Recenzja filmu

Soyer (2017)
Łukasz Barczyk
Cezary Kołacz
Maciej Musiałowski

Sojowy poruszyciel

Czuć tu bardzo "szkolny" kontekst realizacji, dociążony dodatkowo przez bagaż symboli i zapożyczeń. I nawet jeśli Barczyk świadomie romansuje z poetyką kiczu, nie wychodzi z tego starcia
Uwaga, spoiler: tytułowy "Soyer" to przezwisko głównego bohatera, który z uporem maniaka żywi się… soją. Można i tak. Patrzę jednak na plakat filmu, a tu patrzy na mnie z powrotem ów Soyer: część twarzy należy do aktora Macieja Musiałowskiego, część do Jezusa ze świętego obrazka. Graficznie podzielono też sylaby tytułu: "Soy" pisane jest jedną czcionką, "er" - drugą. Przypadek? "Soy" po hiszpańsku znaczy "jestem", "er" po niemiecku - "on". "Jestem nim"? "Jestem Nim" (czytaj: Jezusem)? Z Łukaszem Barczykiem nigdy nie wiadomo. Kto czytał jego (swoją drogą bardzo ciekawą) książkę o Kubrickowskim "Lśnieniu", gdzie od skrupulatnej analizy autor gładko przechodzi do kosmicznych interpretacji, zawsze już będzie podejrzewał Barczyka-reżysera o równie kosmiczne ambicje. Rozwiązywanie filozoficznych rebusów i wynajdywanie ezoterycznych kontekstów jak najbardziej w cenie, ale - czego uczy nas najlepiej sam Kubrick - najpierw jest jednak kontakt z filmową materią. I cóż, że wnętrze piękne, kiedy pancerz nie przekonuje.


Ok, "Soyer" to projekt, który wymaga pewnej taryfy ulgowej. Podobnie jak "Śpiewający obrusik" Mariusza Grzegorzka, film jest dyplomem aktorskim studentów łódzkiej Filmówki. Świadomość tego kontekstu może uzasadniać pewną realizacyjną surowość, sztywność niektórych ról. Równie dobrym wytłumaczeniem jest jednak konwencja groteski albo wymówka, że "sztywność" jest zamierzona, a reżyser i aktorzy celują właśnie w efekt obcości. Nie jest to wszak film aspirujący do jakiegokolwiek "realizmu" - i to również przybliża go do wspomnianego "Obrusika". Nic dziwnego: w końcu Barczyk i Grzegorzek zajmują wspólnie tę samą ławkę w naszej polskiej szkole filmowej. Obaj mają reputację enfants terribles; obaj kręcą ekscentryczne, paroksystyczne kino, w którym wysokie idzie na zderzenie czołowe z niskim; obu chyba bliżej do festiwalu Nowe Horyzonty niż festiwalu w Gdyni. "Soyer" podtrzymuje tę tradycję.

Jak sugeruje plakat filmu, Barczyk opowiada nam historię współczesnego Jezusa. Soyer, a w zasadzie Konrad (Musiałowski), to chłopak, który trafia pod opiekę starszej siostry Małgośki (Marianna Zydek) i jej męża Janka (Cezary Kołacz). To trio niemal jak z "Noża w wodzie": młodociany idealista kontra konsumpcjonistyczny maczo, między nimi rozdarta kobieta. Zamiast pojedynku charakterów Barczyk inscenizuje jednak pojedynek filozofii, do którego dojdzie podczas wspólnej wycieczki w góry. Soyer, balansujący na granicy między świętością a chorobą psychiczną, między apostołowaniem a błaznowaniem, zamierza bowiem zbawić Janka i zawrócić go z manowców narkomanii oraz materializmu. Podjęte przez chłopaka działania odcisną trwałe piętno na życiu pary.

Format obrazu 4:3, wątek napiętej rodzinnej relacji, prześwietlone, "jesienne” kadry - oglądając "Soyera", trudno nie pomyśleć o "Mamie" Xaviera Dolana. Tym bardziej, że Barczyk lubi cytować cudze style: w "Patrzę na ciebie, Marysiu" eksperymentował z formą Dogmy, w "Nieruchomym poruszycielu" prężył się na polskiego Lyncha, a w telewizyjnym "Na południe od granicy" bliżej mu było do Wonga Kar-Waia. Wspomniany Dolan to jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej. "Soyer" ma też coś z filmów Brunona Dumonta, wciąż szukającego codziennych przejawów sacrum i opowiadającego kolejne historie świętych idiotów. Ma sklejkę montażową "wychodzimy na imprezę" wziętą żywcem z "Dzikości serca". Ma wizualny skrót na wciąganie kreski à la "Requiem dla snu". Ma obrazy skąpanego we mgle hotelu rodem z "Twin Peaks" albo "Lśnienia". Ma nawet cytat ze słynnej wypowiedzi Kubricka - w scenie, gdy Janek mówi o potrzebie "popracowania nad skrzydłami".


Twórcza metoda Barczyka polega na uruchomieniu armii kontekstów i konwencji, które mają potem "rozmawiać" ze sobą nawzajem, pracując na głębię Barczykowego przesłania. Sęk w tym, że reżyser zamiast rozmowy generuje raczej hałas. Czy sekwencja, w której Janek zostaje uwięziony w podziemnym bankowym skarbcu to nawiązanie do pełnej złota jaskini z "Przygód Tomka Sawyera" (w końcu też „Soyer”)? A może metafora uwięzienia w czyśćcu? Piekle? Może jedno i drugie, może ani jedno ani drugie, bez znaczenia. "Soyer" niby intrygująco zestawia rozmaite przejawy religijności: od dyskusji z uniwersyteckim profesorem przez pęd do beatyfikacji i fascynację figurami jurodiwych po odpustowy portret Popiełuszki i widok księdza z komórką. Niby piętnuje płytkość współczesnej egzystencji, degenerującej się w potoku frazesów i pustych gestów, równie banalnej przed jak i po znalezieniu boga. Ale z samym filmem jest trochę jak z jego tytułowym bohaterem: nie do końca wiadomo, czy mówi językami czy po prostu bełkocze, czy robi sobie jaja z nawrócenia czy faktycznie chce nawrócić. Podczas oglądania zamiast zachwytu nad wieloznacznością przesłania czuje się raczej konsternację.

Nie powiem: na pewno jest to film przemyślany. Konstrukcja "tryptyku" z trójcą bohaterów i trzema rozdziałami dla każdego z nich, pomysł z przeplatającymi się poziomami rzeczywistości: a to wideo z dziennikiem Soyera, a to filmem w filmie, w którym Małgośka opowiada do kamery o swoim bracie - wszystko to teoretycznie robi wrażenie. Barczyk nie potrafi jednak przekonać do swojej wizji. Dziwność zachowań, sztuczność inscenizacji - mimo że ewidentnie zamierzone - nie sumują się w przekonujący ekranowy świat. Czuć tu bardzo ten "szkolny" kontekst realizacji, dociążony dodatkowo przez bagaż symboli i zapożyczeń. I nawet jeśli Barczyk świadomie romansuje z poetyką kiczu, nie wychodzi z tego starcia nietknięty kiczem. Nie jestem fanem słowa "pretensjonalny" używanego w funkcji zarzutu. Ale "Soyer" ładnie wpisuje się w negatywne rozumienie "pretensjonalności": stopień naprężenia ambicjonalnych muskułów nie znajduje tu bowiem ekranowego uzasadnienia. Zamiast artystycznego nieba jest piekło dobrych chęci.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones