Recenzja filmu

3:10 do Yumy (2007)
James Mangold
Christian Bale
Russell Crowe

There is a lonely train

"There is a lonely train called 3:10 to Yuma..." śpiewał pięćdziesiąt lat temu Frankie Laine. Kto raz usłyszy tę pieśń, nie zapomni już nigdy, o której odchodził ze stacji jeden przeklęty pociąg.
"There is a lonely train called 3:10 to Yuma..." śpiewał pięćdziesiąt lat temu Frankie Laine. Kto raz usłyszy tę pieśń, nie zapomni już nigdy, o której odchodził ze stacji jeden przeklęty pociąg. Dyliżanse i kolej weszły do konwencji westernu na stałe, tak że podróż nimi przybrała postać rytualną. Mała stacja w zapomnianej przez Boga mieścinie może stać się miejscem, gdzie mężczyzna z rewolwerem odnajdzie swe przeznaczenie. Nie inaczej jest w "3:10 do Yumy". Jeśli na chwilę odpuścimy sobie, wywołujące burzę emocji dyskusje, po co ten pociąg ma odjeżdżać raz jeszcze skoro tak dobrze oglądało się jego odjazd pięćdziesiąt lat temu w filmie Delmera Davesa, a zamiast tego rozgościmy się wygodnie w fotelu czekając, aż zgaśnie światło i rozlegną się strzały, nie zawiedziemy się. W końcu nie co dzień na wielkim ekranie możemy oglądać westerny. Miałam to szczęście, że na dzień przed polską premierą remaku, obejrzałam oryginał z 1957 roku. I cieszę się, że James Mangold nie skopiował bezmyślnie pierwowzoru, który pod każdym niemalże względem jest obrazem niezwykłym, a opowiedział tę samą historię po swojemu. Mamy oto biednego, kulejącego farmera Dana Evansa. Dan i jego rodzina - żona i dwaj synowie - cierpią z powodu przeciągającej się suszy i niespłaconych długów. Przypadkiem Evans zostaje świadkiem brutalnego napadu na dyliżans, którego dopuściła się banda legendarnego Bena Wade'a. Jednak nawet Ben Wade czasem popełnia błędy. Schwytany przez ludzi szeryfa ma zostać przetransportowany na stację kolejową, skąd dziesięć minut po trzeciej zabierze go pociąg do Yumy. Zdesperowany Dan Evans zgłasza się za 200 dolców na ochotnika wsadzić więźnia do pociągu. Oczywiście banda Wade'a dowodzona przez psychopatycznego Charliego Prince'a (znakomita rola Bena Fostera) nie daje za wygraną i rusza szefowi na ratunek. Wkrótce nasz farmer zdaje sobie sprawę, że gra niekoniecznie jest warta świeczki, tym bardziej że Ben Wade ma dla niego o wiele bardziej lukratywną propozycję... W porównaniu z oryginałem z 1957 akcja toczy się szybciej, bandyci częściej sięgają po broń, trup ściele się gęściej, więcej jest też niebezpieczeństw i zasadzek. Podczas gdy akcja czarno-białego obrazu rozgrywała się głównie w pokoju hotelowym, w nowej wersji mamy do czynienia z Apaczami i innymi przykrymi niespodziankami. Postać Bena Wade'a została rozbudowana o traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa i doskonałą znajomość Biblii, co niewątpliwie przydaje mu uroku. Niezwykłą kreację stworzył Ben Foster, jego czarny charakter - Charlie Prince - zapada w pamięć i przyciąga uwagę bardziej niż prototyp z 1957 roku, mimo że scenarzyści wersji 2007 nie zdecydowali się, by nowy Charlie powtórzył kultowy dla fanów westernu tekst: "Nie wiem, czemu moja żona odeszła, zawsze traktowałem ją dobrze, nigdy nie biłem za mocno". Christian Bale bezbłędnie i z charyzmą wykreował swą postać, a Russell Crowe pociąga przez swój niemalże romantyczny sposób czynienia zła. Uwagę przykuwa stary Peter Fonda jako znieczulony na subtelne zagadnienia dobra i zła, rasowy bounty killer. Tak więc w dobie dzieł intertekstualnych, gier i zabaw konwencją otrzymaliśmy naprawdę świetny kawał amerykańskiego westernu, jak za starych dobrych lat, gdy wszyscy mali chłopcy po wyjściu z kina chcieli być kowbojami. (Ja będąc małą dziewczynką niezmiennie podkochiwałam się w westernowych bandytach). Jednak czegoś mi w "3:10 do Yumy" zabrakło, w porównaniu z pierwowzorem. Może tego wolno opadającego kurzu na drodze, zza którego wyłaniały się sylwetki ponurych jeźdźców, niczym duchy, może tej buchającej pary pociągu, za którą bandyci chowali swe twarze, przez co ich postępki urastały do rangi anonimowego uniwersalnego zła. A może po prostu tej piosenki: "It'a also true, they say, on the 3:10 to Yuma A man may meet his fate, for fate travels everywhere. Though you've got no reason to go there And there ain't a soul that you know there, When the 3:10 to Yuma whistles its sad refrain Take the train! Take the train! Take the train!"
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rok 1992 przyniósł premierę znakomitego filmu "Bez przebaczenia" Clinta Eastwooda, który słusznie uważany... czytaj więcej
"3:10 do Yumy" to remake znanego westernu z 1957 roku o tym samym tytule. Pytanie: po co robić remake,... czytaj więcej
Oparta na krótkim opowiadaniu Elmore'a Leonarda "3:10 do Yumy" oryginalnie przedstawiała Glenna Forda... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones