Recenzja filmu

Jestem Femen (2014)
Alain Margot

Romantyczny urok sekstremizmu

Film Alaina Margota nie ma w sobie nic z reporterskiego śledztwa. Podążając za uwodzicielskim ideologicznym wołaniem, nie zadaje niewygodnych pytań – jeśli chcecie je usłyszeć, polecam
Oksana Szaczko ma wszelkie prawo, by powiedzieć o sobie "Jestem Femen". Jest jedną z założycielek słynnego ukraińskiego ruchu, posiadaczką jednej z jego najbardziej rozpoznawalnych twarzy i piersi. To ona zapoczątkowała tradycję nagich protestów, stworzyła rozpoznawalną i spójną oprawę plastyczną organizacji. Ciężko też wyobrazić sobie, żeby jakiś ruch protestu nie chciał być przez nią reprezentowany – dziewczyna jest inteligentna, zdolna, piękna, przez jej słowa przebija oddanie sprawie, a jeżeli da się ją przyłapać na naiwności, to zawsze towarzyszy jej uzdrawiająca dawka niewinności. Niewiele osób potrafiłoby równie przekonująco kontynuować karierę niedoszłej zakonnicy na ścieżce nagiej rewolucji. Nikt nie wydawałby się równie naturalny przy pisaniu ikon i w kostiumie wściekłej amazonki, z cierniową koroną z drutu kolczastego na głowie, piłą łańcuchową w drobnych dłoniach i piersiami wycelowanymi w zakłopotanych milicjantów. Łatwo zrozumieć, dlaczego twórcy dokumentu dają się uwieść jej urokowi, pokazując ją refleksyjnie zamyśloną w brudnych pociągach i romantycznie umazaną farbami w domowej pracowni. Można jedynie żałować, że film zostaje przy tej powierzchni, zamiast zadziałać tak, jak działa Femen – przyciągając uwagę do atrakcyjnego obrazka, by przekierować ją na sprawy przykre, nieprzyjemne, mało romantyczne i mało erotyczne.



Organizacja powstała w 2008 roku i bardzo szybko wykrystalizowała swoje cele i środki bojowe. Nagość jest wbrew pozorom świetnie sprzężona z hasłami głoszonymi przez ukraińskie feministki. Zanim bowiem Femen określił się jako zajadły przeciwnik politycznej i religijnej dyktatury, protestował głównie przeciwko przemocy seksualnej. Film zaczyna się od obrazków z protestu przeciwko uwolnieniu z aresztu mężczyzn oskarżonych o gwałt, pobicie i próbę spalenia młodej kobiety. Jeżeli kobiece ciało może być wykorzystywane przeciwko niej (np. w patologicznej argumentacji, że atrakcyjny wygląd "prowokuje" gwałciciela), to czemu nie miałoby być wykorzystywane jako nośnik w społecznej edukacji i rewolucji? Akcje Femenu odzierają kobiece ciało z oswojonego i ugłaskanego erotyzmu kreowanego przez przemysł modowy, magazyny dla mężczyzn, reklamę czy przemysł porno. Niezależnie od oceny organizacji i towarzyszących jej kontrowersji, wrogość, jaką wyzwalają protesty Femenu, są zawsze jego tryumfem, bo pokazują zawiedzione oczekiwania. A jeśli oczekiwania wobec kobiecości są silniejsze od oczekiwań względem prawa i obyczaju społecznego (który w stosunku do kobiet wciąż bywa przecież horrendalnie nieprzyzwoity), to znaczy, że ciągle jest przeciwko czemu protestować. Czy histeryczny krzyk nagiej piękności irytuje nas bardziej niż systemowe prześladowanie kobiet, sankcjonowane przez prawo?

Film Alaina Margota nie ma w sobie nic z reporterskiego śledztwa. Podążając za uwodzicielskim ideologicznym wołaniem, nie zadaje niewygodnych pytań – jeśli chcecie je usłyszeć, polecam dodatkowy seans filmu "Ukraina to nie burdel" w reżyserii Kitty Green, która m.in. zbadała trop stojącego za feministyczną rewolucją... mężczyzny. Padają tam też pytania o, bywające źródłem kontrowersji, kwestie finansowania Femenu i ewentualnego wykorzystywania go przez "zewnętrzne siły". "Gdyby nie organizacja – zwierza się bohaterka Margota – nie miałabym z tymi dziewczynami nic wspólnego". To zdanie może być kluczem do filmu, który jest bardziej portretem dziewczyny niż organizacji, a może nawet bardziej portretem przeświecającej przez bohaterkę pewnej wrażliwości i ducha sprzeciwu. Nawet bowiem wymiar prywatny tego portretu – relacja z matką czy podróż do rodzinnego miasta – kreślony jest w fotogenicznej palecie ideologii. Warto jednak docenić to, co widać na marginesach tego obrazka. Np. nagość jako kostium, jako proste i zmyślne narzędzie komunikacji. Rewolucję przecież jakoś się robi – to praca przynajmniej na pełen etat. Za najbardziej autentycznym porywem powinien stać przemyślany koncept plastyczny, wykrzykiwanie haseł poprzedzają próby, wściekłe hasła transparentów trzeba na spokojnie obmyślić i wykaligrafować, by nie zostały opacznie zrozumiane.



Działaczkom Femenu – poza odwagą i determinacją – wystarczy po prostu być i wyglądać w określony sposób – reszta dzieje się sama. Historyczną wagę "histerycznym" działaniom nadają ci, którzy wtrącają do więzień, wywożą do lasu grożąc podpaleniem, wytaczają sfingowane procesy. A także ci, którzy mają może pretensje, że zamiast zostać "rozsądną" opozycją ("umiarkowana rewolucja"?) albo martwymi męczennicami we własnym kraju, dziewczyny w końcu zdecydowały się na emigrację. Chcemy czy nie, bezradność funkcjonariusza, który nie wie, jak zabrać się do spacyfikowania kruchego, nagiego ciała, jest naszą wspólną bezradnością.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
„Jeśli chcesz, żeby ludzie cię wysłuchali, nie wystarczy ich klepnąć w ramię. Musisz im przywalić młotem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones