Recenzja filmu

Porąbani (2010)
Eli Craig
Alan Tudyk
Tyler Labine

Tucker i Dale kontra zło!

Raz na jakiś czas na horyzoncie pojawia się film znikąd, który rozkłada na łopatki wszelką konkurencję. Właśnie tacy są "Porąbani". To hybryda dwóch skrajnie różnych gatunków - głupkowatej
Raz na jakiś czas na horyzoncie pojawia się film znikąd, który rozkłada na łopatki wszelką konkurencję. Właśnie tacy są "Porąbani". To hybryda dwóch skrajnie różnych gatunków - głupkowatej komedii i krwawego slashera. Nie oszukujmy się, przy tym miksie bardzo łatwo o porażkę, bo absolutnie wszystko może pójść nie tak... Na szczęście nie tym razem.

Nasi bohaterowie nie zostali zbyt hojnie obdarowani przez Stwórcę intelektem. Swoją drogą, urodą też nie grzeszą, a lekcja dobrych manier byłaby dla nich zrządzeniem losu. Może właśnie dlatego nie mają od życia zbyt wielu wymagań i idealnymi wakacjami są dla nich dwa tygodnie spędzone na piciu piwa i ogólnym "nicnierobieniu". I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że przypadkowo ratują przed utonięciem pewną dziewczynę, zaś jej przyjaciele biorą ich za parę zdegenerowanych morderców... ach, ta wybujała wyobraźnia! Najciekawsze następuje wtedy, gdy podczas prób ratowania z opresji swej towarzyszki, ta grupa narwanych studentów zaczyna ginąć jeden po drugim. Oczywiście, Tucker i Dale nie mają z tym nic wspólnego, w grę wchodzi tu zaskakująca seria przypadków i wypadków.

W "Porąbanych" na pierwszy rzut oka wszystko wygląda na tanie, źle zagrane, amatorskie - generalnie, bardzo niskich lotów (zwłaszcza jeśli chodzi o humor). Nie zdziwiłbym się, gdyby pudełko z filmem na półce sklepowej miało naklejkę "trzymać się z daleka". Pozory jednak mylą. Pod tym tanim, pierwszym wrażeniem kryje się produkcja, jakich mało. Ze świecą szukać slashera, w którym już sama obsada robi tak dobre wrażenie. A nie oszukujmy się, nie gra tu żadna pierwsza liga – mamy ludzi zgarniętych z seriali czy z trzecich planów hollywoodzkich produkcji. Nawet reżyser jest "zielony". Cały czar tkwi w odpowiednim podejściu. Widać, że aktorzy, którzy nie są zmuszani do poważnego podejścia do tematu, potrafią zdziałać cuda po prostu bawiąc się. I tak to wygląda - jak zabawa grupki znajomych, którzy wyśmiewają całkiem gatunek horroru. Dzięki temu powstało cudownie lekkie kino, które odpręża, bawi i zaspokaja pierwotną chęć oglądania krwawiących bliźnich. Co więcej, zachwyca również od strony wizualnej. Trup, jak już wspomniałem, ściele się gęsto, ale tandetnie zrobiony nie jest, co to, to nie. Na ekranie widzimy pełen profesjonalizm, zarówno jeżeli mówimy o pracy kamery, czy cudach charakteryzatorskich. Wszystko jest tu zwyczajnie na swoim miejscu i absolutnie nie ma się do czego przyczepić. Mógłbym powiedzieć tylko, że humor w filmie jest na rażącym poziomie (i w typowych produkcjach bardzo mi przeszkadza tak prostacki dowcip), ale nawet nie pisnę słówkiem, bo i to zagrało. Co tu dużo mówić, film jest absolutnie genialny i tyle!

A teraz ta smutniejsze wnioski. "Porąbani" prawdopodobnie zaginą w natłoku lepszych lub gorszych horrorów (kręconych obecnie hurtowo), i stanie się to zapewne szybciej, niż będziecie w stanie powiedzieć: "Tucker i Dale kontra zło". Nawet na polski rynek film wszedł po cichu, a na półki sklepowe trafił w, owszem, przyzwoitej cenie, ale za to ze szkaradną okładką i kiepskim tytułem (co nie wpływa pozytywnie na jego sprzedaż). Szkoda będzie patrzeć, jak ten nakręcony z pasją film odejdzie w zapomnienie, ale czasem tak chyba po prostu bywa. Oczywiście, mogę się mylić (oby) i kiedyś "Porąbani" będą wymieniani jednym tchem z "Martwym złem" Raimiego. Do tego czasu pudełko z krwawymi przygodami głupkowatych wieśniaków postawię tuż obok "Parkingu grozy" i "Łowcy potworów", by z uśmiechem na ustach czasem do nich wrócić. Mam nadzieję, że zrobicie podobnie...
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones