Recenzja filmu

Dom snów (2011)
Jim Sheridan
Daniel Craig
Naomi Watts

Szaleństwo miłości

"Dom snów", wbrew temu, co można tu i ówdzie usłyszeć, to całkiem intrygująca baśń o cienkiej granicy dzielącej świat astralny od prawdziwego szaleństwa.
To, co napiszę zaraz o nowym filmie Jima Sheridana, zaskoczy niejedną osobę. Film, którego premiera była przesuwana o całe miesiące, którego ekipa wracała na plan, by nakręcić nowe sceny, bo pierwotna wersja nie spodobała się wytwórni, nie może być dobry. I tak też zareagowało sporo osób na świecie. Mnie tymczasem przypadła do gustu stylistyka reżysera i piękna, choć nieco ckliwa i naciągana historia.

Bohaterem filmu jest Will, który wraz z piękną żoną i dwiema cudownymi córkami przeniósł się poza miasto, by w ciszy i spokoju oddać się swojej pasji, jaką jest pisanie książek. Początkowo wszystko wygląda jak z bajki - idealny dom i rodzina. Ale na tym wizerunku szybko zaczynają pojawiać się rysy. Najpierw okazuje się, że dom jest miejscem okrutnej zbrodni, której ofiarami parę lat temu padli jego mieszkańcy. Potem dowiadujemy się, że wokół domu krąży jakiś podejrzany typ, być może morderca sprzed lat, który powrócił na miejsce przestępstwa. W końcu wraz z bohaterem odkrywamy wstrząsającą prawdę, która zadaje kłam wszystkiemu, co dotąd wiedzieliśmy o Willu i jego życiu. I w tym momencie większość filmów by się kończyła. Tymczasem u Sheridana jest to dopiero połowa. Reżyser kontynuuje opowieść, przybliżając nam rozterki głównego bohatera, który staje przed straszliwym dylematem: który z dwóch światów, w jakich żyje, wybrać. Pchany jest też do przodu obsesją wyjaśnienia zbrodni sprzed lat, która zagrozi nie tylko jego życiu, ale i tych, którzy znajdą się w jego pobliżu.

"Dom snów", wbrew temu, co można tu i ówdzie usłyszeć, to całkiem intrygująca baśń o cienkiej granicy dzielącej świat astralny od prawdziwego szaleństwa. To historia uczucia, które jest tak silne, że potrafi nagiąć prawa natury. To wreszcie przypowieść o tym, że wariaci są czasem bardziej racjonalni niż może się wydawać, a w ich szaleństwie kryje się metoda docierania do prawdy. Owszem, całość ma nieco naiwny charakter, miejscami fabuła wydaje się naciągana, ale taka jest właśnie natura baśni. Aby uwierzyć, trzeba odwiesić na bok sceptycyzm i racjonalną nadgorliwość. Mnie pomogły w tym przemyślane zabiegi formalne. Spodobały mi się zdjęcia Caleba Deschanela. W świecie snów są bardzo miękkie i ciepłe, pełne intymności i pozytywnych uczuć. W świecie rzeczywistym są ostre, wyprane z barw, wręcz oszpecające. Ten kontrast sprawia, że silniej współodczuwamy dylematy bohatera i rozumiemy kuszącą potęgę iluzji, która w pewnym momencie iluzją być przestaje.

Mocnym punktem filmu są też kreacje aktorskie Daniela Craiga i Rachel Weisz. Bardzo łatwo przychodzi uwierzyć w łączące ich uczucie. Oczywiście, aktorzy za dużo nie udawali, Craig i Weisz naprawdę się w sobie zakochali na planie filmu. Co tylko całości dodało aromatu.

Klasyczny krój fabuły i wysmakowane zdjęcia wystarczyły, bym wyszedł z seansu "Domu snów" zadowolony.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones