Srebrna Deska i jej Surfer

Panie i Panowie, z tym faktem trzeba się pogodzić - filmy na podstawie komiksów o superbohaterach zalewają nasze ekrany i nic nie zapowiada, by ta sytuacja miała ulec zmianie. A pamiętajmy, że te
Panie i Panowie, z tym faktem trzeba się pogodzić - filmy na podstawie komiksów o superbohaterach zalewają nasze ekrany i nic nie zapowiada, by ta sytuacja miała ulec zmianie. A pamiętajmy, że te filmy dzielą krytyków, jak żadne inne - jedni wiedzą, że to gatunek lekki i przy jego ocenie należy trochę przymknąć oko, drudzy wymagają od tego typu filmów "drugiego dna" i mistrzowskiej fabuły. A takiej żaden film o superbohaterach (no, może prawie żaden) nie posiada. Zaliczam się więc do grona SUPERHERO-optymistów i zawsze podnoszę takim filmom ocenę, głównie dlatego, że przypominają mi o dzieciństwie i tonach komiksów, które miałem okazję przeczytać. "Fantastic Four" spośród komiksów to pozycja szczególna. Pomimo tego, że w ostatnich latach już nie tak popularna, i tak przyciąga rzesze fanów. Jej wyjątkowość bierze się z daty premiery - 1964. Była to pierwsza opowieść Stana Lee (i jak twierdzi do tej pory twórca, oprócz Spider-Mana jego ulubiona), późniejszego autora chociażby Hulka czy X-Menów. Fantastyczna czwórka na długie lata wyznaczyła kanony i schematy dla przygód różnych "superludzi". Gdy na ekrany kin w 1989 roku wszedł "Batman" i ludzie zobaczyli, że do filmu na podstawie komiksu można podjeść poważnie, fani zaczęli domagać się pełnometrażowej adaptacji tak zasłużonego komiksu. Po nieoficjalnej i niskobudżetowej adaptacji z 1994 roku, w 2005 doczekaliśmy się wreszcie filmu za 100 milionów. Efekt - nijaki. Krytycy zmieszali film z błotem, nazywając go najgorszą adaptacją komisku wszechczasów (nawet za "Batmanem i Robinem"!!!). Byłem bodajże jednym z niewielu, którym ten film naprawdę się spodobał - nie był to produkt wybitny, ale Tim Story wyciągnął z tej opowiastki, absurdalnej i niedorzecznej, powiedzmy sobie szczerze, tyle ile mógł. I chwała mu za to! Film w mojej ocenie był całkiem niezły i nie byłem w stanie zrozumieć powszechnie panującej o nim złej opinii. Na szczęście amerykańskie społeczeństwo znów nie przejęło się opiniami krytyków i zostawiło w kinach pokaźne 330 mln. Stąd był już tylko krok do sequela. I oto, po 2 latach, doczekaliśmy się "Narodzin Srebrnego Surfera". Od czasu pierwszego filmu minęły 2 lata. Reed Richards oraz Sue Storm ciągle przekładają swój ślub. Teraz jednak nadszedł "ten moment". Pojawiają się jednak komplikacje - na Ziemi pojawia się dziwna istota, Srebrny Surfer, która powoduje powstanie różnych komplikacji pogodowych a także, niefortunnie, doprowadza do ożywienia, a następnie uzdrowienia najgorszego wroga naszych herosów, Doctora Dooma. W trakcie badań Richards odkrywa, że planety odwiedzane przez Surfera umierają po 8 dniach. Dodatkowo, wskrzeszony Doom pragnie zagarnąć dla siebie niezwykłe zdolności nowego przybysza. Jakby tego było mało, Johnny Storm zyskuje zdolność "wymieniania supermocy", Fantastyczna Czwórka jest blisko rozwiązania, a w tle pojawia się pożeracz planet, Galaktus. Uffff... I to wszystko w 90 minut.... Dziewięćdziesiąt minut, hmm, to, biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy, strasznie mało. Paradoksalnie jednak, film tylko na tym zyskuje - to nie X-Men 3, każdy dostaje swoje 5 minut, wszystko jako tako trzyma się kupy - no może prawie wszystko, ale o tym dalej. Warto w tym filmie pochwalić dwóch aktorów - Michaela Chiklisa oraz Chrisa Evansa. Obaj potrafią równie dobrze zagrać żal, jak i wprowadzić niezbędny wątek komediowy. Jessica Alba jest całkiem niezła, ale nadal niezbyt dobra na pochwałę. To samo tyczy się Ioana Gruffudda - widać u niego nadal pewną amatorską, zbędną "nad-mimikę". Doug Jones świetnie "gra" Surfera, a głos Laurence'a Fishburne'a idealnie uzupełnią tę postać. Przybysz na desce jest zdecydowanie najciekawszy w całym filmie, z początku jednowymiarowa zła postać, potem nieszczęsny sługa swego pana. Niestety, doktor Doom znów wypadł blado - nie ma w tym jednak winy odtwórcy postaci - Juliana McMahona, chociaż widziałem już jego lepsze dni. Bardzo dobrze w filmie wypada muzyka - John Ottman to utalentowany kompozytor i z pewnością jeszcze nieraz o nim usłyszmy. Co do efektów - hmmm, jestem usatysfakcjonowany, ale nie rozradowany. Jest bardzo dobrze, ale mogło być lepiej. Znakomicie wypada pierwszy pościg za Surferem, jednak później jest już troszeczkę gorzej. Zwłaszcza, gdy na desce stanie Doctor Doom. Na desce? Jak to? Przecież tylko Surfer ma władzę nad deską - powiedzą fani komiksu. Tu też kryje się mój największy zarzut pod adresem twórców filmu - zmiany względem obrazkowego pierwowzoru. (UWAGA - SPOILERY) Po pierwsze, dowiadujemy się, że Surfer całą swoją moc czerpie z deski... Wystarczy mu ją ukraść i koniec zabawy. Po drugie, Johnny Storm potrafi "wchłonąć" moce całej swej grupy. W pierwszej połowie filmu jest to zabawne, w drugiej przydatne, ale jakoś dalej do mnie nie przemawia. No i wreszcie po trzecie - Galaktus. Rozumiem, że twórcy uznali, że 50-metrowy humanoid będzie wyglądał absurdalnie (zgadzam się, niedobrze mi się robiło, jak widziałem Sandmana w "Spider-Manie 3") i dlatego zdecydowali się na "kosmiczną burzę". Wszystko pięknie i nawet sensownie, gdyby nie sposób rozwiązania tego wątku. Dodam, że swój udział ma w tym Srebrny Surfer i jest to zakończenie "wysoce niezadowalające", by nie powiedzieć słabe. Zmiany te miały uprościć i ujednolicić fabułę, ale dla mnie, może nie fana, ale kogoś zaznajomionego z komiksem, są to błędy rażące. Nie mogę jednak uznać tego filmu za słaby. Pomimo wymienionych minusów i wad, film nadal stanowi bardzo solidne źródło rozrywki i humoru. Nie jest to co prawda dzieło sztuki, nawet pośród adaptacji komiksowych, ale i tak mogę zarekomendować obejrzenie "Narodzin Srebrnego Surfera". Zwłaszcza w jakiś pochmurny dzień. Zapewniam, że po wyjściu z kina pogoda zaraz się zmieni. I to na lepsze!
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Produkt jak najbardziej niezwykły. Film, który tak właściwie nic specjalnego do zaoferowania widzowi nie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones