Recenzja filmu

To (2017)
Andy Muschietti
Jaeden Martell
Jeremy Ray Taylor

Też się uniesiesz

Muschietti udowodnił, że wie, jak smakuje dobry remake i - co za tym idzie - jak zaskoczyć widzów spragnionych nowych wrażeń równocześnie nie zawodząc tych, którzy chcą godnej powtórki z
Dzieciarnia z Derry w stanie Maine ma przed sobą niezłe wyzwanie, musi bowiem stawić czoła nadopiekuńczym matkom, obojętnym sąsiadom, szkolnym chuliganom i całej reszcie otaczającej ją patologii, aby - w końcu - dotrzeć do celu i... dorosnąć. Wyzwanie zatem, choć wymagające, w rzeczywistości nie różni się zbytnio od szarej codzienności wielu młodych ludzi w każdym innym miejscu na świecie. No, ale co z tym morderczym klaunem? - pewnie zapytają ci, którzy wiedzą chociażby z grubsza, o czym traktuje powieśćStephena Kinga"To"lub jej dwuodcinkowa adaptacja telewizyjna z 1990, czyli zapewne zdecydowana większość. Tańczący klaun Pennywise oczywiście jest... równie zły, nie tyle bardziej demoniczny, co w tym demonizmie dosłowniejszy i wciąż uosabiający z osobna każdy, nawet najbardziej dziecinny (ale - zmaterializowany - wcale nie mniej groźny) lęk swoich nieletnich ofiar.

Andrés Muschiettiwziął na siebie ciężar wyreżyserowania filmu, który od pierwszych zapowiedzi wywoływał w publiczności wielkie nadzieje, jak również kłujące obawy. Obawy spowodowane głównie powodzią wątpliwej jakości remake'ów, reebotów i innych odgrzewanych kotletów, jaka w ostatniej dekadzie zalała hollywoodzki rynek. Choć swego czasu przyjęta z mieszanymi uczuciami "Mama"(2013) skłania raczej do sceptycznego podejścia wobec możliwości argentyńskiego twórcy, ten ostatecznie wykazał się nie tylko wyczuciem, lecz także - przede wszystkim - dużą pokorą;Muschiettiwysoki budżet i współczesną technologię wykorzystał w pełni,zamiast jadnak forsować "swoją autorską wizję" na siłę poprawiając to, czego poprawy wcale nie wymaga, i odnawiając to, co w ogóle się nie zestarzało, znalazł zarówno w literackim pierwowzorze, jak i jego pierwszej ekranowej wersji prawdziwe oparcie. Mimo że nie udało się uniknąć kilku przewidywalnychjump scare'ówi paru komputerowo wygenerowanych wpadek,"To"spełnia pokładane w nim oczekiwania: serwuje niezmienioną istotę jednej z najbardziej znanych i cenionych publikacji mistrza grozy w zgoła świeżym opakowaniu.

Małomiasteczkowa sielanka, choć rozpoznawalna gołym okiem, blednie w obliczu wszechogarniającego mroku, jaki roztacza się nad pozornym spokojem życia na peryferiach. Kręcone w pełnym słońcu, acz utrzymane w ponurej stylistyce zdjęcia (dziełoChung-hoona Chunga- prawej rękiChan-wooka Parka) mówią same za siebie - Derry daleko jest do raju. Dziecko nachylające się w srogiej ulewie nad odpływem ściekowym wzbudza niepokój, ale nie na tyle, by do niego podejść, a miejscowe osiłki szarpiące nowego ucznia to widok jednoznaczny, lecz nie ma co się wtrącać. Grupka kilkunastoletnich mieszkańców, zwana też Klubem Frajerów, pozostawiona jest sama sobie... i TEMU, czyli mamiącemu młodocianych kolorowymi balonikami Pennywise'owi, którego zgryz godny jest obejrzenia przez ortodontę ze szczerym powołaniem. To jednak nie klauna o uśmiechu trącącym fałszem na kilometr trzeba się bać, a samego strachu - dlatego odegrana (po mistrzowsku zresztą) przezBillaSkarsgårdaantagonistyczna postać pozostaje uMuschiettiegow cieniu grozydla obserwatora niezdefiniowanej, a dla uczestnika nieporównanie trudniejszej do pokonania.

Metaforyczny charakter straszydła nie stał się wymówką, żeby zaoszczędzić na efektach specjalnych. Ekranowe wydarzenia okraszono szczodrą dawką niewymyślnych (co w tym przypadku jest jak najbardziej zaletą) potworków, względny realizm których zaniża tylko przesadna ingerencja CGI w rozdziawioną paszczę Pennywise'a, oraz sztucznej krwi - na szczęście nieskalanej pikselozą. Biorąc pod uwagę jawne psychologiczno-społeczne podteksty fabuły, największą bolączką "Tego"jest fakt, że scenarzyści nie potraktowali wszystkich bohaterów z należytą im uwagą, najwyraźniej pod tym względem nie wyciągając z błędów twórców poprzedniej adaptacji odpowiednich wniosków. Zbuntowana Beverly (Sophia Lillis) zostaje więc właściwie osamotniona na pierwszym planie, czasem wspierana przez opłakującego śmierć brata Billy'ego (Jaeden Lieberher) oraz śmieszka Richiego (Finn Wolfhard), a i to wyłącznie dzięki ustalonej przezKingakluczowej roli tego pierwszego oraz zdolnościom aktorskim odtwórcy drugiego. Jednak pomimo pozostawianego po sobie w odbiorcy uczucia niedosytu uproszczony zarys życiorysów i dziecięcych traum postaci nie umniejsza przekazu, którego autentyczność ostatecznie nie wymaga wyszukanych środków wyrazu.

W kolektywnej świadomości maniaków horroru żerujący na strachu klaun już chyba zawsze będzie miał twarzTima Curry'ego... lecz i takKingowskahistoria przyjaciół z Derry w wysokobudżetowym wydaniu to coś, czego nie mogło zabraknąć na XXI-wiecznej liście odrestaurowanych staroci.Muschiettiudowodnił, że wie, jak smakuje dobry remake i - co za tym idzie - jak zaskoczyć widzów spragnionych nowych wrażeń równocześnie nie zawodząc tych, którzy chcą godnej powtórki z rozrywki. Oby więcej takich przeróbek, a mniej bezpłciowych tworów pokroju nieszczęsnej "Carrie"(2013).
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Stephen King może z pełną odpowiedzialnością i bez grama wstydu podpisać się pod najnowszą ekranizacją,... czytaj więcej
W miasteczku Derry w prowincjonalnym stanie Maine zło budzi się co 27 lat. Podobnie jest w przypadku... czytaj więcej
"To" jest jednym z najlepszych horrorów ostatnich lat. Nakręcony na podstawie głośniej i cenionej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones