Recenzja filmu

Lady Bird (2017)
Greta Gerwig
Saoirse Ronan
Laurie Metcalf

Sztampa z charakterem

Ronan jest w swojej roli bezbłędna – idealnie nakreśla charakterystykę swojej postaci, buntowniczej, awanturniczej nastolatki z wygórowanymi aspiracjami, potrafiąc jednocześnie ukazać jej
Zaledwie dwa lata temu Saoirse Ronan grała pierwszoplanową rolę w „Brooklynie”. Jej postać była ambitną, wchodzącą w dorosłość kobietą, która starała się wziąć życie w swoje ręce i coś w nim osiągnąć. Swoje rodzinne miejsce zamieszkania uważała za zacofaną dziurę bez większych perspektyw, a jej ziemią obiecaną był Nowy Jork. Dziewczyna, mimo wyraźnych cech indywidualistki, nie zamierzała jednak być sama, szukała swoich pierwszych miłosnych uniesień. A teraz z innej beczki: o czym jest "Lady Bird"? Otóż o tym samym.

Film Gerwig nie jest oczywiście kopią obrazu Crowleya, mimo tak rażących podobieństw w koncepcie fabuły. To opowieść łącząca w sobie cechy klasycznego dramatu obyczajowego z komediową farsą i luźnym prowadzeniem narracji w stylu kina młodzieżowego. Efekt tej mieszanki tylko na początku wydaje się być udany, oryginalny. W miarę rozwoju akcji historia traci swoją ikrę i zamienia się w sztampowe love story.

Zapobiec temu ze wszystkich sił próbuje odtwórczyni głównej roli. Ronan jest w swojej roli bezbłędna – idealnie nakreśla charakterystykę swojej postaci, buntowniczej, awanturniczej nastolatki z wygórowanymi aspiracjami, potrafiąc jednocześnie ukazać jej olbrzymią wrażliwość. Ta huśtawka nastrojów w wykonaniu aktorki jest doskonale zbalansowana, co tylko dodaje Lady Bird wiarygodności. W sukurs starają się iść jej dwaj kochankowie, w role których wcielają się Lucas Hedges i Timothée Chalamet. Ich postacie, choć niepozbawione charyzmy i oryginalności, przy głównej bohaterce wypadają jednak niemrawo, są raczej tłem niż samo stanowiącym członem opowieści. Z tego powodu nawet na chwilę żadnego z nich nie da się potraktować „na serio”, w sposobie ich przedstawienia od samego początku rzuca się to, że będą oni tylko przystankiem na drodze Christine, bo tak brzmi prawdziwe imię bohaterki.

Kwestia tegoż imienia jest tu wyraźnie zaakcentowana. Dziewczyna nie chce, aby ktokolwiek, a już szczególnie skłócona z nią matka (dobra rola Laurie Metcalf), decydował o dowolnym aspekcie jej życia, dlatego stwarza sobie własną "nazwę", aby ową niezależność podkreślić. Gerwig próbuje właśnie na tym elemencie oprzeć bunt wykreowanej przez siebie postaci, ale nie jest to zabieg do końca udany. Niezaprzeczalnie prezentowana historia w znacznie większej mierze zdaje egzamin dzięki zabiegom Ronan.

Aktorka znana z "Frances Ha" i "Greenberg" sprawdza się zresztą konwencjonalnie nie tylko jako scenarzystka, ale również, a może raczej przede wszystkim, reżyserka. Wyraźnie brakuje jej autorskiego kunsztu, co i rusz zadowala się prostymi środkami znanymi z filmów telewizyjnych czy seriali. Nie wypada to oczywiście źle, co potwierdzają nominacje do tegorocznych nagród filmowych, ale jej debiut reżyserski do przełomowych z pewnością nie należy. Wypada podobnie jak kolejne losy Lady Bird – raz się udaje, innym razem nie, generalnie jednak w przyszłość można iść z głową podniesioną do góry. I niech tak też się stanie.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Lady Bird" zyskało za granicą miano niemal arcydzieła. Oficjalna premiera w Polsce dopiero 2 marca, a... czytaj więcej
Wielkimi krokami zbliża się czas filmowych podsumowań minionego roku. Złote Globy zostały rozdane,... czytaj więcej
"Lady Bird" ukazuje losy niepokornej Christine McPherson, uczennicy katolickiego liceum. W rolę tę wciela... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones