Recenzja filmu

Wiecznie żywy (2013)
Jonathan Levine
Nicholas Hoult
Teresa Palmer

Romero i Julia

Postać "żywego trupa", motyw zaczerpnięty z haitańskiej religii voodoo, na wielkim ekranie po raz pierwszy można było oglądać w 1932 roku w filmie "Białe zombie", w którym pojawia się
Postać "żywego trupa", motyw zaczerpnięty z haitańskiej religii voodoo, na wielkim ekranie po raz pierwszy można było oglądać w 1932 roku w filmie "Białe zombie", w którym pojawia się czarnoksiężnik mający władzę nad grupą zombie. Jego reżyser, Halperin, stworzył obraz "żywego trupa", który przetrwał w kinie ponad 30 lat. Ze stereotypem niegroźnego zombie-niewolnika raz na zawsze zerwał George A. Romero swoim horrorem "Noc żywych trupów" z 1968 roku. Produkcja okazała się przełomowa dla odradzającego się gatunku zombie movies.

Kolejne lata przyniosły po obu stronach oceanu nowe filmy, ale przełomem na miarę produkcji Romero okrzyknięto dopiero "28 dni później" Danny'ego Boyle'a z 2002 roku, ponieważ w tym właśnie trzymającym w napięciu horrorze "żywe trupy" zaczynają biegać: nie przypominają już bezwładnych, ospałych "spacerowiczów", a stają się krwiożerczymi maszynami do zabijania. Takie właśnie zombie pojawiają się obecnie w filmach i serialach, ale zdarza się, że niektóre produkcje wnoszą do gatunku zupełnie nowe elementy (m.in. zombie-mutanty z zekranizowanej serii gier "Resident Evil"), a kolejne zombie movies powstają każdego roku. "Żywe trupy", nie tracąc nic ze swojej popularności, ewoluują niemal z każdą kolejną produkcją, a "Wiecznie żywy", chociaż ekranizacja książki teen fiction, dorzuca do tematu nieumarłych coś zdecydowanie nowego i godnego uwagi.

On o imieniu "R" (N. Hoult) z zewnątrz jest "żywym trupem", jakie znany z setek innych horrorów: chodzi, zataczając się, chyba że akurat poluje na ludzi, żeby ich zjeść (najbardziej smakują mu mózgi), wydaje z siebie nieartykułowane dźwięki i lubi dołączać do "stada" swoich pobratymców. W głębi duszy (?) jest jednak prawdziwym filozofem zastanawiającym się nad sensem swojej egzystencji, sensem istnienia w ogóle i losami świata w trakcie "zombie apokalipsy", której jest przecież częścią. Uważa się za innego od reszty nieumarłych. Ona, Julie (Teresa Palmer), stoi po drugiej stronie barykady dosłownie i w przenośni. Trenowana od dziecka do zabijania zombie i funkcjonowania w ich świecie, jest córką swojego ojca-żołnierza. R zakochuje się w Julie od pierwszego wejrzenia i przy okazji... "zaraża się" życiem, a do dopiero początek ich historii.

"Wiecznie żywy" to przykład całkiem udanej ekranizacji: w scenariuszu znalazły się momenty najważniejsze dla całej historii, a zrezygnowano z tych mało "filmowych", dodając za to kilka widowiskowych scen potyczek "międzygatunkowych". Twórcy postanowili nie skorzystać również z przemyśleń R na temat seksu i związków międzyludzkich, co oczywiście łatwo można wytłumaczyć widownią PG-13. Nakręcili jednak horror romantyczny (romans horrorowy?), który ogląda się dobrze: są sceny wywołujące śmiech, ale są i takie, przy których łezka się w oku kręci. Scen naprawdę strasznych czy gore jest tutaj jak na lekarstwo, ale może to i dobrze, bo w tym zombie movie są one akurat niepotrzebne.

Hoult i Palmer w rolach głównych radzą sobie dobrze, wyrabiając średnią jakości gry aktorskiej w filmach dla nastolatków. Hoult jest przekonującym zombie, zwłaszcza, jak biega czy mówi, a przy tym ma dużo niezaprzeczalnego uroku osobistego. Oto "żywy trup", którego naprawdę można pokochać (zaraz obok tytułowego nieumarłego z filmu "Fido", który jest równie sympatyczny, ale nie aż tak urodziwy), a jego ekranowe przygody okraszone są dużą ilością dobrej muzyki, niezłymi zdjęciami i efektami specjalnymi, a przede wszystkim pomysłowym montażem.

"Wiecznie żywy" to interesująca historia o miłości nie tyle zakazanej, co po prostu niemożliwej z wielu różnych względów (jak niby czuć motylki w brzuchu, kiedy nie czuje się nawet bólu i jak mówić o skaczącym pulsie, kiedy serce nie pompuje krwi do organizmu?). Nie są to żadne "popłuczyny" po "Zmierzchu" ani innych produkcjach dla nastolatków. Historia R to świeża krew dla gatunku zombie movies, dlatego warto ją poznać. To sprawnie nakręcony film, przy którym można się dobrze bawić. No i to zakończenie! Romero by tak swoich produkcji nie zamknął, ale mnie - fance "żywych trupów" - taki ending nawet przypadł do gustu. Polecam.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Wiecznie żywy" to film na podstawie powieści Isaaca Mariona pod tytułem "Ciepłe ciała". Szkoda, że nie... czytaj więcej
Z góry zaznaczmy: Stephanie Meyer nie maczała palców przy tegorocznym przeboju, "Warm Bodies".... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones