Recenzja filmu

Człowiek ze stali (2013)
Zack Snyder
Henry Cavill
Amy Adams

Superman begins

Inspiracje widać jak na dłoni, ale to nie przeszkadza: kryptoński design łączy pomysły z "Matriksa" i "Prometeusza", a melanż ruchomej kamery i cyfrowych efektów kojarzy się ze "Star Trekami"
Sytuacja, w jakiej znalazła się postać Supermana, więcej mówi o stanie naszej kultury niż o samym bohaterze. W cynicznej atmosferze rewizjonizmu i dekonstrukcji pierwszy superbohater nagle zyskał sobie miano harcerzyka, nudziarza, reliktu minionej epoki – na dodatek w majtkach na wierzchu. "Człowiek ze stali" Zacka Snydera przykrawa więc Supermana do naszych czasów: ostatni syn Kryptona jest w jego filmie tak poważny, że nawet bieliznę schował pod spodnie. Dlatego indywidualny odbiór filmu będzie w dużej mierze uzależniony od tego, czy jest się w stanie zaakceptować ten posępny ton. Dyskusji nie będzie jednak w innej kwestii – "Człowiek ze stali" to bezapelacyjnie widowisko pierwszej klasy.

Chcąc opowiedzieć nam Supermana na nowo, Snyder koncentruje się na genezie, wskutek czego jego film przypomina "Batmana – Początek" (w obu filmach maczali zresztą palce David Goyer i Christopher Nolan). Grant Morrison udowodnił co prawda, że do streszczenia początków Supermana wystarczą zaledwie cztery zdania i cztery komiksowe kadry. W tym świetle "Człowiek ze stali" może wydawać się nadmiarem szczęścia, tautologicznym ekscesem. Ale taki już urok herosów popkultury, że ich historie – jak współczesny odpowiednik mitów – wciąż opowiadane są na nowo. Goyer zresztą sprawiedliwie czerpie z rozmaitych komiksowych źródeł: od "Man of Steel" przez "Birthright" po "Secret Origin". Są nawet cytaty z "All-Star Superman" samego Morrisona. Zadanie domowe odrobiono.

W punkt jest też natchniona, poetycka stylistyka, z jaką Snyder pokazuje dorastanie Clarka Kenta na farmie w Kansas. Idylliczne krajobrazy łanów zboża i zachodów słońca malowniczo kontrastują tu z bólami okresu dojrzewania – dodatkowo wzmocnionymi przez objawienie się supermocy. Tę iście malickowską zadumę czuć również w chrześcijańskiej ikonografii, w jaką twórcy – trochę zbyt nachalnie – ubierają bohatera. Metafora zbawiciela jest jak najbardziej na miejscu, ale ten Superman to raczej Chrystus wątpiący w Ogrodzie Oliwnym niż pozytywny, uśmiechnięty cudotwórca. Widzowie liczący na bohatera, z którym można się utożsamić, przyklasną takiej koncepcji. Mamy już jednak jednego herosa pokazującego, jak wielka moc wiążę się z wielką odpowiedzialnością (jego pseudonim również zaczyna się na "s" i kończy na "man"). Snyder i Goyer w rezultacie idą o jeden finałowy krok za daleko w "podkręcaniu" Supermana. Skupienie się na genezie oznacza też brak kluczowej dla postaci dynamiki trójkąta Clark Kent/Lois Lane/Superman. Siłą rzeczy ginie więc potencjał komediowy, którego braku nie zrekompensuje kilka rzuconych od niechcenia miernych żarcików.

Spisuje się za to obsada, zresztą zgodnie z oczekiwaniami; w końcu Snyder zebrał na planie imponującą ekipę. Najlepiej wypadają obaj ojcowie człowieka ze stali: Kevin Costner jako kochający i wyrozumiały Jonathan Kent oraz emanujący autorytetem mędrca Russel Crowe w roli Jor-Ela. Michael Shannon daje kolejny w swojej karierze mocny występ, ale przy okazji wygładza wszelkie subtelności, jakie scenarzysta usiłuje nadać złemu Zodowi. Spośród grających drugie skrzypce kobiet (Diane Lane i Amy Adams) najbardziej zapada w pamięć – wbrew szkicowości postaci Faory – Antje Traue. Na szczęście nieźle spisuje się też największa niewiadoma filmu – Henry Cavill, zwłaszcza biorąc pod uwagę skromność zadań, jakie przed nim postawiono. Superman głównie stoi i się patrzy, od czasu do czasu uśmiecha albo krzyczy wniebogłosy. Ta anemiczność bohatera jest chyba największą wadą tekstu Davida Goyera. Clark nie podejmuje tu decyzji, tylko wciąż wykonuje czyjeś polecenia. Przybrany ojciec każe mu się ukrywać, więc się ukrywa. Biologiczny ojciec każe mu się ujawnić, więc się ujawnia. Zod każe mu się poddać, więc się poddaje. Nawet finałowy wybór, jakiego dokonuje Superman, podpowiedziany jest przez czarny charakter. Takich charakterologicznych potknięć jest tu zresztą więcej: na przykład papa Kent sugerujący, żeby Clark nie ratował pasażerów tonącego autobusu, albo Perry White (Laurence Fishburne), który zakazuje Lois Lane publikacji artykułu, bo "ludzie nie są gotowi".

Ale choć scenariusz filmu zdradza objawy zatrucia kryptonitem, aspekt widowiskowy jest tu naprawdę Super. Inspiracje widać jak na dłoni, ale to nie przeszkadza: kryptoński design łączy pomysły z "Matriksa" i "Prometeusza", a melanż ruchomej kamery i cyfrowych efektów kojarzy się ze "Star Trekami" Abramsa. Zaskakująco niewiele tu barokowego rozmachu, z jakim wiążemy Snydera; jego ukochany efekt slow-motion pojawia się tylko na parę sekund. Najbliżej "Człowiekowi ze stali" do "okopowych" scen "Sucker Punch": tonacja jest szaro-bura, kamera dostaje drgawek, a mimo to wszystko jest czytelne. Ten szczegół różni Snydera od Michaela Baya, który stawia efektowność ponad efektywność i dla którego dobry wybuch jest wartością samą w sobie. Reżyser "Człowieka ze stali" tymczasem skupia się na opowiadaniu, dbając o przejrzystość nawet wtedy, gdy zniszczenia osiągają apokaliptyczny wymiar (Obowiązkowe nawiązania do 11 września? Są.). Szczególnie udana jest bijatyka Supermana z Faorą i jej pomagierem na ulicach Smalville. Wreszcie czuć w kinie skalę potęgi Supermana: impet jego uderzeń, szybkość jego lotu. Slogan reklamowy "Supermana" z Christopherem Reevem brzmiał "Uwierzysz, że człowiek może latać". Kto nie uwierzył wtedy, teraz na pewno zostanie nawrócony.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Postać Clarka Kenta jest mi znana nie od dziś. Jako dziecko czytałem komiksy i oglądałem bajki o... czytaj więcej
Historię przedstawiającą losy Clarka Kenta zna chyba każdy. Po co więc powielać schemat – którego podstaw... czytaj więcej
Nadzieja matką głupców, mawiają jedni. Czasem jednak tylko na niej można polegać, wtórują im drudzy. W... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones