Recenzja filmu

Demon (2015)
Marcin Wrona
Itay Tiran
Agnieszka Żulewska

Rytuał

Termin "dybuk" odnosi się zarówno do procesu "opanowania" ciała człowieka przez zmarłego (dosłownie oznacza "przylgnięcie"), jak i do ducha, który nie może zaznać spokoju. Ostatni film Marcina
Termin "dybuk" odnosi się zarówno do procesu "opanowania" ciała człowieka przez zmarłego (dosłownie oznacza "przylgnięcie"), jak i do ducha, który nie może zaznać spokoju. Ostatni film Marcina Wrony luźno łączy ze sobą wywiedzione z żydowskiego folkloru wierzenia z polską tradycją. Akcja filmu rozgrywa się bowiem głównie podczas wesela, które poprzedzone jest opętaniem pana młodego.


Wrona podkreślał w wywiadach, że fascynował go motyw dybuka – był zauroczony metafizyką chasydzkiej wersji Romea i Julii. Twórca "Chrztu" odważnie bierze za barki motyw weselnej ceremonii, eksploatowany już z powodzeniem w polskiej kinematografii przez Wajdę czy Smarzowskiego. Reżyser ogranicza miejsce akcji, definiuje liczbę postaci, ale mimo wszystko, zamierzony efekt osaczenia lokalną, nowo poznaną, przysposobioną społecznością, nie udaje się. W toku rozwoju akcji, kolejni bohaterowie, w mniej lub bardziej ekspresyjny sposób, zdają się jedynie odtwarzać beznamiętnie powierzone im role. Na uwagę zasługuje chyba jedynie kreacja Żulewskiej, która zdecydowanie najlepiej oddała emocje, targające młodą kobietą w dniu ślubu.

Tytułowy demon, szybko zostaje zidentyfikowany – wśród gości weselnych jest stary profesor, który jako dziecko obserwował powojenną symbiozę, w jakiej żyli mieszkańcy wioski: Polacy i Żydzi. Niestety, ten wątek nie jest rozwinięty i nie dowiemy się nic w kontekście polsko-żydowskich relacji. Wesele zamienia się w farsę, leje się wódka, a w pijackim amoku wszyscy tracą rozeznanie w tym, co się z panem młodym dzieje.

Jak na horror Wrona w bardzo akademicki sposób buduje napięcie. Każdą "scenę grozy", niepewności i zawieszenia kwituje właściwym sobie szczeniackim humorem, bądź niejasnym, nieuzasadnionym cięciem. Nierówne tempo filmu, niedopowiedzenia (może i celowe), które maskować mają brak fabularnej podszewki(?), jak również brak dyscypliny wobec aktorów (lepiej nie przyznawać się chyba, że mogło to być zamierzone) powodują, że film traci rozpęd uzyskany w pierwszej części, gdzie wprowadzenie i rozwinięcie fabuły może wyrokować, że i nad Wisłą da się przy pomocy prostych środków stworzyć horror z prawdziwego zdarzenia. 


Żałuję, że przy braku zarzutów co do technicznego warsztatu (m.in. piękne zdjęcia stylizowane na stare fotografie, z ziarnem kliszy) ostatni film reżysera jest filmem nieudanym. Zapowiedź "gatunkowości" dzieła okazuje się przesadzona. Miałkość fabuły nie wyczerpuje również motywu, przy którym sam Wrona miał obstawać, jako że jego trzy filmy mają cechę wspólną – że fabularne życie głównego protagonisty zawsze poddane jest sprawie większej wagi. W debiutanckiej "Mojej krwi" sprawą tą miało być potomstwo, w "Chrzcie" – rodzina, a w "Demonie" – społeczność. Problem w tym, że nie dane nam przy tej okazji było poznać tej społeczności z bliska, skąd się wzięła, co się z nią działo przez lata. Możemy jedynie przyglądać się jej upadkowi, degrengoladzie, które funduje stary i ugruntowany, wydawać by się mogło, rytuał. 
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Demon" daje nam rzadko spotykaną możliwość spojrzenia na polskie wesele z punktu widzenia obcokrajowca.... czytaj więcej
"Demon" tragicznie zmarłego Marcina Wrony to film, który z jednej strony pokazuje, że młody reżyser miał... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones