Recenzja filmu

Zakochani w Rzymie (2012)
Woody Allen
Woody Allen
Alec Baldwin

Rzym, miasto otwarte dla Allena

Sceny, w których Baldwin przekomarza się z chłopakiem rozważającym, czy zdradzić dziewczynę z jej przyjaciółką, należą do najlepszych w filmie.
Woody Allen znów pokazuje nam widoki. Tu Koloseum, tam Termy. Ulicami Rzymu przechadzają się kolejne gwiazdy: niektóre nowe (Jesse Eisenberg, Ellen Page), inne już sprawdzone (Penelope Cruz, Judy Davis). Złoty środek na dopięcie budżetu i przyciągnięcie publiczności sprawdza się po raz kolejny. Ale wbrew powtarzalnej formule, "Zakochani w Rzymie" trzymają poziom.

Allenowi udaje się uniknąć starczej nuty, która ciążyła w kilku jego ostatnich filmach. Ton kpiącego mizantropa był jego specjalnością od zawsze, ale w ustach Larry'ego Davida ("Co nas kręci, co nas podnieca") nabierał nagle agresywnego charakteru, jakiego nie generował Allen, gdy sam odgrywał swoje scenariusze. Z kolei sukces "O północy w Paryżu" był w dużej mierze zasługą tego, że Owen Wilson okazał się tak dobrym medium dla allenowskiego bohatera. O dziwo, Jesse Eisenberg wypada w "Zakochanych w Rzymie" nieźle, choć wiecznie się garbi i marszczy brwi, jakby wciąż jeszcze nie otrząsnął się z Marka Zuckerberga. Oczywiście, różnicę robi również obecność samego reżysera, który pojawia się przed kamerą w swojej markowej neurotycznej inkarnacji.

Dobrym pomysłem było zastąpienie anonimowego narratora (np. z "Vicky Cristina Barcelona") konkretną postacią. Alec Baldwin jako starsze alter ego Eisenberga dostarcza ironicznego komentarza, ale zamiast chłodnej wyższości głosu zza kadru emanuje serdecznym zrozumieniem. Poza tym ma możliwość interakcji z bohaterem, dzięki czemu walka o duszę protagonisty nabiera dynamizmu. Sceny, w których Baldwin przekomarza się z chłopakiem rozważającym, czy zdradzić dziewczynę z jej przyjaciółką, należą do najlepszych w filmie.

Sprawdza się też nawiązująca do "Dekameronu" (początkowo film miał zresztą nazywać się "Bop Decameron") epizodyczna struktura: słabsze wątki nie zostają rozwinięte i nie musimy zbyt długo podążać za postaciami, które mniej nas interesują. Najciekawsza jest opowieść o trójkącie miłosnym EisenbergEllen PageGreta Gerwig; najsłabsza historia Roberto Benigniego, który niespodziewanie zostaje celebrytą. W parze z mnogością wątków idzie mnogość konwencji: od standardowej allenowskiej szarady miłosnej po niemal farsowe motywy z dziennikarzami i prysznicowym śpiewakiem. Chodziło zapewne o oddanie iście włoskiego rozbuchania. Stąd też obecność "kojarzących się" lokalnych elementów: paparazzi, opery, "Dekameronu". Wątek męża i żony, którzy przyjechali z prowincji na spotkanie z krewnymi, to czytelne nawiązanie do "Białego szejka" Felliniego.

Oczywiście, nie brak tu niedoskonałości wynikających z taśmowego trybu produkcji Allena. Scenariusz wydaje się miejscami pisany na kolanie, żarty czasem zbyt grube (Amerykanin nie rozumiejący włoskiego słowa "imbecile"), a niektóre sceny niedostatecznie wygrane przez aktorów. Poza tym wszystko to już było i często w lepszym wydaniu. Ale Allen nigdy nie był przecież autorem absolutnych arcydzieł – tych trafiło mu się dosłownie parę – imponował raczej całokształtem dokonań. Na tym tle "Zakochani w Rzymie" prezentują się całkiem dobrze.  
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najnowszy film Woody'ego Allena opowiada kilka zabawnych, odrębnych historyjek. Mamy przyjemność śledzić... czytaj więcej
Hojność europejskich inwestorów zawiodła już Woody'ego Allena do Londynu, Barcelony i Paryżu. Kolejnym... czytaj więcej
Najnowsza komedia Woody'ego Allena, wbrew obawom, nie ustępuje oscarowemu "O północy w Paryżu".... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones