Sam przeciw wszystkim

Wpisując się, chcąc nie chcąc, w tradycję filmów dokumentujących ludzkie okrucieństwo wobec zwierząt, reżyser zajmuje (za O'Barrym) dające do myślenia stanowisko.
Richard O'Barry to facet, za którym idzie się w ogień. Wystarczy zajrzeć do jego życiorysu, który na ekranie został zamieniony w wielki mit duchowej przemiany. Są lata sześćdziesiąte, młody O'Barry pręży klatkę piersiową – opalony, złote loczki. Jako rozchwytywany treser delfinów ma pełne ręce roboty. Schwytane przez niego ssaki rotacyjnie wcielają się w rolę popularnego Flippera i zabawiają telewidzów jak Ameryka długa i szeroka. Jakiś czas później, ostatni z płetwiastych ulubieńców publiczności, zestresowany, w ciężkiej i całkiem "ludzkiej" depresji, podpływa do O'Barry'ego i manifestacyjnie przestaje oddychać (co delfiny potrafią, ponieważ każdy oddech jest ich świadomą decyzją). Martwe zwierzę idzie na dno, a już następnego dnia O'Barry siedzi w areszcie na wyspach Bimini za próbę uwolnienia jego butelkonosych przyjaciół.

O'Barry zabiera nas do japońskiej wioski Taiji. Nieopodal, w środku skalnego pierścienia otaczającego niewielką zatokę, odbywa się rzeź delfinów. Razem z bohaterem podróżuje Louie Psihoyos – amerykański fotograf i debiutujący reżyser. Jego film nagrodzono w tym roku Oscarem. Ułuda natury, czyli popularny "uśmiech" delfina, spotyka się z magią kina, która potrafi zamienić publicystykę w porywający spektakl. Oglądamy więc efektowne kino konspiracji, odtworzone bez trudu w dokumentalnej materii. Interwencyjne "sami przeciw wszystkim", gdzie oskarżenie zostaje rozłożone na ogromną ilość podmiotów. Bo wrogowie czają się wszędzie, w każdej administracyjnej i społecznej sferze Kraju Kwitnącej Wiśni. Olbrzymia sieć naczyń połączonych nieustannie pompuje gotówkę, umożliwiając zbrodniczy proceder.

O'Barry i Psihoyos pokazują wrogów palcem, ale skala ich ataku jest zbyt duża. Wskazują na ociężałą Międzynarodową Komisję Wielorybnictwa i japoński rząd; na wielkie parki rozrywki i sklepy spożywcze, skupujące toksyczne mięso delfinów; na Muzeum Wielorybów i zajęte liczeniem pieniędzy organizacje ekologiczne. Symbolem tych nieprzenikalnych struktur czynią osoby o absurdalnie odległym zakresie decyzyjnym – wysoko postawionych urzędników i rybaka zwanego "terenem prywatnym" (bo tylko to potrafi powiedzieć po angielsku). Budują na ekranie mikroświat, w którym, choć pochodzą z innego kręgu kulturowego, są jedynymi arbitrami moralności.

Film rozpoczyna seria zdjęć "w negatywie". Rybacy porcjują i magazynują mięso delfinów. Mogła to być zapowiedź podwójnej perspektywy. Jednak w krainie dokumentu interwencyjnego nie ma dla takowej miejsca. Ten "negatyw" okazuje się tylko obrazem z termowizyjnej kamery. Łatwo zrozumieć O'Barry'ego i podzielać fascynację Psihoyosa. Problem naświetlony, widz wstrząśnięty i zmieszany. I Oscar, na którego autor bez dwóch zdań zasłużył. Moje wątpliwości budzi jednak co innego. Wpisując się, chcąc nie chcąc, w tradycję filmów dokumentujących ludzkie okrucieństwo wobec zwierząt, reżyser zajmuje (za O'Barrym) dające do myślenia stanowisko. Konieczność ratowania delfinów tłumaczy ich świadomością, tym, że gdy podpływają do lustra, wiedzą dokładnie, co widzą. Gdy ponad sześćdziesiąt lat temu Georges Franju ("Krew zwierząt") odwiedzał podparyską rzeźnię, zdawał sobie sprawę z tego, że nie chodzi wcale o zwierzęcą świadomość czy inteligencję. Wystarczy, że żywa istota odczuwa ból. To zasadnicza różnica. Gdyby Psihoyos wyrwał się spod wpływów O'Barry'ego i przyjął tę optykę, musiałby oskarżyć cały świat. I tylko dlatego, że wyrwać mu się nie udało, podróż po egzotycznym Taiji jest bardziej szokująca niż wizyta w pierwszej lepszej ubojni.
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones