Recenzja filmu

Czarny łabędź (2010)
Darren Aronofsky
Natalie Portman
Mila Kunis

Stawać się łabędziem

Za wielce dziwny uważam fakt, że cieszącemu się uznaniem zarówno widzów, jak i krytyków Darrenowi Aronofsky'emu do tej pory nie przyznano nominacji do nagrody Akademii. Żywię nadzieję, że
Za wielce dziwny uważam fakt, że cieszącemu się uznaniem zarówno widzów, jak i krytyków Darrenowi Aronofsky'emu do tej pory nie przyznano nominacji do nagrody Akademii. Żywię nadzieję, że zmieni się to w ciągu paru najbliższych miesięcy, wraz z nadejściem gali oscarowej, bo "Czarny łabędź" to film, za który na tą nagrodę niewątpliwie zasłużył.

Główna bohaterka to Nina (Natalie Portman) – młoda i ambitna baletnica, która swoją codzienność dzieli na treningi oraz mieszkanie z nadopiekuńczą, acz kochającą matką. Pewnego dnia w życiu Niny następuje przełom – otrzymuje ona szansę wcielenia się w upragnioną rolę Królowej w "Jeziorze łabędzim". Jej upór w dążeniu do celu i odnalezieniem w sobie doskonałości zaczyna jednak przekraczać normy i pochłaniać ją coraz bardziej, a położeniu dziewczyny nie pomaga pojawienie się w zespole baletnicy z San Francisco, Lily (Mila Kunis), która wydaje się być zainteresowana protagonistką. Wkrótce wschodząca gwiazda zaczyna tracić rozeznanie pomiędzy tym, co jest realne, a co tylko wytworem wyobraźni...

Już od pierwszych scen zauważyć można, że oto do czynienia mamy z kolejnym obrazem Aronofsky'ego – stawia on na naturalność środowiska, podobnie jak w "Zapaśniku" (kamera "śledzi" główną bohaterkę), ale i używa kamery 16-milimetrowej, co jest pewnym precedensem. Dzięki temu czujemy zarówno emocjonalną więź z Niną, jak i doświadczamy prawdziwego kina – reżyser wraz ze swoim operatorem Matthew Libatiquem przeciwni są używaniu innego formatu, podkreślając, że odbiera on pewną magię.

Największe brawa należą się "Czarnemu łabędziowi" nie tylko za sugestywną reżyserię, czy znakomite zdjęcia wspomnianego już Libatique'a, ale również za aktorstwo. Natalie Portman gra tu najlepszą ze swoich dotychczasowych ról, doskonale spisując się jako dziewczynka powoli stająca się kobietą, zagubiona, zrozpaczona artystka, a także po prostu – tancerka. Warto wspomnieć, że aktorka w ramach przygotowania uczyła się baletu przez ponad rok i efekty tych starań są aż nadto widoczne – jak to określił Libatique na konferencji prasowej, która miejsce miała po otwarciu festiwalu Camerimage i pokazie filmu – Portman "ma taniec wymalowany na twarzy". Nie ustępuje jej znacznie Mila Kunis, będąca w filmie rywalką i kompletnym przeciwieństwem spokojnej, ułożonej Niny. Nie da się także ukryć, że obie aktorki przyciągną zapewne do kin sporą część męskiej publiki. Na drugim planie przyzwoicie spisują się poza tym Vincent Cassel i zapomniana już nieco Winona Ryder.

Trudno jednoznacznie określić, do jakiego gatunku powinno zaliczać się ten film, ponieważ niepostrzeżenie wkradają się do niego elementy charakterystyczne dla dreszczowca, mrocznej baśni, a nawet horroru. Aronofsky zwodzi i korzysta z zagrywek typowych dla różnych gatunków, czuje się w nich pewnie. Nie zabrakło nawiązań do Tarkowskiego czy Polańskiego. Trzeba poza tym zaznaczyć, że "Czarny łabędź" obfituje w drastyczne sceny, jest tu również sporo erotyki, a także – co osobiście lekko mnie zdziwiło – niemało subtelnego humoru. Co więcej, zabawne, ile tak naprawdę dzieje się w małym świecie Niny, w którym nawiązuje więzi z zaledwie kilkoma osobami. Twórcy filmu przekazali nam mimo tej ciasnoty naprawdę wiele.

Nie ukrywam, że seans z różnych powodów wstrząsnął mną emocjonalnie i myślę o nim jako o koszmarze, do którego wolałbym już nie powracać. Jeszcze godzinę po pokazie czułem się obejrzanym obrazem nieco zdruzgotany. Im bliżej finału, tym mniej było czasu na złapanie oddechu. Muszę pochwalić ścieżkę dźwiękową, która nie jest może największym dokonaniem Clinta Mansella ani moim ulubionym tegorocznym soundtrackiem, ale z pewnością spotęgowała moje wrażenia i była jednym z elementów budujących mroczną konwencję. Śmiało można się nią zainteresować i nazwać ją bardzo dobrą.

Osobiście uważam "Czarnego łabędzia" za jeden z dwóch najbardziej udanych filmów Aronofsky'ego. Nie daję wiary, że może pozostawić kogoś obojętnym. Zagwarantować mogę mocne przeżycia, które trudno wymazać z pamięci. To już kolejna wspólna wędrówka z osamotnionym geniuszem, którą funduje nam reżyser. Jeśli nie opuściliście poprzednich – musicie udać się również w tą podróż. "Czarny łabędź" to kino znakomite i "lektura" obowiązkowa dla każdego szanującego się miłośnika kina, a także najlepszy film bieżącego roku.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W jednym z nowojorskich teatrów reżyser Thomas Leroy właśnie przygotowuje nową wersję "Jeziora... czytaj więcej
Darren Aronofsky znajduje się obecnie w ścisłej czołówce Hollywood. Ów wysoki status osiągnął jakby... czytaj więcej
Intrygujący szum wokół "Czarnego łabędzia" okazuje się niebezpodstawny. Darren Aronofsky po świetnym,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones