Recenzja filmu

Ona (2013)
Spike Jonze
Joaquin Phoenix
Scarlett Johansson

Romans egzystencjalny

"Ona" dostała 5 nominacji do Oscarów, z których jedna zamieniła się w Oscara za scenariusz. Rzeczywiście pomysłów na ubogacenie świata przedstawione jest w filmie mnóstwo, co w gatunku SF jest
"Ona" dostała 5 nominacji do Oscarów, z których jedna zamieniła się w Oscara za scenariusz. Rzeczywiście pomysłów na ubogacenie świata przedstawione jest w filmie mnóstwo, co w gatunku SF jest wyjątkowo ważne.


 
Film zaczyna się kadrem, w którym widzimy twarz Phoenixa. Aktor wymawia słowa pełne ckliwości i miłości. W języku angielskim nie ma formalnej różnicy między rodzajem męskim i żeńskim. W polskim od razu widać, jakiej płci jest podmiot. Tak więc tłumaczenie od razu zdradza, że bohater nie mówi od siebie, a raczej coś czyta. To pierwszy świetny pomysł tego filmu: Theodore Twombly pracuje w firmie piszącej listy na zamówienie. Pomysł tym lepszy, że przerażająco prawdziwy. Kto dziś pisze listy?
 
Theodore jest samotnikiem w trakcie rozwodu, mężczyzną niezbyt radzącym sobie z rzeczywistością. Zdaje się nie mieć głowy do miłości, choć przecież pisze tak piękne miłosne listy. Wszystko się odmieni z dniem, gdy zakupi nowy system operacyjny, reklamowany jako prawdziwa sztuczna inteligencja. System dopasowany do jego wymagań przyjmie postać Samanthy (czy też może jedynie jej głos). Samantha poza atrybutami przysługującymi każdemu komputerowi, jak szybkość poruszania się w wirtualnej przestrzeni, ma też cechy bardzo ludzkie: poczucie humoru (czasem dość specyficzne), uczucia, obawy. Jednocześnie wszystko to pojawia się z czasem, jakby uczyła się tego od ludzi. Samantha powoli, ale nieprzerwanie uczy się człowieczeństwa.


 
Geniusz tez postawionych i obserwacji poczynionych przez twórców objawia się dopiero, gdy odniesiemy je do dzisiejszego, coraz bardziej komputeryzującego się społeczeństwa. Jeśli zgodzimy się na takie odniesienie, odnajdziemy przekaz gorzki, ale dlatego właśnie, że prawdziwy. Społeczeństwo w filmie Spike'a Jonze'a to grupa samotników-onanistów, którzy z perwersyjną radością przyjmą nowy system, będący prawie człowiekiem, a jednak człowiekiem, którego charakter, uprzedzenia, oczekiwania sami mogą kształtować. Stąd też zakłopotanie Theodore'a, gdy Samantha zaczyna przejawiać bardziej ludzkie cechy. A jednak, choć bardziej kobieca, Samantha nie wymaga od Theodore'a wielu poświęceń, jest tylko programem. W dodatku programem, który im bardziej ludzki się staje, tym bardziej pokazuje, że od człowieczeństwa dzieli go przepaść. Na jego charakter składa się setka charakterów twórców i charakter właściciela, a czy oni wszyscy rozumieją, czym jest człowieczeństwo?
 
"Ona" jest niecodziennym romansem. Po pierwsze jest romansem, w którym występuje tylko mężczyzna. Rolę drugiej połówki odgrywa tu seksowny głosik Samanthy. To nadal nie wyklucza pięknej opowieści o miłości, ale film porusza znacznie więcej tematów. Theodore nie radzi sobie z ludźmi. Utracił żonę i czasem nawet wydaje mu się, że chciałby do niej wrócić. Okazuje się, że nie umie inwestować w ludzkie związki, nie chce brać odpowiedzialności, woli do niczego się nie zobowiązywać. Jego relacja z Samanthą także miewa wzloty i upadki, a jednak Theodore zapomina je bardzo łatwo i za każdym razem może zacząć od nowa. Choć zdaje się nie radzić sobie z praktykowaniem miłości, z teorii jest bardzo dobry, a jego listy miłosne wydane mogłyby stać się bestsellerem. Umie mówić, ale słowa to nie wszystko. 
 
Dla równowagi całe zaplecze artystyczne pasuje do z lekka egzystencjalnego romansu. Zdjęcia i muzyka wprowadzają doskonałą atmosferę, a postaci, których wcale nie jest wiele, obsadzone są świetnie. Należy szczególnie pochwalić Joaquina Phoenixa, do którego trudno nie czuć sympatii, choć jest człowiekiem bez charakteru, i Amy Adams, trudno też sobie wyobrazić Samanthę z głosem innym niż Scarlett Johansson. A trzeba pamiętać, że także postaci drugoplanowe wcale nie są tylko gadającymi głowami.


 
Jak dla mnie, film kończy się nieco za szybko, a refleksja płynąca z zakończenia jest niewspółmierna do przemyśleń budowanych przez cały film. Ale to wcale nie znaczy, że zakończenie jest złe. Film jest dobry, nawet bardzo i jeśli ktoś lubi mocno osadzone w rzeczywistości wizje science fiction, spodobać się musi. Pachnie nominacją do nagrody Hugo, a może nawet samą nagrodą.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Futurystyczna wizja świata według Spike'a Jonziego nie przedstawia się optymistycznie. Ludzie żyją w... czytaj więcej
Pamiętacie obraz "Być jak John Malkovich", w którym główni bohaterowie odkrywają tunel prowadzący do...... czytaj więcej
W świecie niedalekiej przyszłości ludzie coraz bardziej polegają na otaczającej ich technologii. Znane... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones