Recenzja filmu

Gol! (2005)
Danny Cannon
Kuno Becker
Alessandro Nivola

Udany strzał

Filmów, w których głównymi bohaterami są piłkarze, jest jak na lekarstwo. Pamiętam "Shaolin Soccer" - świetną azjatycką komedię, polski "Piłkarski poker" i "Podkręć jak Beckham" z Keirą
Filmów, w których głównymi bohaterami są piłkarze, jest jak na lekarstwo. Pamiętam "Shaolin Soccer" - świetną azjatycką komedię, polski "Piłkarski poker" i "Podkręć jak Beckham" z Keirą Knightley. Po głowie chodzi mi także "Ucieczka do zwycięstwa" z Sylvestrem Stallone i Michaelem Cainem, w którym epizod zagrał Kazimierz Deyna. Wprawdzie ostatnimi czasy również pojawiały się filmy o tematyce piłkarskiej, ale dotyczyły one raczej kibiców ("Hooligans", czy "Football Factory"). Aż tu nagle do kin wchodzi "Gol!". Moją uwagę przyciągnął spot telewizyjny, który udało mi się zobaczyć tylko raz, w przerwie meczu Polska - Anglia. Co w nim usłyszałem? W filmie grają: David Beckham, Zinedine Zidane, Patrick Kluivert... Ehh... Ostatni raz dałem się tak wystrychnąć na "Dudka". Fakt, pojawili się. W sumie na około minutę (sic). No cóż, jakoś to przebolałem, wszak nie są to moi ulubieni piłkarze, ale to trochę nie fair reklamować film nazwiskami osób, które, jak na przykład Beckham, pojawiają się w nim na 10 sekund. No ale tak działa marketing. Głównym bohaterem filmu jest Santiago Munez, nielegalny imigrant mieszkający w USA. Jego wielką pasją jest piłka nożna. Na jednym z meczów klubów studenckich zostaje on dostrzeżony przez łowcę talentów z Anglii, byłego piłkarza Glena Foya (w tej roli Stehen Dillane, Merlin z "Króla Artura"), który zafascynowany jego techniką postanawia pomóc chłopakowi wyrwać się z biednej dzielnicy Los Angeles i "wkręcić" go do jednego z lepszych angielskich klubów ekstraklasy Newcastle United. Oczywiście po drodze Santiago czeka wiele problemów. Wie, że jeśli wyjedzie ze Stanów Zjednoczonych, prawdopodobnie nie będzie mógł wrócić. Dodatkowo na jego wyjazd nie zgadza się ojciec, który wymarzył sobie zupełnie inną drogę dla swojego syna i, jakby przeszkód było jeszcze za mało, Santiago jest chory. Na co - nie zdradzę, chociaż akurat tego dowiadujemy się w miarę szybko. Główną rolę w filmie gra Kuno Becker, który według moich wstępnych oględzin przed tym obrazem grywał głównie w telenowelach produkcji meksykańskiej oraz w niszowych produkcjach amerykańskich. Jednak mimo niezbyt imponującej filmografii, wypadł świetnie. Widać, że chłopak wie, jak grać i nie mówię tu tylko o jego roli. Dryblingi Beckera naprawdę mogą zrobić wrażenie nawet na największych piłkarskich wyjadaczach. Nie on jednak stworzył najciekawszą rolę w filmie. Zdecydowanie najlepiej wypadł bardziej doświadczony aktor Alessandro Nivola, znany chociażby z filmu Johna Woo "Bez twarzy". Stworzył on naprawdę wyśmienitą kreację piłkarza Newcastle United, któremu woda sodowa uderzyła do głowy. Film jest także wart polecenia z racji "błogosławieństwa", jakie otrzymał od federacji FIFA. Dzięki temu w epizodach grają gwiazdy futbolu, a mecze rozgrywane są na największych i najwspanialszych boiskach świata. Co do epizodów gwiazd piłki nożnej, to jedni z nich wypadli lepiej, inni gorzej. David Beckham wypowiada ze dwa łopatologiczne zdania, a Zinedine Zidane po prostu jest. Lepiej wypadają piłkarze, których rola ogranicza się do tego, co potrafią najlepiej, czyli kopania piłki. "Gol!" ogląda się świetnie, mimo że to typowa do bólu historia "od zera do bohatera", niejako współczesna wersja "Kopciuszka" w wersji męskiej. Już od pierwszej sceny przedzierania się imigrantów przez granicę wciąga nas swoją dość zręcznie napisaną fabułą. Najciekawsze są jednak same mecze, które są takie, jakie powinny być, czyli dynamiczne, efektowne, znakomicie zmontowane i wyreżyserowane. Duże brawa należą się właśnie reżyserowi filmu Danny'emu Cannonowi, któremu udało się poradzić z tak trudnym tematem. A co do tego miałem poważne wątpliwości, jako że wcześniej stworzył takie "dzieła" jak "Sędzia Dredd" i "Koszmar następnego lata". Udało się... Reżyser stworzył film o porażce, o tym jak się po niej podnosić i jak wygrywać. Przekonuje nas (w miarę skutecznie), że nie warto rezygnować z marzeń, nawet jeśli w grę wchodzi dobro rodziny. Jeżeli osiągniemy życiowy cel, bliscy też na tym zyskają. Oczywiście serwuje nam to w lżejszej formie niż ta, w jakiej te problemy są zagłębiane w "zwykłych" dramatach. Bo film Danny'ego Cannona, już z racji samej tematyki, zwykłym dramatem nie jest. Polecam "Gol!" wszystkim miłośnikom piłki nożnej, których w Polsce nie brakuje, ale także tym, którzy lubią czasami obejrzeć sobie lekki dramat o niecodziennej tematyce, okraszony znakomitą muzyką Graeme'a Revella. Ja już czekam na kolejne części, ponieważ "Gol!" zapowiadany jest jako trylogia.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Prezent dla kibiców, ale i przyjemna niespodzianka dla niewtajemniczonych. Kino sportowe w swej... czytaj więcej
Mundial w RPA coraz bliżej. Nie dziwi więc fakt, że najwięksi fani tego piłkarskiego święta oczekują z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones