Recenzja filmu

Trzy billboardy za Ebbing, Missouri (2017)
Martin McDonagh
Frances McDormand
Woody Harrelson

Sama przeciw wszystkim

Jedni powiedzą, że "Billboardy" to współczesny western o ostatniej sprawiedliwej mierzącej się z "nieprawością samolubnych i tyranią złych ludzi". Inni, że to nieobliczalna czarna komedia. Ktoś
Na drodze prowadzącej do miasteczka Ebbing w stanie Missouri stoją trzy niewykorzystywane od dekad tablice reklamowe. Użytek postanawia z nich zrobić dopiero Mildred Hayes (Frances McDormand), której córka została zgwałcona i zamordowana przez nieznanych sprawców. Na kolejnych planszach zrozpaczona matka z wyrzutem pyta miejscowego szeryfa Billa Willoughby'ego (Woody Harrelson), dlaczego policji wciąż nie udało się wykryć i aresztować bandytów. Billboardy mają wzbudzić w mundurowych poczucie winy i wstyd, zadać rany wypielęgnowanej męskiej dumie, zmusić do działania. Choć na efekty prowokacji nie trzeba będzie długo czekać, nie do końca pokryją się one z zamiarami bohaterki.



Nowe dzieło Martina McDonagha wydaje się dokładnie tak samo ekscentryczne jak jego tytuł. "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri"? Brzmi jak zapis w księdze wieczystej, a nie nazwa filmu, którego nie możecie przegapić! Twórca rewelacyjnego "In Bruges" (odmawiam używania durnego polskiego tłumaczenia) zawsze lubił jednak droczyć się z widownią. Jego znakiem rozpoznawczym stało się przecież swobodne przenikanie konwencji filmowych, nastrojów oraz emocji. Jedni powiedzą, że "Billboardy" to współczesny western o ostatniej sprawiedliwej mierzącej się z "nieprawością samolubnych i tyranią złych ludzi". Inni, że to nieobliczalna czarna komedia. Ktoś jeszcze dostrzeże tu chrześcijańską z ducha opowieść o winie, karze i odkupieniu, o nieznośnym poczuciu pustki oraz żałobie po stracie ukochanej osoby. Każde skojarzenie będzie słuszne, każdy trop dokądś nas zaprowadzi.

Tym, co czyni ten film wyjątkowym, jest jednak empatia twórcy. McDonagh może puszczać oko do kinomanów, zderzać śmiertelną powagę z groteską, ale na końcu i tak najważniejsi są dla niego bohaterowie. Równie wyraziści co niejednoznaczni, ciągnący za sobą bagaż doświadczeń, lęków i wspomnień. Mildred zaciska szczękę i naciera jak czołg, jednak pod tym bojowym pancerzem skrywa poczucie humoru i współczucie. Willoughby sprawia wrażenie twardogłowego służbisty, ale w rzeczywistości to wrażliwy facet, troskliwy mąż i ojciec. Jego podwładny Jason Dixon (Sam Rockwell) jest nadużywającym alkohol, porywczym rasistą i homofobem. Jednak i on nosi w sobie pokłady szlachetności. W postaciach drzemie sporo agresji, która raz na jakiś czas eksploduje w scenach przemocy. Mimo to nie sposób pozbyć się wrażenia, że w opowiadanej przez McDonagha historii triumfuje miłość, a nie nienawiść. Mieszkańcy Ebbing ostatecznie potrafią wznieść się ponad uprzedzenia i animozje, wyciągnąć rękę na zgodę i zatroszczyć się o innych.



Podobno większość ról w filmie została napisana z myślą o konkretnych aktorach. Podziwiając ekranowe tour de force McDormand i Rockwella zaiste trudno sobie wyobrazić, że ktoś inny mógłby wygłaszać przed kamerą kwestie wymyślone przez McDonagha. Pod względem literackim "Trzy billboardy" można umieścić na tej samej półce co twórczość Aarona Sorkina albo Quentina Tarantino. Pisarstwo Irlandczyka jest błyskotliwe, ostre i naszpikowane morderczo zabawnymi puentami. Komedia objawia się na każdym kroku: w codziennych sytuacjach i momentach rodem z greckiej tragedii, beztroskich przekomarzankach i nerwowych konfrontacjach. Rozrzedza depresyjny nastrój i pozwala uniknąć melodramatycznego banału.

W jednej ze scen funkcjonariusz Dixon nieprzypadkowo słucha piosenki ABBY "Chiquitita". Melancholijny utwór szwedzkiej legendy mówi z grubsza o tym samym co film McDonagha. Świat to padół łez, życie to gonitwa rozczarowań. Czas nie zawsze leczy rany, prawo zawodzi, sprawiedliwość nie chce zatriumfować. Warto mieć więc kogoś bliskiego, kto użyczy nam ramienia, by się na nim wesprzeć i wypłakać, a my w podzięce będziemy mogli odwzajemnić mu się tym samym. W towarzystwie łatwiej jest zmierzyć się z ciemną chmurą wiszącą nad głową. 
1 10
Moja ocena:
9
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Gniew krzewi gniew" – te słowa nawet po wyrwaniu z groteskowo – humorystycznego kontekstu, w jakim... czytaj więcej
Martin McDonagh to bardzo bezkompromisowy twórca. Zasłynął jako wybitny dramatopisarz, który był jednym z... czytaj więcej
Od ostatniego filmuMartina McDonagha–"Siedmiu psychopatów" – minęło pięć długich lat. Teraz wreszcie,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones