Recenzja filmu

Logan: Wolverine (2017)
James Mangold
Jerzy Dominik
Hugh Jackman
Patrick Stewart

Stary Logan powstaje

Tu i ówdzie pojawiają się fabularne dziury i dziurki, jednak przy błędach w poprzednich filmach spod znaku X-Men można mówić o znacznym postępie. 
Gdy usłyszałem o filmie, miałem mieszane uczucia: dystopia, zmierzch mutantów, podstarzały główny bohater – te hasła pobudzały ciekawość, jednocześnie wywołując pobłażliwy uśmieszek. "X-Men Geneza: Wolverine" i "The Wolverine" to dla mnie przykłady, jak zarzyna się kurę, która mogłaby znosić złote jajka. Po obejrzeniu "Logana" stwierdzam, że owa kura musi mieć szkielet z adamantium i nieprzeciętną zdolność regeneracji.

Przed filmem odrobiłem pracę domową, tj. "Old Man Logan". Niepotrzebnie, ponieważ obraz Jamesa Mangolda nie ma dużo wspólnego z komiksem – klimat, idea "postarzenia" głównego bohatera, wszechobecne poczucie beznadziei… koniec. Na więcej twórcy i tak nie mogliby sobie pozwolić, ze względu na rozrzucone po wytwórniach prawa autorskie do występujących tam postaci. Nie zobaczymy w filmie gangu potomstwa Hulka czy niewidomego Hawkeye’a, jednak znajdą się inne, równie dziwaczne rzeczy.

Wolverine nigdy nie miał łatwego życia, a przesłanie z pierwszej sceny filmu płynie takie, że będzie miał jeszcze gorzej. Zdolność regeneracji głównego bohatera podupada, mutantów już nie ma, ze światem jest coś zdecydowanie nie tak. Trzy razy: dlaczego? Co doprowadziło do takiego stanu rzeczy? Logan, profesor Xavier i Caliban wiedzą, lecz nie odpowiadają, a ich wzajemne relacje do najklarowniejszych nie należą: małżeństwo z rozsądku, którego nie mogą wytrzymać. Widz musi sporo wyłapać i poskładać sam, a będzie tak czynił przez cały seans. Kilka kwestii pozostaje niedopowiedzianych, otwartych na własną interpretację. Zerwanie z "łopatologicznymi" wyjaśnieniami to dla mnie  jeden z największych atutów "Logana".

Głównemu bohaterowi wiele razy przyjdzie stanąć do walki, a gdzie pazury rąbią, tam krew i flaki lecą. Czuć szybkość, moc oraz ogromny wysiłek włożony w każdy cios, nie ma tu zbyt wiele akrobacji, prędzej barowa bójka do kwadratu. Scena pościgu samochodowego, bo taką też znajdziemy, wygląda efektownie, a zarazem czytelnie, pomimo dynamicznych ujęć. Aż chciałoby się więcej, tymczasem samochód to w filmie przede wszystkim środek transportu. Film o superbohaterach w stylu kina drogi? W takim wykonaniu jestem za. Podróż Logana, Xaviera i Laury to ciągła ucieczka, nie ma tu miejsca na ratowanie świata, a próby złapania oddechu czy przypomnienia sobie, czym jest ludzka godność kończą się w oczywisty sposób. Muzyka Marco Beltramiego kiedy trzeba, "zagrzewa do boju" lub dyskretnie uzupełnia wizerunek świata, mi mocno kojarzyła się z gitarowymi kompozycjami Gustavo Santaolalli. Na plus.

Głównych bohaterów mamy tu stosunkowo niewielu. Osobno prezentują się dobrze, jednak to relacje między nimi są najciekawsze. Jackman udowadnia, że Rosomak może być tylko jeden. Zgorzkniały i rozczarowany, pozbawiony sensu życia, pijący, by zapomnieć o bólu ciała i ducha, potrafiący jednak uparcie rozwiązywać problemy, dążyć do celu i dokonywać olbrzymiego poświęcenia dla innych. Merchant jako Caliban jest siłą spokoju, kompletując gburowatość kompana. Dafne Keen debiutująca na dużym ekranie jako Laura sprawnie balansuje pomiędzy spokojem a wściekłością. Choć jej relacja z Loganem bywa "wiarygodna inaczej", ich kłótnia w samochodzie zapada w pamięć. Patrick Stewart po prostu kradnie show. Jego 90-letni Charles Xavier to zupełnie inny człowiek niż ten, którego znaliśmy dotychczas: szokuje przekleństwami, bawi ciętymi ripostami i komentarzami, stetryczały, momentami żałosny, lecz prawdziwy jak nigdy dotąd. Dużo słabiej wypadają natomiast czarne charaktery: zupełnie niepotrzebnie wprowadzono postać  doktora Rice’a (Richard E. Grant), tyleż samo nieciekawą i bezbarwną, co zabierającą czas ekranowy Boydowi Holbrookowi, z którego mogło coś jeszcze wyjść. Mogło.

Tu i ówdzie pojawiają się fabularne dziury i dziurki, jednak przy błędach w poprzednich filmach spod znaku X-Men można mówić o znacznym postępie. Od mniejszych problemów uwagę widza odciągają efektowne sceny akcji, aktorstwo i pomysł na film. Ten ostatni element znacząco wyróżnia "Logana" na tle innych filmów superbohaterskich. Mógłbym żałować, że zdolniejszy reżyser czy scenarzysta nie wycisnął z tej historii więcej. Mógłbym, ale nie żałuję, bo przeżyłem nietypową przygodę w tym więdnącym, pozbawionym nadziei świecie. 
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kto by przypuszczał ponad dekadę temu, że niepozorny Hugh Jackman objęciem roli Wolverine'a... czytaj więcej
"Logan" to film w pewnym sensie kameralny. Pokazuje mutantów w świecie, w którym supermoce nie tylko nie... czytaj więcej
Pierwsza część "X-men" dziś uważana jest za klasykę kina superbohaterskiego i doskonały blockbuster.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones