Recenzja filmu

Jestem legendą (2007)
Francis Lawrence
Will Smith
Alice Braga

Samotność w miejskiej dżungli

Ile to już powstało filmów o totalnej zagładzie gatunku ludzkiego? Ile kilometrów taśmy celuloidowej wizji świata z ludzkością w odwrocie przewinęły projektory? Poczynając od legendarnej już
Ile to już powstało filmów o totalnej zagładzie gatunku ludzkiego? Ile kilometrów taśmy celuloidowej wizji świata z ludzkością w odwrocie przewinęły projektory? Poczynając od legendarnej już "Nocy żywych trupów" George'a A. Romero po niedawny, utrzymany w w komediowej formie "Zombieland" scenarzyści i reżyserzy utwierdzają nas w przekonaniu, że prędzej czy później spotka nas niemal całkowita anihilacja, a przeżyje jedynie niewielkich grupa. Francis Lawrence podszedł do tego tematu nieco inaczej.

Rok 2012. Niemal wszyscy ludzie za Ziemi zostali wytrzebieni przez zmutowanego wirusa, uważanego za cudowne lekarstwo na raka. W Nowym Jorku przetrwał tylko jeden człowiek, profesor Robert Neville (Will Smith). Wraz ze swoim psem, Samanthą, nie tylko stara się przeżyć na świecie opanowanym przez zainfekowanych ludzi przemienionych w krwiożercze bestie, lecz również usiłuje stworzyć lekarstwo pozwalające zwalczyć wirusa i codziennie wysyła sygnał radiowy informujący o jego położeniu. I wciąż czeka na odzew...

To nie jest film o bohaterskim lekarzu, samotnie walczącym z przeciwnościami losu i zabijającym potwory na zawołanie. Dobra, jest, lecz nie od początku. To opowieść o samotności. Samotności człowieka, który stracił wszystko, na czym mu zależało, który nie widzi nadziei na poprawę losu i jedynym, co zmusza go do jakiegokolwiek działania, jest troska o psa, jedynego łącznika ze starym światem i ciągłe próby otrzymania szczepionki. Gdy widzi się Willa Smitha błądzącego po opustoszałym mieście, którego jedyną rozrywką jest oglądanie filmów na DVD i rozmowy z manekinami w wypożyczalni, najzwyczajniej w świecie robi się go żal... Życie samotnika musi być bardzo trudne... Ale czy to jest w ogóle możliwe, żeby po trzech latach samotności człowiek mógł zachowywać się... normalnie? Neville zachowuje się, jakby nie przeżył śmierci rodziny, wyludnienia całego miasta, totalnej zmiany świata... Francis Lawrence wyraźnie sugeruje, że tym, co trzyma bohatera przy zdrowych zmysłach, jest jego pies. Ale czy to naprawdę by wystarczyło? Wydaje mi się to dość nieprawdopodobne. Tak samo jak to, że struktura miasta nie została naruszona. Minęły trzy lata, a działa kanalizacja? Najwyraźniej personel elektrowni też ocalał, bo Neville'a korzysta w prądu. Jak inaczej wytłumaczyć słuchanie przez  muzyki podczas kąpania psa? Coś tu wyraźnie nie gra.

Na szczęście, miasto wygląda na opuszczone i zaniedbane. Popękane drogi, rozrosłe drzewa, trawa wyglądająca ze wszelkich szpar i szczelin czy też zdziczałe zwierzęta żerujące na gruzach naszej cywilizacji nadają nowe znaczenie wyrażeniu "miejska dżungla". Również mutanci, zrealizowani techniką motion capture, prezentują wysoki poziom. Stronie wizualnej filmu nie można nic zarzucić. Muzyka z kolei jest zrobiona na podstawie motywu często wykorzystywanego w horrorach - minimalnemu ograniczeniu muzyki. I w "Jestem Legendą" zabieg ten przyniósł oczekiwanyn skutek; cisza przepełnia wszystko, tworząc nastrój niepokoju i zagrożenia, zwłaszcza w nocy, kiedy bestie wychodzą na żer. Któż nie słyszał i kogóż nie podnosiła na duchu piosenka ze słynnymi słowami "Don't Worry, Be Happy" piosenki Bobby'ego McFerrina? Wielki plus za realizację.

Czy aktorzy na takiego plusa zasługują? Nie do końca. Will Smith posiada już ogromne doświadczenie wyniesione z filmów sf (grał min. w "Ja, robot", "Hancock", "Facetach w czerni", "Dniu Niepodległości") i po prostu musiał zagrać dobrze. Szkoda tylko, że nie widać po nim tego zmęczenia życiem i ciągłą walką. Nie oczekuję, by grał jak Mickey Rourke w "Zapaśniku", lecz nieco więcej zaangażowania na pewno by nie zaszkodziło. Will Smith jest zmęczony, ale raczej ciągłym granie i przewijaniem się przez ekrany. Pozostali aktorzy grają tylko epizodyczne role i nie można ich ani specjalnie pochwalić ani psów na nich wieszać, lecz jedno wiadomo na pewno - nie zapadają na długo w pamięć. Charlie Tahan grający małego Ethana wygląda, jakby nie wiedział gdzie jest i co się dookoła niego dzieje, lepiej w roli Anny wypada Alice Braga. I niewiele więcej można o jej grze powiedzieć.

Francis Lawrence, adaptując opowiadanie Richarda Mathesona, postanowił zrobić film inny od typowych hollywoodzkich superprodukcji; film, który zmusi widza do chwili zastanowienia nad samotnością. Za to należą mu się brawa. Lecz kiedy ucichną, trzeba przez chwilę pokręcić nosem. A to że nie do końca poradził sobie z tematem, a to że nie zadbał całkowicie o film i zawarł kilka rażących nieścisłości, a to że aktorstwo kuleje... Film obejrzy się szybko i bez bólu. Tak samo się o nim zapomni. Można.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Reżyserem kolejnego filmu akcji z Willem Smithem w roli głównej nie jest człowiek z ogromnym stażem w tym... czytaj więcej
Dzień 9995. W nowym miejscu mam przejściowe problemy z dostępem do energii elektrycznej, mam nadzieję,... czytaj więcej
Dla spostrzegawczego oka fabuła powieści Richarda Mathesona "Jestem Legendą" z 1954 roku przypominać może... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones