Recenzja filmu

Skąd wiesz? (2010)
James L. Brooks
Reese Witherspoon
Paul Rudd

Skąd wiesz, że...

Żywa legenda kina, Jack Nicholson, i zdobywczyni Oscara, Reese Witherspoon, w wyreżyserowanym przez Jamesa L. Brooksa i sfotografowanym przez samego Janusza Kamińskiego filmie, którego budżet
Żywa legenda kina, Jack Nicholson, i zdobywczyni Oscara, Reese Witherspoon, w wyreżyserowanym przez Jamesa L. Brooksa i sfotografowanym przez samego Janusza Kamińskiego filmie, którego budżet opiewa na 120 milionów dolarów! Wszystko to okraszone muzyką genialnego Hansa Zimmera. Brzmi jak opis epickiej opowieści nastawionej na zachwyt krytyków, tłumy widzów i miliony zysków? Nic z tych rzeczy. To tylko zwykła komedia romantyczna o wdzięcznym tytule "Skąd wiesz?".

No właśnie, skąd wiesz, że komedia romantyczna, którą oglądasz, to zła komedia romantyczna? Gatunek ten jest dość specyficzny. Historie budowane są według jasno określonego schematu, opierają się na standardowych typach bohaterów i prawie zawsze kończą się w ten sam naiwny i banalny sposób. Ta naiwność i oderwanie od rzeczywistości sprawiają, że mimo wszystko ten typ filmów jest wciąż jednym z najchętniej oglądanych przez masowego widza.

Zatem pierwszą wskazówką mogą być już postaci i sposób nakreślenia ich charakterów. Mamy młodą protagonistkę uwikłaną w trójkąt miłosny z dwoma absztyfikantami. Lisę (Witherspoon), bo tak na imię bohaterce, poznajemy w trudnej chwili, gdy traci miejsce w drużynie softballowej. Pożegnanie ze sportem, który wydawał się być jej całym życiem od wczesnego dzieciństwa, co zostało podkreślone szybkim montażem jeszcze przed czołówką filmu, przychodzi jej nad wyraz łatwo. Wystarczy kilka banalnych tekstów – ku pokrzepieniu – które są przyklejone do lusterka w łazience, by dzielna heroina mogła pójść dalej (czyt. rozpocząć intensywne życie uczuciowe, miotając się od jednego faceta do drugiego). Jeśli już mowa o panach, to pierwszy z nich, George (Rudd) to trochę takie "ciepłe kluchy". Miły i ułożony biznesmen, zdominowany przez despotycznego ojca (Nicholson). Podobnie jak Lisa jest na życiowym zakręcie – FBI prowadzi przeciwko niemu śledztwo związane z przekrętami w firmie ojca, na wieść o czym rzuca go dziewczyna. Wydawać by się mogło, że bohaterów wiele łączy i mają mnóstwo wspólnych tematów, no może nie od początku (pierwsza randka przebiegła w całkowitym milczeniu). Na drodze ich miłości stoi jednak ten trzeci – Matty (Wilson).

Postać ta mogłaby Cię, drogi widzu, na chwilę zbić z tropu, gdyż jako jedyna w filmie jest dość ciekawa. Matty jest baseballistą z wielomilionowym kontraktem, zakochanym w sobie egocentrykiem, swoim największym fanem. Kobiety traktuje przedmiotowo (sterta różowych dresików w różnych rozmiarach i szuflada pełna szczoteczek do zębów), zgodnie ze swoimi kolegami z drużyny twierdzi, że kocha wtedy, gdy "z innymi dziewczynami używa prezerwatyw". Jego przewrotne teorie na temat miłości i związków, jak ta o taśmie produkcyjnej i monogamii, są na pierwszy rzut oka absurdalne, jednak Matty dzięki swojej szczerości przekonuje do nich. Mówi otwarcie o tym, czego wszyscy boją się przyznać i w jego ustach brzmi to prawdziwie. Do tego stopnia, że zaczynamy w pewnym momencie kibicować jemu, a nie nieporadnemu życiowo George'owi.

Kolejną poszlaką może być pojawienie się manierycznego, wręcz karykaturalnego Jacka Nicholsona, który zresztą podobnie jak pozostali aktorzy nie ma w filmie niczego do zagrania. Ot, pojawia się i znika co jakiś czas. Jego występ miał zapewne przyciągnąć widownię do kin i być nawiązaniem do poprzednich dzieł Brooksa ("Czułe słówka", "Lepiej być nie może"). Gdyby tak pozbyć się tego wątku, budżet filmu zmniejszyłby się o co najmniej 12 milionów (gaża Jacka), a i film byłby z pół godziny krótszy. Same plusy.

Wreszcie, kiedy widzisz, jak drugoplanowe postaci, sekretarka George'a (Hahn) i jej chłopak (Venito), w przegadanej scenie szpitalnej w prosty i naturalny sposób pokazują to, czego nie udało się głównym bohaterom – jak wygląda prawdziwa miłość – to wiesz już dokładnie, że oglądasz złą komedię romantyczną.

"Skąd wiesz?" nie jest zabawny ani romantyczny. Jest mdły, bez wyrazu i przede wszystkim nudny. Jest jak lusterko w łazience głównej bohaterki – oklejony pustymi frazesami, powinien odzwierciedlać prawdziwe uczucia, relacje i wprawiać w lepszy nastrój. No właśnie, powinien…
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Do powstania zabawnego filmu zawsze potrzebny jest cud. I właśnie jakimś cudem Jamesowi L. Brooksowi ... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones