Recenzja filmu

Uwikłani (2007)
Tom Kalin
Julianne Moore
Stephen Dillane

Serca z bakelitu

Z tych autentycznych życiorysów można było ulepić kilka filmów. "Uwikłani" starają się być każdym z tych utworów po trochu, w efekcie reżyser, Tom Kalin, staje na rozdrożu.
Życie małżeństwa Baeklandów toczy się pod dyktando kosmopolitycznej socjety. Wąsaty Brooks ogrzewa się w blasku sławy przodków. Jego dziadek, Leo, wynalazł bakelit, najstarsze syntetyczne tworzywo sztuczne, wykorzystywane przy produkcji aparatów fotograficznych i telefonicznych, odzieżowych dodatków i bomb atomowych. Wżeniona w wyższe sfery Barbara (z domu: Daly), pojawia się wszędzie tam, gdzie ma wystarczająco dużo miejsca, by krokiem arystokratki, z zadartym wysoko podbródkiem, przespacerować się wśród możnych i wpływowych. Mijają lata, za oknami zmienia się krajobraz, w salonie herbatkę popijają coraz to nowi przyjaciele. Lata czterdzieste, pięćdziesiąte, siedemdziesiąte; Nowy Jork, Paryż, Majorka; holenderska arystokracja, Marcel Duchamp, upalone i upojone dzieci plażowej kontrkultury. Kolejne konflikty spychają Baeklandów na samo dno. Smutni, wydrążeni nihiliści, serca z bakelitu – niepalne, nietopliwe, nieprzewodzące ciepła.

Z tych autentycznych życiorysów można było ulepić kilka filmów. Balzakowską historię klasowych kompleksów lub kameralny zapis upadku ze szczytu drabiny społecznej. Dramat o erozji powojennej obyczajowości albo dekadencki, turpistyczny spektakl. "Uwikłani" starają się być każdym z tych utworów po trochu, w efekcie reżyser, Tom Kalin, staje na rozdrożu. Trochę tu wycyzelowanych obrazków z życia towarzyskich elit, kilka fotogenicznych napadów szału lub nostalgii, subtelnie wygrana relacja matczyno-synowska i demoniczny (normalka) seks analny. Reżyser nie dotarł do dramaturgicznego i emocjonalnego rdzenia tej opowieści, nie uchwycił momentu, w którym liberalne staje się libertyńskie, a moralny relatywizm zostaje zdiagnozowany przez wyższe sfery jako nowotwór toczący zdrowe społeczeństwo. Wszak, jak przytomnie zauważa rozpuszczony syn Barbary i Brooksa, bogatych i biednych dzieli tylko to, że ci pierwsi nie muszą uczyć się na błędach – ani swoich, ani cudzych.  

Bohaterowie Kalina są nieciekawi, puści, a swój status zawdzięczają pokoleniu dziadów. Są tego świadomi, jednak wątek pokoleniowej predestynacji, determinującej ich działania, sterującej losami, rozpływa się wśród sprzecznych, reżyserskich interesów. Utrzymany w dziwacznej, na wpół teatralnej poetyce, utwór ma jednak niezaprzeczalną zaletę. Pokazuje, jaką egzystencjalną gehenną mogą być częste przeprowadzki. Wiszące nad finałem historii pytanie kieruję do tych, którzy już wrócili z seansu: czy to wszystko naprawdę miałoby miejsce, gdyby Baeklandowie pozwolili synowi dorastać pod stałym adresem?    
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones