Najsłabiej w "Szczękach" wypada danie główne, czyli jatka. Tak jak drapieżne rybki została ona niemal w całości stworzona na komputerach z wyjątkowo cienkimi kartami graficznymi. Efekty pracy
Szczęka i cała reszta opadły mi już w szóstej minucie seansu. Właśnie wtedy z morskiej toni wyłonił się wykreowany cyfrowo rekin-ludojad, który wyglądał tak, jakby właśnie opuścił plan jakiejś produkcji studia Asylum albo uciekł spod miecza naszemu "Wiedźminowi". W jednym króciutkim ujęciu twórcom australijskiego thrillera 3D udało się zawrzeć esencję ich dzieła: brak tajemnicy (potwór pojawia się w pełnej krasie na samym początku? bez jaj!), niski budżet i przaśność.
Zgodnie z zaleceniami mistrza Hitchcocka reżyser Kimble Rendall zaczyna swój film od trzęsienia ziemi. Tutaj przybiera ono postać gigantycznego tsunami, które zamienia metropolię w apokaliptyczny park wodny. Wraz z falą powodziową do miasta przypływają krwiożercze żarłacze. Dwa z nich zatrzymują się na lunch w supermarkecie. Dla znajdujących się w sklepie ludzi zaczyna się walka o przetrwanie.
Wyjściowy pomysł przypomina klasyczny "Świt żywych trupów", gdzie grupka ocalałych broniła się przed inwazją nieumarłych w centrum handlowym. Tak jak u Romero autorzy "W szczękach rekina" opowiadają o armagedonie w myśl zasady pars pro toto: zamiast patrolować z kamerą zalane ulice miasta, próbują zagęścić emocje i zamknąć akcję na kilkuset metrach kwadratowych pośród półek z produktami oraz kas fiskalnych. Straszak z Antypodów zostaje jednak kilka długości za dziełem ojca chrzestnego zombie-horrorów. Pal licho, że nudni bohaterowie i ścigające ich traumy wydają się przekopiowane na zasadzie ctrl+c, ctrl+v z podręcznika dla początkujących scenarzystów kina grozy. Potrafię przymknąć oko na to, że niemal w ogóle nie wygrano napięć i konfliktów między uczestnikami sklepowego survivalu. Najsłabiej w "Szczękach" wypada danie główne, czyli jatka. Tak jak drapieżne rybki została ona niemal w całości stworzona na komputerach z wyjątkowo cienkimi kartami graficznymi. Efekty pracy ostrych rekinich ząbków częściej niż grozę bądź obrzydzenie budzą więc pusty śmiech. W takich chwilach zaczyna się tęsknić za starym, dobrym, mechanicznym rekinem z filmu Stevena Spielberga.
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu