Recenzja filmu

Kim jest Michael (2015)
Justin Kelly
James Franco
Zachary Quinto

Ukrzyżuję się dla Ciebie, słodki Boże!

Debiut Justina Kelly’ego dowodzi jednak, że James Franco jest nie tylko celebrytą z agendą, ale i świetnym aktorem, który potrafi unieść na własnych barkach ciężar filmowej opowieści.
James Franco cierpi na twórcze ADHD. Wszędzie go pełno - w kinie, teatrze, gazetach i internecie. Złośliwi twierdzą, że próbuje złapać kilka srok za ogon, a uwagę - zamiast na projekcie – skupia głównie na sobie. Czasami rzeczywiście tak bywa. W ciągu ostatnich trzech lat Franco kręcił od siedmiu do dziesięciu filmów rocznie i wiele razy sygnował swoim nazwiskiem niezależne i ryzykowne projekty, dzięki czemu zwiększał ich potencjał rynkowy. Gwiazdy sprzedają się najlepiej, więc Franco wykorzystuje swoje pięć minut, by w pakiecie zhandlować kilka idei i wzbudzić zainteresowanie tematami tabu, jakimi wciąż są w kulturze seksualność i religia. Debiut Justina Kelly’ego dowodzi jednak, że Franco jest nie tylko celebrytą z agendą, ale i świetnym aktorem, który potrafi unieść na własnych barkach ciężar filmowej opowieści.


    
"I Am Michael" to oparta na faktach historia seksualnej i duchowej rewolucji, jaką przeszedł Michael Glatze, który z geja-aktywisty walczącego w imieniu homoseksualnych mniejszości i wydawcy dwóch magazynów o profilu LGBT zmienił się w heteroseksualnego pastora twierdzącego, że homoseksualizm to grzech i iluzja. Glatze dokonał obrotu o sto osiemdziesiąt stopni, a Franco udało się podążyć po jego śladach. Co prawda "I Am Michael" to jeden z wielu filmów, w których aktor gra postać desperacko szukającą swojej tożsamości, lecz tym razem owe poszukiwania nie zamieniają się w chaos ("Francophrenia" czy "Dolegliwości"). Postać Glatze’a nie pada ofiarą nieporadności scenarzysty, ale rośnie w siłę dzięki wiarygodnym zwrotom akcji kontrapunktującym nasze oczekiwania.


    
San Francisco sportretowane przez Christophera Blauvelta kojarzy się ze sceną seksualnych rewolucji i rozwiniętą kulturą LGBT. Rozgrywała się tam m.in. akcja gejowskiego dramatu "Test na życie" Chrisa Masona Johnsona, "Skowytu" Roba Epsteina i Jeffreya Friedmana (z Franco w roli Ginsberga) czy "Obywatela Milka" Gusa van Santa. Tak symboliczna przestrzeń bardzo szybko zaczyna uwierać, więc Kelly wprawia swojego bohatera w ruch i zmusza do skonfrontowania się z innym światem. Ten manifestuje się pod postacią kanadyjskiego Halifaxu, gdzie Michael przeprowadza się ze swoim partnerem, Bennettem (Zachary Quinto). Nie może się odnaleźć w nowej rzeczywistości; jego życie traci dawną intensywność, a bierność prowadzi do ataków paniki i objawów nerwowego załamania. Kelly doskonale ogrywa ten proces na poziomie obrazu. Franco blednie w oczach podobnie, jak bladła Fred w "Na zawsze Laurence" Xaviera Dolana. Ich rezygnacja z ekstrawaganckich, barwnych ciuchów służy podkreśleniu szarości i nudy codzienności.



Michael się dusi, Franco rozkwita. To jedna z ról, która stanowiła dla niego nie tylko wyzwanie, ale i skłoniła do wytężonej pracy nad stworzeniem przekonującego psychofizycznego portretu postaci. Zwrot Michaela w stronę religii przekonuje, bo utkany z subtelności bohater dokonuje go powoli i z rozmysłem. Idzie do celu małymi krokami i w poszukiwaniu swojej tożsamości jest niezwykle spójny, bo u rdzenia cały czas jest takim samym człowiekiem - podatnym na wpływ ideologii, wiernym swoim przekonaniom (kiedy już jej ma) i charyzmatycznym na tyle, by pociągnąć za sobą ludzi bardziej zdezorientowanych od niego. Na szczęście nic nie jest takie proste, jakim się wydaje, bo reżyserowi udaje się pokazać także czas, w którym Michael sprawia wrażenie podwójnie wykluczonego. Znienawidzonego przez środowisko LGBT, nieprzyjętego przez chrześcijańską diasporę. Stojącego w rozkroku nad przepaścią, szukającego równowagi.



Zastanawia mnie cel wędrówki podjętej przez Franco. Jak aktor-aktywista odnosi się do nieoczekiwanej zmiany miejsca, na jaką decyduje się jego bohater? Czy ostatnia scena świadczy o tym, że żadna droga nie ma swojego kresu, a przemiana - końca? Franco zależy na tym, żeby do wszystkich spraw podchodzić z otwartą głową, ale czy chce też w ironiczny sposób pokazać, że każdy rodzaj kaznodziejstwa jest niebezpieczny dla wolności i zdrowia psychicznego jednostki? Kelly nie stara się odpowiadać na te pytania. Warto jednak oglądać jego znakomity debiut ze świadomością, że puentuje go piosenka "Crucify" Tori Amos: jej dwie zwrotki i refren są najlepszym komentarzem do historii Michaela i zarazem jej gorzkim podsumowaniem.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones