Recenzja filmu

Bitwa o Algier (1966)
Seweryn Nowicki
Gillo Pontecorvo
Yacef Saadi
Brahim Hadjadj

To nie jest film o Powstaniu Warszawskim

Reżysera nie interesuje ani mitologizowanie partyzantki, ani ikonizowanie przywódców podziemia, a mimo to znajduje sposób, by uczynić swój film po pierwsze uniwersalnym, po drugie – narracyjnie
"Bitwa o Algier" to film praktycznie nieznany w Polsce. Milczą o nim filmoznawcy (przynajmniej poznańscy, co w sumie nie powinno dziwić, gdyż milczą na temat wielu spraw), nie pojawia się na zajęciach z teorii, historii ani poetyki filmu. W filmwebowej bazie ma tylko 155 głosów i założone trzy tematy na forum, zaś na 99-procentową ocenę na Rottentomatoes składa się jedynie 77 głosów. Dlaczego? Tego nie wie nikt: obraz Gillo Pontecorvo zdobył Złotego Lwa w Wenecji i trzy nominacje do Oscara. Podąża za nim fama dzieła zakazanego, a anegdotki o burzliwych publicznych pokazach można przypominać w nieskończoność. Wojskowi specjaliści oglądali go w Pentagonie przed inwazją na Irak, czarnobiałe kadry wsączały się pod powieki bojowników Tamilskich Tygrysów, IRA i Czarnych Panter, a także Andreasa Baadera i Carlosa "Szakala". Bez niego Paul Greengrass nie nakręciłby "Krwawej niedzieli", John Frankenheimer nie stanąłby za kamerą "Przeżyliśmy wojnę", a legion amerykańskich studentów szkół filmowych miałby więcej czasu na palenie marihuany. Zainteresowani?

"Bitwa o Algier" wraca do festiwalowego obiegu w idealnym momencie, gdy geopolityczny kształt świata wyznaczają kolejne wojny domowe oraz niejasno motywowane, amerykańskie inwazje. Zabiera nas do Kazby lat 50. i 60. i konfrontuje z koszmarem wojny algierskiej w sposób, którego raczej się nie spodziewamy. Wykorzystując paradokumentalną, zanurzoną w neorealistycznej tradycji poetykę, Pontecorvo zderza ze sobą najróżniejsze punkty widzenia, motywacje, przekonania. Żadna ze stron konfliktu nie ma tu monopolu na cierpienie, ani na  moralną rację. Zarówno zorganizowany przez Algierczyków ruch oporu, jak i wojskowe siły francuskich kolonizatorów są przedstawione z dokumentalną bezwzględnością. Reżysera nie interesuje ani mitologizowanie partyzantki, ani ikonizowanie przywódców podziemia, a mimo to znajduje sposób, by uczynić swój film po pierwsze uniwersalnym, po drugie – narracyjnie witalnym i tętniącym od emocji. Mogliby się od niego uczyć zwłaszcza niemieccy twórcy, którzy są chyba najbliżej osiągnięcia perfekcji w swoich rewizjonistycznych próbach z kamerą, ale też autorzy wszystkich planowanych, niezrealizowanych, zawieszonych i wymarzonych filmów o Powstaniu Warszawskim.

Filmowa forma jest idealnym budulcem tej mozaikowej historii, w której liczba perspektyw wydaje się równa liczbie bohaterów. Pontecorvo płynnie tasuje wątkami i mini-narracjami, wędruje śladami jednej postaci, by błyskawicznie otworzyć nowy rozdział i ruszyć za kimś innym. Eskalacja przemocy na ulicach Kazby jest w jego utworze tak perfekcyjnie zrytmizowana i poddana tak restrykcyjnym, dramaturgicznym regułom, że nic dziwnego, iż na inspiracje dziełem powołuje się reżyser "Ultimatum Bourne'a". Charakteryzująca się drastycznymi zmianami tempa muzyka Ennio Morricone oddaje w pewnym sensie interpretacyjną rozległość całej opowieści (oraz "ideologiczne" zagrożenia zeń płynące). Parafrazując Rogera Eberta, to, czego nauczy nas "Bitwa o Algier", zależy w znacznej mierze od tego, w co wierzymy. I od tego, jakimi ludźmi jesteśmy.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones