa osobista. Na usługach szwarccharakteru znajduje się bowiem jego dawna dziewczyna, uznana za zmarłą Lettie. A jak wiadomo, starej miłości – w  przeciwieństwie do karoserii – rdza się nie ima.

Wraz z rozpoczęciem polowania w ruch idą ulubione afrodyzjaki współczesnej popkultury. Giwery bohaterów prawie nigdy nie stygną, stuningowane czterokołowe demony królują na szosach całej Europy, zaś londyńskie metro zamienia się w arenę turnieju MMA. Nie zabrakło też półnagich kociaków, których pełne kształty operator z lubością eksponuje. Reżyserowi Justinowi Linowi udało się zmajstrować z tych elementów napędzany paliwem rakietowym wakacyjny odmóżdżacz: efekciarski, zrobiony na luzie i ze swadą, z soundtrackiem tradycyjnie obfitującym w tłuste bity.

Choć zewsząd padają zarzuty, że "Szybcy i wściekli" zamieniają się w serial, scenarzyście wciąż udaje się zgrabnie zaplatać kolejne nitki fabuły. W trakcie seansu zwróćcie uwagę, jak wykorzystał retrospekcje z "Tokyo Drift" jako preludium do siódmej części. Nawet jeśli w dialogach znalazło się za dużo mądrości z blokowej ławki, od których usychają uszy i popcorn, równoważy je solidna porcja zabawnych one-linerów. W tych ostatnich króluje zwłaszcza The Rock.

W jednej ze scen bohaterowie szykują się do uroczystej fiesty. Poproszony o zmówienie błogosławieństwa Roman (Tyrese Gibson) wymienia kolejne dary, które wraz z kumplami otrzymał od losu. Kiedy na samym końcu dziękuje Panu za szybkie samochody, publiczności nie pozostaje nic innego, jak dołączyć do Rodziny i krzyknąć w uniesieniu: Amen!
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kultowa seria o "szybkich i wściekłych" kierowcach w odlotowych furach znów powraca na ekrany kin w... czytaj więcej
W światowej kinematografii bardzo często zdarza się, że sequele są gorsze od poprzednika. Każda kolejna... czytaj więcej
Ileż można ciągnąć jeden cykl filmowy opierający się niemalże na podobnych schematach? Jak dobitnie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones