Recenzja serialu

Doktor Quinn (1993)
James Keach
Gwen Arner
Jane Seymour
Joe Lando

Rozsunąć się, idzie pani dr Quinn!

"Dr Quinn" to kolejna typowa amerykańska produkcja telewizyjna. Serial kultowy po wsze czasy. Dzięki roli w nim Jane Seymour zdobyła markę, którą cieszy się do tej pory. Seria zabiera widza w
"Dr Quinn" to kolejna typowa amerykańska produkcja telewizyjna. Serial kultowy po wsze czasy. Dzięki roli w nim Jane Seymour zdobyła markę, którą cieszy się do tej pory. Seria zabiera widza w podróż w XIX wiek. Podróż, która mogłaby trwać wieki. Zanim przejdę do wychwalania zalet "Dr Quinn", może zacznę od początku. "Dr Quinn" nie miała w Polsce łatwo, w szybciej zyskiwała popularność w Ameryce niż u nas. Polacy z trudem godzili się z cenną stratą, jaką była dla nich "Dynastia". Losy tej kultowej soap opery stały się tzw. ikoną naszego kraju. Jane Seymour i ekipa musiała najpierw się napocić, by nas zahipnotyzować swoją odmiennością. Pamiętam bardzo dobrze, jak w telewizji pojawiały się pierwsze zapowiedzi nowego serialu na niedzielne popołudnie. Patrzyliśmy wtedy z rodzinką dość niepewnym okiem, czy "Dr Quinn" zdoła przebić "Dynastię", wypełni wstrząsającą pustkę w naszym życiu, uzależnionym od czasów PRL-u wystawnym amerykańskim luksusem. Obawy okazały się zupełnie niepotrzebne. Minęły tygodnie, a przeurocza pani dr Michaela Quinn podbiła nasze serca. I dzisiaj, pisząc tę recenzję, podchodzę do niej z nutką nostalgii.   Dr Michaela Quinn świeża studentka Harvardu, rozpoczyna pracę z dala od głośnego i przyciasnego Bostonu, na rzecz posady lekarki w malutkim miasteczku Colorado Springs. Już na samym wstępie, ma wielkie wejście. Wszyscy byli pewni że pan dr Quinn będzie… bardziej męski. Tymczasem jest bardziej kobiecy, niż mogliby przewidywać, ale za to jak wykształcony! Ledwie Quinn rozpoczyna pracę, a już spada na nią obowiązek. Musi przygarnąć pod swoje barki trójkę osieroconych dzieci, kiedy przysięga ich matce na łożu śmierci, że się nimi zaopiekuje. Będzie musiała rzucić wyzwanie zabójczym epidemiom, chorobom o bliżej nieznanych właściwościach, zdobyć zaufanie swoich pacjentów, ale i zmierzyć się z problemem równouprawnienia i rasizmu. A żeby było ciekawiej, znajdzie też czas… na miłość.   Serial obyczajowy oparty jednak na konwencji westernu był strzałem w dziesiątkę! Bardzo rzadko zdarza się, aby seriale kostiumowe miały taki długi staż na ekranie jak właśnie "Dr Quinn", dla mnie to istny ewenement. Amerykanie nie porywają się za często z motyką na słońce i tworzą przekonywające widowiska telewizyjne. Nie dość, że im się to udało, to jeszcze wykreowali aż 147-odcinkową historię o XIX-wiecznym miasteczku na Dzikim Zachodzie. Oczywiście największe brawa należą się ekipie aktorów. Jane Seymour (dr Quinn) i Joe Lando (Sully), spisali się na medal, wytwarzając niesamowitą, autentyczną więź między mężczyzną i kobietą. Ale dr Quinn jednak nie byłaby tak przekonująca, gdyby nie postacie drugiego planu, takie jak Loren Bay (grany przez Orson Beana) czy pani Dorothy (Barbara Babcock), nie zapominając o wspaniałym pastorze Timothym (Geoffrey Lower). Plan pierwszy i drugi znakomicie się uzupełniał, pozwalając nam wierzyć w przyjaźnie, silne więzi, jakie łączyły poszczególnych bohaterów. Na szczególne brawa zasługuje też multum problemów, na jakie pozwolili sobie twórcy. Jako że "Dr Quinn" to taki serialowy western, podstawą był problem białych i czerwonych i nieustający kłopot w koegzystencji tych dwóch tak różniących się od siebie poglądowo ras. Na drugi plan z kolei dodano dylematy, jakie często spotykały kobiety i mężczyzn i dlaczego równouprawnienie było tak ważne. Pojawiły się także pierwsze miłości, złożoność wieku dojrzewania, na które zawsze dr Quinn  z pomocą przyjaciół potrafiła zadziałać. Mieszkańcy Colorado Springs stali się naszymi dobrymi znajomymi, dla których zawsze mieliśmy czas.   Dziś co prawda serial ten już nie wywołuje takich emocji jak kiedyś. Wraz z rozwojem telewizji kablowej, ramówka telewizyjna, raczej nie jest szczytom geniuszu. Powszechność seriali sprawiła, że nie ma już czego przeżywać, tak jak chociażby dr Quinn, która, przyznaję, była następnym czysto amerykańskim widowiskiem z charakterystycznymi dla narodu gadżetami, ale widowiskiem niezapomnianym. Dowodem na to mogą być aż dwa filmy pełnometrażowe, nagrane zaraz po zakończeniu serialu. Ale to już temat na zupełnie inną historię.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones