Recenzja filmu

Vicky Cristina Barcelona (2008)
Woody Allen
Scarlett Johansson
Penélope Cruz

Rozważna i romantyczna według Allena

Allenowi chyba coraz trudniej przychodzi wymyślanie ciekawych historii. Dobra passa skończyła się wraz z przewrotnym i błyskotliwym melanżem motywów, czyli "Wszystko gra". Potem było gorzej.
Allenowi chyba coraz trudniej przychodzi wymyślanie ciekawych historii. Dobra passa skończyła się wraz z przewrotnym i błyskotliwym melanżem motywów, czyli "Wszystko gra". Potem było gorzej. "Scoop - Gorący temat" - bardzo przeciętna komedia kryminalna. "Sen Kasandry" - słabsza wersja "Wszystko gra". Poza tym - mimo iż Woody to wciąż całkiem niezły gawędziarz - widać, że traci werwę. Przecież niektóre z jego poprzednich filmów również nie opierały się na wyszukanych scenariuszach, a jednak Allen proste historie opowiadał zajmująco. Nie chcę przez to powiedzieć, że jego ostatnie filmy mnie nudzą; po prostu mam wrażenie, że nieco odbiegają od allenowskiego standardu. W "Vicky Cristina Barcelona" oś fabuły stanowi opowieść o niekonwencjonalnym związku młodej Amerykanki z hiszpańskim malarzem i jego ekscentryczną byłą żoną. To w sferze narracyjnej. Na poziomie przekazu można chyba powiedzieć, że jest to film o zmienności ludzkich potrzeb i o problemach ze zdefiniowaniem pojęcia miłości. Z jednej strony mamy rozważną Vicky, która uczuciowe relacje pojmuje tradycyjnie, z drugiej - romantyczną Cristinę, która wprawdzie nie wie na pewno, czego chce od życia, ale wie, czego nie chce - stagnacji, nudy, rutyny. Jednocześnie żadna z nich nie jest do końca przekonana, że jej wybór jest właściwy. Przez półtorej godziny patrzyłam na ślicznie sfilmowaną Barcelonę, chłonęłam klimat uroczych restauracyjek i wąskich uliczek, podziwiałam przesączone miękkim i rozedrganym światłem plenery, śledziłam rozwój związków obu kobiet, ale w finale pozostałam z lekkim uczuciem niedosytu i zdziwienia. To już? Tak po prostu? To tylko o to chodziło? Taka rozciągnięta etiuda o obliczach miłości i poszukiwaniu szczęścia? Ładnie jest to zrobione, ale Allen potrafił o wiele lepiej, subtelniej, nie tak powierzchownie ("Hannah i jej siostry", "Mężowie i żony"). Niemniej znakomicie ogląda się świetnego Bardema i, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, także Penélope Cruz, która gra rewelacyjnie, co łatwo daje się zauważyć, chociaż pojawia się dopiero w drugiej połowie filmu i to raczej w pojedynczych scenach. Jest żywiołowa, szalona, nieobliczalna... Za to Johansson niespodzianki niestety nie sprawia, bo jest jak zwykle mdła i bezbarwna. Najnowszy film Allena to piękna błyskotka, którą ogląda się z zachwytem, po czym odstawia na półkę, by nie poświęcić jej już więcej uwagi.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na początku przyznam się, że nie znam twórczości Woody'ego Allena – zawsze na horyzoncie pojawiało się... czytaj więcej
Tymi słowami przystojny malarz, Juan Antonio Gonzalo (Javier Bardem), usiłuje uwieść dwie Amerykanki,... czytaj więcej
"Sądzę, że seks między dwójką ludzi jest rzeczą piękną. Między piątką jest fantastyczną." Tak niegdyś... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones