Recenzja filmu

Porachunki (2013)
Luc Besson
Robert De Niro
Michelle Pfeiffer

Rodzinka.fr

Sceny okrucieństwa, którego niezrównoważeni bohaterowie dopuszczają się wobec bliźnich, ogrywane są na modłę komediową, jednak za dużo w nich cynizmu i prostactwa, a za mało przekory i ironii. W
Jest w "Porachunkach" ujęcie, które tak dobrze ilustruje artystyczną impotencję Roberta De Niro, że mogłoby w zasadzie pojawić się na plakacie tego filmu.  Oto widzimy brodatą twarz aktora, na której maluje się autentyczne wzruszenie, powodowane, jak przypuszczam, nostalgią. Bohater siedzi w kinie i ogląda "Chłopców z ferajny" Martina Scorsese – film będący aktorskim tour de force De Niro cementujący w latach osiemdziesiątych jego ikoniczny status. Jest w tym coś niesmacznego – mówimy w końcu o artyście, który od prawie dwóch dekad nie opuszcza hollywoodzkiego domu spokojnej starości i mimo wspaniałego warsztatu sygnuje swoim nazwiskiem kolejne produkty filmopodobne. 



Bohater De Niro, Giovanni Manzoni a.k.a Fred Blake, poddaje się sentymentalnej aurze nie bez przyczyny. Jest amerykańskim gangsterem włoskiego pochodzenia, który zdradził swoich kumpli i trafił pod skrzydła FBI. W ramach programu ochrony świadków agencja ulokowała go wraz z rodziną na południu Francji, niestety ani słońce, ani sielska, prowincjonalna atmosfera nie działają kojąco na familię Manzonich. I tak, wyliniała pani domu (Michelle Pfeiffer) wysadza w powietrze supermarket, nimfetkowata córeczka (Dianna Agron) próbuje zaciągnąć do łóżka przystojnego korepetytora, a psychopatyczny synalek (John D’Leo) tka w szkolnych murach mafijną sieć szpicli i popleczników. W tym samym czasie patriarcha rodu znajduje w ogrodzie starą maszynę do pisania, robi błyskawiczny rachunek sumienia i postanawia spisać swoje losy, a nadzorujący operację agent (Tommy Lee Jones) przeżywa "skaranie boskie" z całą tą "szaloną" zgrają. Boki zrywać.

Sceny okrucieństwa, którego niezrównoważeni bohaterowie dopuszczają się wobec bliźnich, ogrywane są na modłę komediową, jednak za dużo w nich cynizmu i prostactwa, a za mało przekory i ironii. Ot, Fred katuje młotkiem i kijem baseballowym hydraulika, gdy ten odmawia pomocy. Albo z podobnego powodu masakruje miejscowego urzędnika, ciągnąc go samochodem po asfalcie. Albo marzy o tym, aby nakarmić rozżarzonym brykietem bezpośrednich, wypacykowanych i rozsmakowanych w winie F(h)rancuzów. W ogóle większość gagów bazuje na bezrefleksyjnym powielaniu stereotypów. To już kolejny film ze stajni Luca Bessona (!), w którym brakuje tylko śmierdzącego serem wąsacza w kaszkiecie i żonglującego bagietkami mima. Wszystkie skecze łączy jedno: są śmieszne jak polski kabaret. 



Ojcem tej porażki jest wspomniany Besson, który zamienił Europacorp w fabrykę podróbek i tanizny. Reżyserował już słabe i przeciętne filmy – "Angel-Ę" czy serię o Minimkach – jednak zawsze broniła go nieoczywista, filmowa wyobraźnia oraz techniczna biegłość. "Porachunki" to z kolei obraz, który realizacyjnie plasuje się na poziomie kręconych słoikiem, włoskich sensacyjniaków z lat 90. Wzięty z literackiego oryginału Tonino Benacquisty tytuł, "Malevita", oznacza w mafijnym slangu grubą rybę. Jeśli jednak nie chcecie spędzić tych świąt na detoksie, ograniczyłbym się do wigilijnego karpia.
1 10
Moja ocena:
2
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najnowszy film w reżyserii Luca Bessona (twórcy takich hitów, jak "Leon zawodowiec" czy "Piąty element")... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones