Recenzja filmu

Tajemnica Brokeback Mountain (2005)
Ang Lee
Heath Ledger
Jake Gyllenhaal

Spragnieni miłości

E. Annie Proulx po ogromnym sukcesie nagrodzonej Pulitzerem powieści „Kroniki portowe” stała się jedną z najbardziej cenionych amerykańskich pisarek. W 1997 opublikowała w „The New Yorker” swoje
E. Annie Proulx po ogromnym sukcesie nagrodzonej Pulitzerem powieści „Kroniki portowe” stała się jedną z najbardziej cenionych amerykańskich pisarek. W 1997 opublikowała w „The New Yorker” swoje opowiadanie „Brokeback Mountain”. Zaraz po tym publikacją zainteresowali się Larry McMurtry i Diana Ossana, którzy jeszcze w tym samym roku dokonali adaptacji dzieła Proulx na scenariusz, zamierzając przenieść je na duży ekran. Niestety różnego rodzaju przeciwności losu sprawiły, że producenci musieli przez kilka lat walczyć o to, aby projekt uzyskał akceptację i otrzymał niezbędne na realizację fundusze. Kiedy w końcu wszystkie formalności zostały sfinalizowane i film mógł ujrzeć światło dzienne, rozpoczął się jego tryumfalny pochód: od zdobycia Złotego Lwa w Wenecji poprzez cztery nagrody Złotych Globów do największej w 2006 roku liczby nominacji do Oscara. Na temat filmu rozpisywały się czasopisma, krytycy tonęli w zachwytach. Bardzo byłem ciekaw, jaki w rzeczywistości jest ten najgłośniejszy film roku, obraz, który wywołał międzynarodową dyskusję na dawno już nie spotykaną skalę. Akcja filmu rozpoczyna się w 1963 roku. Ennis Del Mar i Jack Twist zostają zatrudnieni przez farmera do wypasu owiec na zboczach Brokeback Mountain. Obaj mężczyźni traktują to zadanie jako sposób na zarobienie pieniędzy, Ennis zaraz potem planuje wziąć ślub ze swoją dziewczyną Almą, natomiast Jack oszczędza na własne ranczo, gdzie mógłby zamieszkać zanim nie wykończy go jazda w rodeo. Mimo różnic w charakterach nawiązuje się między nimi nić porozumienia; odosobnieni na Brokeback czują się ze sobą w jakiś sposób związani. Pewnej nocy obaj wypijają trochę za dużo i Ennis nie może już jechać do przypilnowania owiec. Zostaje w obozie, Jack zaprasza go do namiotu, jednak w pewnym momencie sytuacja wymyka się im spod kontroli. Na tę jedną noc postanawiają zapomnieć o zasadach rządzących tym światem, swoim życiu i dają się ponieść namiętności. Ich zapomnienie trwa przez krótki pobyt na Brokeback, potem każdy udaje się w swoją stronę. Mijają lata, obydwoje zakładają rodziny, doczekują się dzieci. Czegoś jednak brakuje w ich życiu, za czymś tęsknią. Pewnego dnia Ennis dostaje kartkę od Jacka, który proponuje spotkanie... Najnowszy film Lee nie jest jednak tylko opowieścią o miłości dwóch mężczyzn. Nie mogłem oprzeć się uczuciu, że tak naprawdę to film o ludziach, którzy nie mogą żyć w zgodzie z własnymi uczuciami. Bohaterowie zdają sobie sprawę, że zły czas wybrali sobie na miłość: bariery, jakie stawia przed nimi społeczeństwo, plany na życie, które już powzięli, a które muszą zrealizować. Wymaga się od nich, aby mieli żony, dzieci, uczciwie pracowali na swoje życie, w niedziele chodzili do kościoła, a potem zabierali dzieci na lody. Tymczasem los krzyżuje im plany. Okazuje się, że tak naprawdę szczęśliwi mogą być tylko razem, a wspólne życie może być tym, co ich najbardziej unieszczęśliwi. Widz od początku zdaje sobie sprawę, że walka, którą toczą Ennis i Jack jest z góry skazana na niepowodzenie. Nie mogą pozwolić sobie na luksus sięgnięcia po szczęście. Jedyne, na co stać naszych bohaterów to, jak to określił jeden z nich, „seks dwa, trzy razy w roku”. Jednak te spotkania determinują ich życie, doprowadzają do rozpadu małżeństwa Ennisa i fikcyjności związku Jacka. Ponieważ sami nie mogą być szczęśliwi, ranią innych ludzi. Obraz Anga Lee to film niezwykle skromny i oglądając go zdajemy sobie sprawę, jak bardzo różni się od typowych amerykańskich filmów gdzie każdy dolar przeliczany jest na tanią efektowność filmu. ”Brokeback Mountain” bliżej jest do kina niezależnego niż do produkcji zdobywających międzynarodowy rozgłos. I to jest ogromna zaleta tego filmu, całkowite skupienie się na przekazywanej historii. Podczas gdy zapoznajemy się z treścią, nic nie odwraca naszej uwagi od jej sensu, nie ma tu tandety, efekciarskich czy melodramatycznych zagrywek. Ma to jednak niestety także swój minus: w filmie jest kilka dłużyzn, zastojów, kilka scen, które można by skrócić, wyciąć, inaczej przedstawić. Szkoda, że dla Lee nie udała się sztuka takiego połączenia historii gdzie prostota szłaby w parze z całkowitym zainteresowaniem widza. Natomiast bez żadnych „ale” uznanie należy się reżyserowi za dobór aktorów, bowiem ci znakomicie wykonali się za swoich zadań, a ponadto idealnie pasują do klimatu filmu. Zdaje sobie sprawę, że podjęcie się ról Jacka i Ennisa nawet dziś, kiedy w USA homoseksualizm nie wzbudza już takich emocji, a role gejów są dla artystów bardzo atrakcyjne, wymagało od głównych aktorów odwagi. Heath Ledger i Jake Gyllenhaal stworzyli bardzo wiarygodne kreacje. Między nimi czuje się pewne napięcie. W mojej opinii zasłużyli na nominacje do Oscara, podobnie jak Michelle Williams, która również stworzyła kreacje dojrzałą i wyważoną. Nie można przemilczeć także udziału Anne Hathaway, która jednak miała najbardziej „zwykłą” rolę do odegrania i scenariusz nie dał jej możliwości pokazania talentu. Nie mniej uroda aktorski, zwłaszcza na początku filmu nie ujdzie niczyjej uwadze. Aktorzy to bardzo mocna strona obrazu, zresztą trzy oscarowe nominacje mówią w tym wypadku same za siebie. Historia została wspaniale sfilmowana przez Rodrigo Prietę, który pięknie zilustrował film szczególnie ujęciami na Brokeback Mountain. Zdjęcia te są pełne świeżości i naturalnego koloru. Miejscami aż czułem zapach trawy i powietrza! Klimat filmu dopełnia muzyka Gustavo Santaolalli, na którą składają się głównie świetnie napisane piosenki country idealnie pasujące do tego, co widzimy na ekranie. Mi osobiście najbardziej spodobała się zaśpiewana przez Teddy’ego Thompsona „I don’t want to say goodbye”, która chyba najlepiej zarówno od strony tekstu, muzyki jak i wykonania oddaje nastrój filmu. Absolutnie zachwycił mnie także końcowy, instrumentalny utwór „Wings”, który wzrusza są prostotą. Kiedy skończyłem oglądać ”Brokeback Mountain” przez długi czas towarzyszyło mi ogromne poczucie pustki. Bowiem oglądając to, co przedstawia nam reżyser, „zwyczajnie” uwierzyłem w historię Jacka i Ennisa, zdałem sobie sprawę, ile osób, nie tylko homoseksualistów, może żyć w podobny sposób; spoglądając na swoja miłość przez szybę, która pod naporem uczuć pęka, raniąc wszystkich w pobliżu. ”Brokeback Mountain” to film skromny, na który warto spojrzeć również z innej strony - jak na film o trudnym uczuciu, które może dotknąć każdego. Pełen delikatnych emocji, które są tylko impulsem skłaniającym widza do refleksji, a nie gotową receptą. Bardzo dobrze zagrany, dobrze (ale z całą pewnością nie oscarowo) wyreżyserowany film przedstawiający historię smutną i aż do bólu realną. Mam jednak wrażenie, że obraz ten szybko popadnie w zapomnienie, czemu nie zapobiegną nawet trzej złoci rycerze. Bo tak naprawdę obraz Anga Lee to film, który swym poziomem ociera się o Oscary; tylko i aż.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeszcze zanim "Tajemnica Brokeback Mountain" zagościła na ekranach kin, zdołała wywołać spore... czytaj więcej
Od premiery głośnego i kontrowersyjnego obrazu tajwańskiego reżysera Anga Lee "Tajemnica Brokeback... czytaj więcej
Miłość na dużym ekranie, w której autentyczność widz jest w stanie uwierzyć, zdarza się coraz rzadziej.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones